[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkie byki w okolicy. To skończony drań! - Leo znowu się zapalił i grzmotnął pięścią w
stół. - Przepraszam, trochę mnie ponosi. Mam pewien plan. Handley twierdzi, że Clark nie
wylewa za kołnierz. Wiem, że bywa w „Shea”. Tam możemy go obserwować.
Cag zmarszczył brwi.
- Można by pogadać z Janie.
- Z Janie?
- Z Janie Brewster. Można ją poprosić, żeby miała na oku Clarka, jeśli ten pojawi się
w „Shea”.
Leo spojrzał na brata kompletnie nieprzytomnym wzrokiem i zmarszczył brwi.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Czy możesz mi wytłumaczyć, co Janie miałaby robić w takiej spelunce?
Nagle do Caga dotarło, że palnął głupstwo. Oto prawdopodobnie ujawnił coś, co
absolutnie nie miało dotrzeć do uszu brata.
Tess ujęła dłoń stropionego męża i powiedziała cicho:
- Lepiej mu powiedz.
- Niby co masz mi powiedzieć? - zapytał coraz bardziej zły Leo.
- Otóż, od kilku tygodni Janie pracuje w „Shea” - wyjąkał Cag.
- Co takiego? W takiej melinie? - zaczął wrzeszczeć Leo.
- Leo, nie krzycz, bo przestraszysz dziecko - uciszała go Tess.
Cag zamachał rękoma.
- Zaraz, zaraz, Leo. To przecież dorosła kobieta.
- Kobieta? Ona skończyła dopiero dwadzieścia jeden lat! To dziecko! O, nie! - Wstał
gwałtownie i zaczął krążyć po pokoju. - Janie nie będzie obsługiwać pijaków! Po moim
trupie! Co Fred sobie myśli? Jak on mógł jej na to pozwolić? Pewnie nawet nie wie, że jego
ukochana córeczka pracuje w przydrożnym zajeździe! - Leo unosił się coraz bardziej.
- Ponoć Janie uparła się, żeby pomóc ojcu. Zdaje się, że Fred ma kłopoty finansowe -
próbował tłumaczyć Cag.
Leo bez słowa chwycił swojego stetsona i ruszył do wyjścia.
- Tylko nie wpakuj się w kłopoty! - ostrzegał Cag. - I nie narób Janie wstydu przy jej
szefie!
Leo wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Cag spojrzał zmartwiony na żonę.
- Chyba muszę ostrzec Janie? - spytał niepewnie. Tess skinęła głową. - Chociaż nie
sądzę, żeby kogokolwiek można było przygotować na konfrontację z Leo, kiedy jest w takim
marsowym nastroju! - stwierdził, wykręcając energicznie numer.
W „Shea” nie było tłoczno, gdy Leo wpadł do środka. Na jego twarzy malowała się z
trudem tłumiona wściekłość. Mężczyźni siedzący przy stoliku nieopodal wejścia zamilkli na
jego widok.
Janie również struchlała, mimo że jeszcze przed chwilą przekonywała Caga przez
telefon, że humory Leo bynajmniej jej nie obchodzą. Jednak serce dziewczyny zamarło na
widok jego zwężonych oczu i zaciśniętych mocno ust.
Leo zatrzymał się przed kontuarem. Przy barze siedziało trzech kowbojów,
najwyraźniej czekających na jedzenie. Z tyłu jakiś młody chłopak w fartuchu wyciągał pizzę
z pieca.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Ubieraj się. Wychodzimy - powiedział Leo tonem, którego Janie nie słyszała z jego
ust od czasu, kiedy miała dziesięć lat i wdrapała się na tył ciężarówki kowboja, który obiecał,
że zabierze ją na karnawał. Janie dopiero po latach dowiedziała się, że Leo prawdopodobnie
uratował jej wówczas życie. Jednak teraz sprawy miały się zupełnie inaczej.
Janie uniosła wysoko brodę i spojrzała wyzywająco. Przed oczyma stanął jej wieczór
balu i wszystkie wydarzenia, jakie się wtedy rozegrały.
- Jak się miewa twoja stopa? - spytała sarkastycznie.
- Zupełnie nieźle. Ubieraj się - powtórzył Leo tym samym tonem.
- Ja tu pracuję.
- Już nie.
Janie wzięła się pod boki.
- Zamierzasz mnie stąd wynieść? Uprzedzam, będę kopać i wrzeszczeć.
- Świetny pomysł - burknął Leo, okrążając kontuar. Bez chwili namysłu Janie
chwyciła stojący nieopodal kufel piwa i jednym, płynnym ruchem wylała jego zawartość na
głowę Leo.
- Może to cię ostudzi! - zawołała. - A teraz posłuchaj mnie uważnie.
Jednak piwo najwyraźniej nie zadziałało, bo Leo jednym susem znalazł się przy niej.
Chwycił ją w ramiona i wbrew wszelkim wysiłkom, szamotaninie, kopaniu i krzykom, zaniósł
do wyjścia.
W tej samej chwili w drzwiach pojawił się ochroniarz. Widząc swoją ulubienicę w
tarapatach, natychmiast znalazł się przy niej.
Zagrodził Leo drogę.
- Nie widzisz, że panienka się opiera? - syknął. - Postaw ją, Hart!
- Właśnie, Mały! Przemów mu do rozumu! - zawołała Janie, szamocząc się ze
zdwojoną energią.
- Zabieram ją do domu. Tam będzie bezpieczna! - odparł stanowczo Leo. Znał Małego
nie od dziś. Chłopak miał złote serce, ale nie był zbyt błyskotliwy, jednak liczył ze dwa metry
wzrostu i ze sto kilo żywej wagi, więc lepiej było zachowywać się wobec niego uprzejmie. -
Zajazd przydrożny to nie miejsce dla dziewczyny.
- Janie jest kobietą - sprostował Mały. - Postaw ją, Leo, bo inaczej będę musiał dać ci
w mordę - dodał spokojnie.
- On już nieraz to robił - przekonywała Leo Janie. - Prawda, Mały? Dałeś popalić nie
takim jak on?
- Jasna sprawa, panienko - grzecznie odparł ochroniarz, robiąc krok w stronę Leo.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
Leo nawet nie mrugnął.
- Już powiedziałem - warknął groźnie - że zabieram ją do domu.
- Myślę, że chyba nigdzie jej nie zabierzesz - za plecami Małego rozległ się kolejny
głos sprzeciwu.
Ochroniarz odwrócił się i oczom Leo ukazał się szeroki tors Harleya. Jeszcze rok temu
Leo roześmiałby się na taką groźbę, lecz dziś musiał się z nią liczyć.
- Przemów mu do rozumu, Harley! - pisnęła Janie.
- A ty bądź cicho! - sapnął Leo. - Nie będziesz pracować w takiej spelunie!
- A ty nie będziesz mi rozkazywał! - odcięła się Janie. Jej oczy zaiskrzyły groźnie. -
Ciekawe, co powiedziałaby na to Marilee? - dodała zjadliwie.
Leo zaczerwienił się gwałtownie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •