[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to pomysł absurdalny. W rzeczywistości pani Langley
była w owym czasie młodą damą rozpoczynającą sa-
modzielne życie towarzyskie. Teraz zaś, po śmierci
siostry jej babki, stała się dziedziczką olbrzymiej fortuny.
Brad Danner zbladł.
- Chłopiec, o którego losach dziś zdecydujemy -
odezwał się sędzia Ridley - twierdzi, że w domu państwa
Langley panuje ciepła, pełna miłości atmosfera. Takie
środowisko gwarantuje chłopcu poczucie bezpieczeństwa
tak bardzo potrzebne młodemu człowiekowi. Zarzuty
stawiane przez pana Dannera, jakoby małżeństwo
państwa Langley było fikcją, wydają się nieuzasadnione,
zwłaszcza w świetle zeznań złożonych przez jego
pasierba.
- Mój szwagier nie cofnie się przed niczym, żeby
uzyskać prawo do opieki nad Jeffem - gorączkował się
Brad. - Jeśli trzeba, będzie udawał, że jego małżeństwo
jest wyjątkowo udane. On podobno nigdy nie kłamie,
więc niech wysoki sąd go spyta, czy naprawdę kocha
swoją żonę!
Fay podniosła się z miejsca.
- Nikt nie wie lepiej ode mnie, co czuje do mnie mój
małżonek - oznajmiła z powagą. - Wiem również, panie
Danner, co pan o nim myśli. Dla pana Jeff jest jedynie
pionkiem w tej rozgrywce, ale dla mojego męża chłopiec
jest najbliższym krewnym. Doskonale się rozumieją. Jeśli
Jeff zamieszka z nami, otrzyma staranne wykształcenie. I
nie będzie musiał uczęszczać do szkoły kadetów, która
tylko dwa razy w roku zezwala chłopcom na wyjazd do
domu! Skoro, jak pan twierdzi, chłopiec jest panu tak
bardzo bliski, dlaczego zdecydował się pan posłać go do
takiej szkoły?!
- To uzasadnione pytanie - przyznał sędzia,
spoglądając w stronę Brada, który nagle mocno
poczerwieniał. - Panie Danner, proszę na nie
odpowiedzieć.
- Moja żona spodziewa się dziecka - oznajmił Brad. -
Jeff jÄ… denerwuje, prawda, kochanie?
- Wobec tego nie rozumiem, dlaczego stara siÄ™ pan o
prawo do opieki nad chłopcem? - zdziwił się sędzia.
- Brad, powiedz prawdę - mruknęła blondynka. -
Jemu chodzi wyłącznie o pieniądze z ubezpieczenia -
wyjaśniła, wyręczając małżonka. - Mąż boi się, że jeśli
straci prawo do opieki, będzie musiał oddać chłopakowi
należną mu część. A tych pieniędzy nie ma, bo już je
wydał.
- Ty idiotko! - syknÄ…Å‚ Brad.
- Co w tym złego, że powiedziałam im prawdę? -
zapytała blondynka z rozbrajającą beztroską. - Bałeś się,
co będzie, jak twój szwagier o wszystkim się dowie.
Właśnie się dowiedział. I co? I nic. Wielkie rzeczy. W
końcu to tylko tysiąc dolarów. Gdybyś nie kupił sobie tej
kretyńskiej łodzi, mógłbyś mu teraz oddać wszystko co
do centa.
W sali rozpraw zawrzało. Nim wszyscy ucichli, Fay
zdążyła się zorientować, jakim człowiekiem jest Brad
Danner. Współczuła jego drugiej żonie.
Kiedy opuszczali salÄ™ rozpraw po tym, jak sÄ…d
przyznał im prawo do opieki nad Jeffem i nakazał
zwrócenie mu zdefraudowanych pieniędzy, z nadmiaru
emocji aż kręciło jej się w głowie.
- Ciociu, nawet nie wiesz, jak mi ulżyło - cieszył się
chłopiec. - Mogę u was zostać! Fantastycznie!
- Tak - potwierdziła równie uszczęśliwiona.
- Ale żeście ich wszystkich nabrali! Wyglądaliście jak
zakochani, którzy świata poza sobą nie widzą.
- Owszem, dowcip stulecia - powiedziała cicho,
patrząc ponad głową chłopca w gniewne oczy Donavana.
- GratulujÄ™. DopiÄ…Å‚eÅ› swego. Masz wszystko, czego
chciałeś.
- Tak. - Pokiwał głową. - Mam wszystko, czego
chciałem.
Uśmiechnęła się zadowolona, że woalka nie pozwala
mu dostrzec smutku w jej oczach. Objęła ramieniem
Jeffa i ruszyła z nim w stronę samochodu.
Donavan szedł parę kroków za nimi. Gdyby ktoś go
zapytał, co w tej chwili czuje, miałby chyba problemy z
odpowiedzią. Słowo radość z pewnością nie było
właściwe. Cieszył się, że ma Jeffa, ale miał też
świadomość, że walcząc o niego, stracił Fay.
Właściwie nie powinien się tym martwić. Ona ma
pieniądze, on ich nie ma. Trudno byłoby im znalezć
platformę porozumienia. Poza tym wszyscy mieszkańcy
Jacobsville mogliby uznać, że ożenił się z nią dla
pieniędzy. Do diabła z nimi! Pewnie i tak już o tym
gadajÄ….
Uśmiechnął się, rozbawiony własną naiwnością.
Nawet jeśli się z nią rozwiedzie, i tak ludzie zarzucą mu
chciwość. Powiedzą, że kazał sobie słono zapłacić za to,
że zwraca Fay wolność. Będą sobie przekazywali z ust do
ust, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Nagle uświadomił sobie, że widmo społecznego
potępienia, którego tak bardzo się obawiał, przestało go
przerażać. Skoro sam wie najlepiej, czym kieruje się w
życiu, co go mogą obchodzić opinie paru małostkowych
plotkarzy?
Wiadomo przecież, że najwięcej do powiedzenia o
cudzej moralności mają hipokryci, którzy na pokaz
chełpią się cnotami, prywatnie zaś grzeszą, ile wlezie.
Garstka jego najbliższych przyjaciół na pewno nie
odsądzi go od czci i wiary. Czemu więc bezustannie
dręczy się i narzeka na swój los?
Spojrzał na Fay zachłannym wzrokiem. Do licha, tak
bardzo jej pragnie! Przyzwyczaił się do jej obecności w
swoim domu. Lubił obserwować jej zmagania w kuchni,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]