[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Chyba masz rację — dodał — smakuje jak zepsuty grzyb.
Ze stoicką cierpliwością przełknął ślinę i żuł dalej.
— Błe — wykrztusił po chwili i zwymiotował.
— Robiąc to bez zestawu. . . — zaczęła Helen Morris. — Gdzie się znajdzie-
my? Po prostu gdzieś? Boję się — mówiła jednym tchem. — Czy będziemy ra-
zem? Jesteś tego pewien, Norm? — rzekł Sam Regan, żując swoją
— Kogo to obchodzi porcję.
— Patrzcie na mnie — powiedział Barney Mayerson. Spojrzeli na niego z za-
ciekawieniem; coś w jego głosie kazało im usłuchać.
128
— Wkładam Chew-Z do ust — rzekł Barney i zrobił to. — Widzicie, jak to
robię. Prawda?
Zaczął żuć.
— Teraz żuję.
Serce waliło mu jak młotem. Boże, pomyślał. Czy wyjdę z tego cało?
— Taak, widzimy — przytaknął Tod Morris kiwając głową. — I co z tego?
Czy masz zamiar pęknąć albo unieść się w powietrzu jak Eldritch, czy coś takie-
go?
On też zaczął żuć swoją prymkę. Wszyscy już żuli, cała siódemka, stwierdził
Barney. Zamknął oczy.
Kiedy je otworzył, zobaczył pochyloną nad nim żonę.
— Pytałam — mówiła — czy chcesz ten drugi Manhattan, czy nie? Bo jeśli
chcesz, to muszę polecić lodówce, żeby przygotowała więcej pokruszonego lodu.
— Emily — rzekł niepewnie.
— Tak, mój drogi — wycedziła cierpko. — Zawsze gdy wymawiasz moje
imię w ten sposób, wiem, że zamierzasz wygłosić jeden z tych twoich wykładów.
O co chodzi tym razem?
Usadowiła się na sofie naprzeciw niego i wygładziła spódnicę; jaskrawy, nie-
biesko-biały meksykański pasiak, który kupił jej pod choinkę.
— Jestem gotowa — oświadczyła.
— Żadnych wykładów, obiecuję — powiedział.
Czy ja naprawdę jestem taki? — spytał w duchu. Wiecznie wygłaszający mo-
wy? Chwiejnie podniósł się z kanapy; był oszołomiony i złapał się stojącej obok
lampy, żeby nie upaść.
— Zaprawiłeś się — stwierdziła Emily, mierząc go spojrzeniem.
Zaprawiłeś. Nie słyszał tego słowa od studenckich czasów; dawno już wyszło
z mody, ale Emily, oczywiście, wciąż używała tego terminu.
— Teraz — powiedział najwyraźniej, jak mógł — mówi się nagrzany. Zapa-
miętasz? Nagrzany.
Niepewnym krokiem podszedł do kredensu, w którym trzymali alkohol.
— Nagrzany — powtórzyła Emily i westchnęła. Wyglądała na smutną; za-
uważył to i zastanawiał się dlaczego. — Barney — zaczęła — nie pij tyle, dobrze?
Nazywaj to, jak chcesz, nagrzany czy zaprawiony, to jedno i to samo. Myślę, że
to moja wina; pijesz tyle, ponieważ nie jestem dla ciebie odpowiednią partnerką.
Pięścią potarła lekko prawe oko; znajomy, denerwujący gest o znamionach
nerwowego tiku.
— Nie o to chodzi, że jesteś nieodpowiednia — rzekł. — Tylko że ja mam
wysokie wymagania.
Nauczono mnie wiele wymagać od innych, pomyślał. Wymagać, aby byli rów-
nie szacowni i zrównoważeni jak ja, a nie powodujący się wyłącznie emocjami,
pozbawieni samokontroli.
129
Przecież to artystka, uświadomił sobie. A raczej tak zwana artystka. To bar-
dziej odpowiada prawdzie. Życie artysty bez talentu.
Zaczął mieszać sobie kolejnego drinka, tym razem burbona z wodą, bez lodu;
ignorując kieliszek, lał whisky prosto z butelki do miksera. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •