[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swojego męża i nosi jego dziecko? To było takie niesprawiedliwe!
Wstała i ubrała się; z trudem dobiegła do ganku na tyłach domu, zanim zwróciła kawę,
którą właśnie co przełknęła. Myśl o długiej podróży pociągiem do Luizjany była nieprzyjemna i
niepożądana. Ale w swojej notce Thorn dał jej jasno do zrozumienia, iż oczekuje, chce, by
wyjechała.
Sam nawet wyjechał, żeby ułatwić im rozstanie, dodając instrukcje, jak ma postąpić z
SamanthÄ….
Wiedziała, że może zostać mimo listu. Może nie zgodzić się na wyjazd. Ale co to da?
Powiedział jej ubiegłej nocy, że to, co do niej czuje, to pożądanie, nie miłość. Chociaż być może
żałuje swej nieokiełznanej namiętności, jak widać bardzo chętnie da jej rozwód i pozwoli
wyjechać do Richarda. Gdyby ją kochał, z pewnością walczyłby, żeby ją zatrzymać. Wycofanie
się bez walki i oddanie tego, czego pragnął, nie leżało w charakterze Thorna.
Ta myśl przesądziła sprawę - postanowiła wyjechać. Była teraz przekonana, że Thorn
tego właśnie po niej oczekuje.
Oddawał ją niczym strzelbę, której używaniem się znudził.
Z oczu popłynęły jej gorące łzy. Pomyślała, że będzie mieć jego dziecko. Zwiadomość tego
była dla niej jedynym pocieszeniem. On się o tym nie dowie. Skrzywiła się. Oczywiście, że się
dowie, pomyślała nieszczęśliwa, bo z całą pewnością jej rodzice się dowiedzą i go o tym
powiadomiÄ….
Nie może teraz wyjść za mąż za Richarda, a poza tym wcale go nie kocha.
Z rezygnacją poszła się pakować. Będzie się mogła tym zamartwiać przez całą drogę do
Luizjany. Zaplanowała, że zawiezie Samanthę do rodziców pod pretekstem zrobienia zakupów.
Pózniej, już ze stacji, zatelefonuje do nich w ostatniej chwili i powiadomi, że wyjeżdża. W ten
sposób uniknie niebezpieczeństwa, że będą się starali odwieść ją od tego zamiaru. Nie mogła
zostać z Thornem, kiedy czuł do niej tylko pożądanie i może litość. Nie wiedziała jednak, jak
zdoła żyć bez niego. Stał się już najważniejszą sprawą w jej życiu.
Był czwartek trzynastego kwietnia, ale - pomyślała z wisielczym humorem - bardziej
przypominał piątek trzynastego. Kazała Jorgemu, niepomiernie zdziwionemu, że senora też
postanowiła wyjechać, zawiezć się do miasta.
Nie powiedziała mu, że jadą na stację, tylko że chce zrobić zakupy i że Samantha musi w
tym czasie zostać z Mary, Jackiem i Teddym.
- Lubię Teddy'ego - powiedziała wesoło Samantha, kiedy zajechali przed dom Langów. -
Jest dla mnie taki miły.
- Jest miłym chłopcem - odparła Trilby. Pocałowała Samanthę w policzek i obrzuciła
przeciągłym, smutnym spojrzeniem. - A ty jesteś miłą dziewczynką. Kocham cię, Samantho.
- Ja także cię kocham, Trilby - powiedziała dziewczynka, marszcząc brwi. - Jesteś bardzo
blada. Czy nic ci nie jest?
- Oczywiście, że nie. - Trilby uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Bądz grzeczna i słuchaj babci
i dziadka, dobrze?
Powinnam niedługo wrócić.
Razem wysiadły z samochodu i weszły do domu, ale Samantha nadal wyglądała na
zmartwionÄ….
- Dziękuję, że się nią zaopiekujesz - powiedziała Trilby do Mary.
- Wiesz, że ona wcale nie sprawia nam kłopotu. A Teddy ją uwielbia. Spójrz.
Teddy uczył Samanthę, jak grać w kulki. Przemawiał do niej zaaferowanym, lecz miłym
głosem. Samantha śmiała się z tego, jak zezuje i wysuwa język, kiedy celował jedną kulką w
inne.
- Cieszę się, że tak dobrze się rozumieją.
- Nie wyglądasz dobrze - powiedziała Mary i zmarszczyła brwi. - Może powinnaś usiąść?
- Nic mi nie jest. Kupię tylko jakiś materiał na nowe letnie sukienki. Czy coś ci załatwić? -
odparła Trilby.
- Nie, kochanie. Sama pojadę i poszukam, ale bardzo ci dziękuję. Trzeba włożyć kapelusz
- dodała.
- Jest w samochodzie - odparła Trilby. - Powinnam niedługo wrócić, na pewno przed
wieczorem.
- Dobrze, dobrze. Jedz ostrożnie, Jorge!
- Si, senora. - Drobny mężczyzna uśmiechnął się, przytrzymując kapelusz na sercu, kiedy
otwierał przed Trilby drzwiczki. Dzięki Bogu, że jej walizy znajdowały się na podłodze i Mary nie
mogła ich zobaczyć. Jorge jednak zobaczył i przez całą drogę do Douglas marszczył brwi.
Działo się coś bardzo niedobrego. Czuł to w kościach.
Trilby nie chciała, żeby zawoził ją na stację, ale nie dojeżdżały tam tramwaje. Nie miała
wyboru. Pójście piechotą, w upale, wziąwszy pod uwagę jej stan, nie wchodziło w rachubę. To
dziwne, ilu ludzi było w mieście, pomyślała, w gruncie rzeczy nie zastanawiając się nad tym, ilu
wszędzie jest żołnierzy. Gdyby była mniej zdenerwowana, zwróciłaby większą uwagę na ten
duży ruch, który zwiastował kłopoty.
Tak jak się spodziewała, kiedy kazała Jorgemu zawieść się na stację, bardzo się
zdenerwował. Nic jednak nie powiedział, aż znalezli się na peronie i czekali na bagażowego.
- Senora, nie wolno pani wyjeżdżać - poprosił. - Senor Vance będzie taki nieszczęśliwy.
- Nie wierzę w to - odparła sztywno. - Kazał mi wyjechać - dodała, prawie dławiąc się
tymi słowami.
- Ale on panią uwielbia - zaprotestował. - Senora, on mówi o pani, jakby była pani
księżycem na nocnym niebie, z taką czułością i miłością. Jeśli panią odesłał, to zrobił to w
przypływie złego humoru i wkrótce tego pożałuje. Nie wolno pani wyjeżdżać!
- MuszÄ™, Jorge, widzisz...
%7ładne z nich nie zauważyło nagłego pojawienia się licznych mundurów khaki i
zgromadzenia obywateli na ulicach. Jednakże krzyki i nagłe odgłosy strzelaniny sprawiły, że
zamarli w bezruchu.
- Kryjcie się! - wrzasnął jakiś żołnierz. - Zaczęło się!
Trilby nie zapytała, co się zaczęło, ale Jorge poprowadził ją w stronę budynku stacji i
zamknął za nimi drzwi. Szklane drzwi natychmiast zostały roztrzaskane i drobny Jorge
przyłożył dłonie do klatki piersiowej i upadł. Leżał na plecach, z otwartymi i przerażonymi
oczyma, a z jego ramienia sączyła się strużka krwi.
- Jorge! - krzyknęła Trilby.
Ruszyła ku niemu, ale zaledwie zdołała zrobić krok, kiedy grupa obszarpanych,
uzbrojonych Meksykanów sforsowała drzwi i otoczyła zaszokowanych pasażerów.
Wokół niej rozległa się szybka jak wystrzały paplanina po hiszpańsku. Jeden z mężczyzn
schwycił ją za ramię.
Dwaj inni pasażerowie, obaj w podeszłym wieku, też zostali pociągnięci.
- Chodzcie z nami, a nic wam się nie stanie - powiedział jeden z mężczyzn angielszczyzną
o silnym akcencie. - Rapidamente!
Przerażoną Trilby pociągnięto razem z mężczyznami i wepchnięto do samochodu, który
aż po brzegi wypełniony był karabinami i amunicją. Kilka sekund pózniej pędzili w stronę
meksykańskiej granicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •