[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobieta przewracała mu \ycie do góry nogami.
Zdecydowanym ruchem wyjął zdjęcia z koperty. Serce
omal nie wyskoczyło mu z piersi. Była tam, na pla\y. Z
rozwianymi włosami. Roześmiana.
Taka młoda i beztroska. I taka piękna.
Wsunął zdjęcia do torby i szybkim krokiem ruszył do
klubu. Był ju\ spózniony. A przecie\ nie spózniał się nigdy.
Ramon był ju\ na korcie. wiczył serwis.
- Buenos dias, amigo - powiedział. - Dobrze się czujesz? -
spytał, patrząc nań uwa\nie.
Luke powinien był pamiętać, \e Ramon jest dobrym
policjantem i potrafi jednym spojrzeniem ocenić ka\dego
człowieka.
- Oczywiście - rzucił dziarsko. - Mo\e krótka
rozgrzewka? Ciekawe, co Ramon pomyślałby o Katrin, gdyby
zobaczył ją
w bezkształtnym uniformie i tych wstrętnych okularach?
Czy odkryłby w niej skrywaną namiętność... i tajemnicę. Czy,
jak Luke, okazałby się tępakiem.
Luke z trudem usiłował skoncentrować się na grze. Ale i
tak pierwszego seta przegrał. Drugiego wygrał tylko dzięki
brutalnej sile. Trzeciego przegrał do dwóch. Po meczu obaj z
Ramonem wykąpali się pod prysznicem i poszli do małej
greckiej restauracji, którą od dawna lubili.
- Co z tobą, Luke? - spytał Ramon. - Czy\by interesy w
dzikiej Kanadzie poszły a\ tak zle?
- Poszły świetnie.
- Nigdy nie grałeś tak fatalnie.
- Dzięki - rzucił Luke. - Jak tam Rosita? A dzieciaki?
śona Ramona, urocza Rosita, wcią\ była piękna i zgrabna,
choć urodziła troje dzieci.
- Zajmuje się właśnie odnawianiem domu - powiedział
Ramon i otarł z wąsów pianę z piwa. - Poprzewracała
wszystko do góry nogami i maluje jak szalona. Z dziećmi
wszystko w porządku. Kiedy wracam do domu, całe są
wymazane farbami. Nie powiesz mi, co się stało?
- Spotkałem kobietę.
- Najwy\szy czas.
- Mał\eństwo nie jest dla ka\dego, Ramonie - powiedział
Luke z westchnieniem. - KiedyÅ›, pewnego dnia, ustatkujÄ™ siÄ™.
Zało\ę rodzinę. Ale jeszcze nie teraz.
- A ta kobieta. Ona myśli o mał\eństwie?
- Nie.
Ramon uśmiechnął się do kelnerki, która przyniosła im
zamówione dania.
- A zatem - odezwał się uprzejmie, kiedy zostali sami -
była odporna na twój urok i wdzięk.
- Tak. Właściwie, nie. Tak jakby.
- Zawsze podziwiałem twoje zdecydowanie. - Ramon
popatrzył nań drwiąco. - Tak. Nie. Zawsze wiesz, co
powiedzieć. Tylko tym razem nie.
- To nie jest takie proste - rzucił Luke trochę nerwowo.
- Ona nie była jedną z delegatek. Była kelnerką w
pensjonacie.
- Poleciała na twoje pieniądze? Sądziłem, \e ju\ do tego
przywykłeś.
- Nie! Przysięgam.
- Poszedłeś z nią do łó\ka?
- Czy to przesłuchanie? - Luke wło\ył do ust czarną
oliwkÄ™.
- Nie, nie poszedłem z nią do łó\ka.
- Ale chciałeś. Wiele kobiet mówi nie, by bardziej
zainteresować mę\czyznę. Złapać go na hak.
- Ona nie była taka.
- yle z tobą, amigo. - Ramon zachichotał - Była piękna,
prawda?
- O, tak. Była piękna. - Luke zmarszczył brwi. - Kogoś mi
przypominała, ale nie wiem, kogo. I coś łączyło ją z San
Francisco. Ilekroć o nim wspominałem, reagowała jak
spłoszony jeleń.
- Jak miała na imię?
- Katrin. - Wiedziony impulsem, Luke sięgnął do torby po
kopertę z fotografiami. Ramon wziął je ostro\nie i przyglądał
się im w skupieniu. Kiedy podniósł oczy, nie uśmiechał się
ju\.
- Jak miała na nazwisko? - spytał powa\nie.
- Sigurdson. O co chodzi?
- Sigurdson? Zgadza się. Chocia\ ja znałem ją jako Katrin
Staines. Wdowa po Donaldzie Stainesie. Mówi ci to coś?
Nerwy Luke'a napięły się jak postronki. Katrin wdową?
- Nic a nic... - rzucił szorstko. - A mam dobrą pamięć do
nazwisk. Co to znaczy, \e ją znałeś? Kiedy? Gdzie? I kim był
ten Donald Staines?
- Nie da się tego opowiedzieć tak po prostu. Kiedyś
mieszkała w San Francisco. Jakieś dwa i pół roku temu jej
mą\ został zamordowany.
- Zamordowany?! - powtórzył Luke, oszołomiony. -
Jesteś pewien, \e mówimy o tej samej kobiecie?
Ramon popukał w trzymane fotografie.
- Rozpoznałem ją natychmiast. Trudno ją zapomnieć.
Podczas śledztwa okazało się, \e ma islandzkie korzenie i \e
pochodzi z północnej Kanady. Nie zapominam takich
szczegółów. To część mojej pracy.
- Zledztwa? Jakiego śledztwa? - Luke nie potrafił
otrząsnąć się z wra\enia.
- Ona miała motyw. Pieniądze. Olbrzymie pieniądze.
Prokuratorowi to wystarczało. Ale miała te\ niepodwa\alne
alibi. Chocia\ robili wszystko, by udowodnić, \e wynajęła
kogoś, by zgładzić Donalda Stainesa, nie zdołali tego uczynić.
Luke patrzył na przyjaciela jak na szaleńca.
- Czy ja śnię? - powiedział cicho. - Czy my naprawdę
prowadzimy tÄ™ rozmowÄ™?
- Niestety, tak.
Myślami, Luke znowu znalazł się w Askja. Ukryty wśród
krzewów Guy powiedział coś, co wprawiło Katrin w
prawdziwą rozpacz. Co to było? Coś, co miało związek z jej
reputacjÄ….
To dlatego była taka wystraszona. I dlatego tak
gwałtownie reagowała, gdy mówiło się o San Francisco.
- Dwa lata temu nie było mnie w kraju przez kilka
miesięcy - powiedział Luke. - Ale musiałem chyba widzieć jej
zdjęcia w gazetach. Stąd to dziwne wra\enie, \e ją znam.
- Kochasz ją? - spytał Ramon bardzo cicho.
- Nie. SkÄ…d! Ale i tak jestem w szoku. Wiesz - ciÄ…gnÄ…Å‚
Luke - słucham ka\dego twego słowa. Morderstwo. Zledztwo.
Alibi. Ale w \aden sposób nie potrafię połączyć ich z kobietą,
którą poznałem. Po prostu nie mogę. Wcią\ mam wra\enie, \e
to jakaś straszna pomyłka. Albo głupi kawał.
- Na pewno nie z mojej strony.
- Przepraszam, wiem, \e nie zrobiłbyś tego. Po prostu,
rozbiłeś mnie kompletnie.
- Widzę. Dlaczego uwa\asz, \e Katrin, którą poznałeś, nie
mogłaby zamordować mę\a? Z którego był, nawiasem
mówiąc, kawał drania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]