[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Patrzył na świeżo poślubioną małżonkę i zobaczył łzy płynące po jej twarzy.
Podał jej chustkę i pomógł je wytrzeć.
- Nawet nie mam odpowiedniej sukni - szepnęła żałośnie. - Ani druhen, ani
pastora ...
Twarz Cala stężała.
- Ale przynajmniej masz męża - odparł ostro. - Kobieta w twoim stanie
powinna się z tego cieszyć!
Niemal przegryzła dolną wargę na wylot i opuściła głowę. Jej smutek był
niemal namacalny.
- No już, już - pocieszał ją sędzia. - To podniosła chwila, prawda? Cal nie
odpowiedział. Jej nieprzemyślane słowa uzmysłowiły mu po raz kolejny jej chęć
wywyższenia się. Gdyby nie ta historia z uwiedzeniem, nigdy nie zgodziłaby się wyjść
za niego. Musiałaby dokładnie przeliczyć jego pieniądze i sprawdzić nazwisko, by w
ogóle się nad tym zastanowić.
Summerville bardziej do niej pasował. Ale przecież uznała go za
odpychającego, prawda? Patrzył na nią, gdy rozmawiała z żoną sędziego. Była ładna i
elegancka, ale z wyjątkiem pamiętnego popołudnia w szałasie, zawsze wiało od niej
chłodem. Była dla niego uroczą niespodzianką, gdy kochali się. Przypomniał sobie, jak
go pocieszała, gdy przyjechał po zniszczeniu Galveston. Ale pamiętał też jej uwagi o
jego pracy i ubraniu. Nauczono ją być snobką. Zastanawiał się, czy da się to naprawić.
Jego rodzice nigdy nie zrozumieją tej pospiesznej decyzji o ślubie.
Trzeba by było wszystko im wyjaśnić, a jego matka i tak byłaby wstrząśnięta
faktem, że uwiódł przyzwoitą dziewczynę i musiał się z nią żenić, by ratować jej
reputację. Mógł liczyć na co najmniej piętnastominutową tyradę po powrocie do
domu. Patrzył na zmęczoną twarz Nory i myślał, jak zareagowałaby na wieść, że
poślubiła niezwykle bogatego człowieka.
W końcu i tak będzie musiał jej to powiedzieć. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze
miał kilka spraw do załatwienia z Chesterem. Potem panna Eleonora Madowe, nie -
pani Eleonora Culhane musi być przygotowana na kilka niespodzianek.
Zabrał ją do małej herbaciarni i zamówił kilka kanapek. - Nie mogę jeść -
powiedziała słabym głosem.
- Ale musisz, pani Barton - odparł. - Chcę mieć zdrowego syna.
Zaczerwieniła się.
- Już złożyłeś zamówienie u Pana Boga? Aż się zachłysnął.
- Jeszcze nie - przyznał. Zmrużył oczy. - Nie było ci łatwo, prawda? - zapytał ze
współczuciem. - Taka podróż przez morze musi być uciążliwa. A Summerville, jak
przypuszczam, przez cały czas był przy tobie obecny.
Potrząsnęła głową i zamieszała herbatę w porcelanowej filiżance srebrną
łyżeczką od Rogersa.
- Dowiedział się od moich rodziców, że jestem w Londynie i pojechał tam. Jego
rodzina jest zaprzyjazniona z moimi krewnymi, Randolphami, więc poprosili go, by
się li nich zatrzymał. - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Nie cierpię go. Czy to Melly
opowiedziała ci, co wydarzyło się w Afryce?
- Nie. Co ma do tego Afryka? Jej ręka zadrżała.
- Powiedziałeś, że wiesz o sprawie z Edwardem.
- Wiem tylko, że był z tobą w Europie - odparł rzeczowo.
To skomplikowało sprawę. Nie wiedziała, co robić. Powiedzieć mu było łatwo,
ale dlaczego miałaby obciążyć go jeszcze tym brzemieniem? Czy nie pozbawi go
resztek nadziei, gdy mu obwieści, że ożenił się z kaleką? Miał się dowiedzieć, że będzie
musiał ją utrzymywać? A jeśli ona zachoruje, co wtedy? Jak uda mu się pracować na
nią i jednocześnie się nią opiekować? To dumny człowiek. To go zniszczy. Westchnęła
na myśl, że nie okazała się dość silna, by mu się oprzeć.
- Czy rozmyślasz o bogactwie, którego musiałaś się wyrzec, by mnie poślubić?
%7łałujesz? - zapytał, usłyszawszy jej westchnienie i zle je zrozumiał. - Summerville
może się jeszcze po ciebie zgłosić. - Ty jesteś moim mężem.
- Ale rozwód nie jest miłą perspektywą, podobnie jak nieślubne dziecko.
- Złościsz mnie. - Sięgnęła po gorącą herbatę. - Spodziewałam się przyjęcia na
święto Dziękczynienia, wydanego przez moją matkę, a tymczasem będę jadła
wołowinę w jakiejś chacie! - powiedziała, starając się, by go jak najmocniej zabolało.
- Nie wołowinę, moja droga - poprawił ją. - Indyka. Mam nadzieję, że umiesz
gotować. Ja nie mam talentów kulinarnych. - Gotować?!
Uśmiechnął się, widząc wyraz jej twarzy.
- I sprzątać - dodał. - I prać, prasować oraz robić wiele innych rzeczy, z których
dumne są wszystkie żony w Teksasie.
- Moja ciotka ... - zaczęła.
- Twoja ciotka jest dla ciebie nieosiągalna, czy może zapomniałaś, że jesteś
żoną zarządcy? - powiedział z zamierzonym sarkazmem. - Wyobraz to sobie, pani
Barton. Możesz się znalezć w jej domu jako sprzątaczka. - Pochylił się. - A co do
indyka, nie tylko będziesz musiała go ugotować, moja droga. Przedtem go złapiesz,
zabijesz i oskubiesz!
10
- Och, na litość boską! - mruknął przyklękając, by pochwycić Norę zmagającą
siÄ™ z omdleniem.
Trudno było jej oddychać, ponieważ miała na sobie gorset. Jakże nienawidziła
tych niemodnych wynalazków!
- To przez to draństwo, prawda? - mruknął, mocując się z gorsetem. - Nie
wyjdzie to dziecku na zdrowie, Noro.
Użył zdrobnienia i zrobił to czule. Gdyby nie było jej aż tak słabo, ucieszyłaby
się. Chwyciła się brzegu stołu i pochyliła się. Najgorsze były nudności.
- Jeśli już mowa o rzeczach, które mogą zaszkodzić dziecku, powinieneś
wiedzieć, że nie należy mówić o zabijaniu indyka! - powiedziała ze złością.
- Jeśli sama myśl o przygotowaniu posiłku męczy cię, to pewnie umrzemy z
głodu - odrzekł z irytacją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]