[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i nad obrazami.
- Ja... byłem poruszony - powtórzył Malz.
- Po ucieczce pani Chumley dokładniej obejrzałem jej obraz. Płótno ciągle jest trochę
lepkie. Farba nie zdążyła wyschnąć tak, jak na starych obrazach.
Pani Chumley nie zauważyła tego. Prawdopodobnie nigdy nie miała obrazu w ręku. A
Burroughsowie zbyt się spieszyli, by zwrócić na to uwagę.
Pani Chumley ryzykowała wszystko, co miała, by zdobyć oryginalnego Vermeera.
Być może zmęczyło ją życie w cudzym domu i doglądanie czyjejś rodziny. W końcu chciała
mieć coś dla siebie, coś, czego inni nie mają, jakieś dzieło najwyższej klasy. Trafił jej się
jednak falsyfikat.
A skoro ona dostała skopiowany obraz, panie Malz czyż nie nasuwa się podejrzenie,
że większość ze skradzionych dzisiaj obrazów to falsyfikaty? Wspaniałe kopie wykonane
przez człowieka, który potrafi podrobić styl każdego malarza.
Jupiter zaczerpnął tchu i kontynuował opowieść.
- W piątek wybierał się pan na urlop. Moim zdaniem zamierzał pan zabrać ze sobą
oryginały arcydzieł, a ich kopie pozostawić w muzeum. Po dzisiejszej kradzieży pragnął pan
uniknąć szumu wokół kolekcji. Obawiał się pan zwrócić czyjąś uwagę na to, że na ścianie
pokoju pani Chumley wisi mniejszy obraz niż poprzednio. Ktoś mógł zauważyć, że to tylko
kopia, a nie oryginał.
Kiedy odzyskano skradzione przez Burroughsów obrazy, nie śmiał pan wspomnieć o
brakującym Vermeerze. Zaczęto by go szukać i ślady zaprowadziłyby do pokoju pani
Chumley. Pan tymczasem planował powiesić z powrotem w muzeum oryginalnego Vermeera.
Gdyby się to panu udało, nikt by się o niczym nie dowiedział. Nikt nie miałby powodu
kwestionować autentyzmu pozostałych skradzionych obrazów.
Nie miał pan jednak szczęścia. Teraz eksperci sprawdzą wszystkie obrazy. Zostanie
pan zdemaskowany, panie Malz. Gdzie umieścił pan oryginały z kolekcji Mosby'ego? W
apartamencie w Santa Monica?
Komendant Reynolds podszedł do obrazu wiszącego nad kominkiem. Dotknął płótna,
obejrzał swoje palce, po czym zwrócił się do Malza:
- Postaram siÄ™ o nakaz rewizji.
Malz popatrzył uważnie na Jupitera.
- Ty zgniłku - rzekł z pogardą.
Pierwszy Detektyw zignorował słowa kustosza.
- Co za ironia - powiedział. - Burroughsowie tak się namęczyli, by popełnić
przestępstwo, wpadli w prawdziwe tarapaty, a jedyną nagrodą za ich wysiłek jest piękna
kolekcja falsyfikatów. Skąd jednak mogli wiedzieć, że genialny fałszerz dzieł sztuki ich
uprzedził?
ROZDZIAA 23
Pan Hitchcock czyta sprawozdanie
- Człowiek się uspokaja, kiedy widzi, że sprawiedliwość triumfuje - powiedział Alfred
Hitchcock.
Sławny reżyser filmowy siedział w biurze nad otwartym sprawozdaniem, które Bob
położył mu na biurku, i kiwał głową z aprobatą.
- Należą wam się gratulacje - powiedział do Trzech Detektywów. - Nie każdy
wpadłby na pomysł, że dwie niezależne grupy kryminalistów w tym samym czasie szykują
się do popełnienia tego samego przestępstwa. Oczywiście całkiem odmiennymi metodami.
Nawet najwspanialszy podkop nie wytrzymuje porównania z fantastyczną robotą, jaką
wykonał Gerhart Malz, kopiując arcydzieła z Muzeum Mosby'ego.
- Trudno było odróżnić oryginały od falsyfikatów - dodał Bob. - Teraz rozumiem,
dlaczego muzea zastrzegają sobie, żeby studenci wykonywali kopie, różniące się rozmiarami
od autentyków.
- Właśnie - powiedział pan Hitchcock. - Cieszę się, że mogę przeczytać sprawozdanie
ze sprawy stracha na wróble. Wcale mnie nie dziwi, że zaangażowaliście się w wypadki,
które rozegrały się w Muzeum Mosby ego. Byłbym raczej zaskoczony, gdybyście przeoczyli
tak poważne przestępstwo, popełnione w pobliżu Rocky Beach.
- Komendant Reynolds mówi, że mamy niezwykły talent do pakowania się w kłopoty
- Bob uśmiechnął się szeroko.
- Wątpliwa zaleta - zauważył Alfred Hitchcock - ale bez niej życie byłoby nudne.
Sławny reżyser zamknął notatnik i oddał go Bobowi.
- Z radością wykorzystam tę nową historię w moim scenariuszu - oznajmił - jednakże
przedtem chciałbym zadać wam kilka pytań. Jak, na przykład, Burroughsom udało się
namówić angielskiego lorda, by wystawił im tak wspaniałe referencje?
- Nazwisko tej przestępczej pary wcale nie brzmi Burroughs, lecz Smith - wyjaśnił
Jupiter.
- Niewiarygodne! - zdumiał się pan Hitchcock.
- Ale prawdziwe. Rzekomy Burroughs nazywa się Robert Smith, a jego żona Ewelina
Smith, z domu Baldridge. Małżeństwo Smithów posługuje się wieloma fałszywymi
nazwiskami. To znani nie tylko w kraju złodzieje o bogatej przeszłości.
Lecieli z Anglii samolotem wraz z inną parą małżeńską, noszącą nazwisko Burroughs.
Tamci rzeczywiście pracowali u lorda Armistona w charakterze kucharki i lokaja. Prawdziwi
Burroughsowie zamierzali przejść na spoczynek i osiąść na Florydzie. W Nowym Jorku mieli
przesiadkę. Smithowie doszli do wniosku, że podszywając się pod Burroughsów, mogliby
otrzymać znakomite referencje od lorda Armistona, które pomogłyby im, gdyby
kiedykolwiek chcieli się zatrudnić w dużej posiadłości. Zapisali nazwisko byłych służących
lorda i pojechali do Los Angeles.
Prawdopodobnie zaczęli już układać plany ograbienia Muzeum Mosby'ego. Z
pewnością nie stracili wiele czasu. Po przylocie z Anglii byli zarejestrowani w agencji
zatrudnienia krócej niż tydzień. Policja sprawdziła kartoteki agencji i dowiedziała się, że para
podająca się za małżeństwo Burroughsów odrzuciła kilka ofert pracy w domach, gdzie
proponowano wyższe zarobki niż u Radfordów.
- Ale przecież mogli miesiącami, a nawet latami czekać, aż zwolni się tam miejsce -
powiedział Hitchcock.
- Wtedy udaliby się do innego domu w okolicy Los Angeles - powiedział Jupe. -
Burroughs, a raczej Smith, sporządził listę paru tuzinów miejsc, w których znajdowały się
warte kradzieży klejnoty lub dzieła sztuki.
Pan Hitchcock westchnÄ…Å‚.
- Niemądrze zrobił, trzymając przy sobie taką listę, ale wszyscy popełniamy głupstwa.
A on już ryzykował. Przecież lord Armiston mógł otrzymać jakieś wieści od prawdziwych
Burroughsów i zdziwić się, dlaczego agencja zatrudnienia zasięgała u niego informacji na ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]