[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niespokojny świat jego ducha - wszystko zajmowało powoli miejsce w odwiecznej
mozaice, ustalonym rytmie tak bardzo skłaniającym do snu. Nie myślał już o Columbanu-
sie, zapomniał o jego istnieniu. Jego modlitwa była jak oddech, bez słów, bez specjalnych
próśb, wypełniała serce i otaczała wszystkich tych ludzi, których sprawa świętej
Winifredy przywiodła do smutku czy niepokoju; skoro on cierpiał tak bardzo z ich
powodu, o ileż więcej ona musiała współczuć im w ciężkim strapieniu.
Zwiece, wypalając się, odmierzały upływające godziny; obserwując je odruchowo,
Cadfael wiedział, kiedy nadeszła północ.
Myślał właśnie o Sioned, której rankiem mógł ofiarować jedynie siebie samego ł swoją
niewinność - tak niewiele - kiedy nagle z miejsca, gdzie klęczał pochłonięty modlitwą
Columbanus, dobiegły go najcichsze i zarazem najdziwniejsze dzwięki, jakie
kiedykolwiek słyszał. Młody mnich nie miał już twarzy ukrytej w dłoniach, jak
poprzednio, lecz był wyprostowany, a blade światło świec wydobywało z mroku
niewyrazny profil jego jasnego oblicza. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się gdzieś
poza ścianę kaplicy, a jego wykrzywione w ekstazie usta poruszały się nieznacznie -
Columnabus śpiewał łacińską pieśń, pochwałę dziewictwa. Melodia, choć ledwie
słyszalna, była wyrazna niby senne marzenie. Zanim Cadfael zdołał w pełni uświadomić
sobie, czym jest ten głos, zakonnik rzucił się do przodu i zatrzymany przez pulpit, stanął
wyprostowany przed ołtarzem. Pieśń ucichła. Niespodziewanie Columbanus odchylił się
w tył, popatrzył w górę jak gdyby dach był dlań przezroczysty i nie przesłaniał
roziskrzonego nieba - i roz- postarł szeroko obie ręce niczym człowiek wiszący na
krzyżu. Wydał z siebie rozdzierający krzyk, który był zarazem i triumfujący, i przepojony
bólem. Potem całym ciężarem zwalił się na podłogę z rozkrzyżowanymi wciąż
ramionami. Leżał teraz w milczeniu z czołem przyciśniętym do skraju materii, na której
spoczywał Rhisiart.
Cadfael, czując z jednej strony niepokój, z drugiej żal pełną niesmaku rezygnację, wstał
pośpiesznie i podążył ku młodemu bratu. Oto, czego należało spodziewać się po
idiocie"-pomyślał, klęcząc już przy nim i układając mu pod głowę skraj serwety, która
leżała na ołtarzu. Odwrócił głowę Columbanusa, by ten mógł swobodnie oddychać.
Widząc oznaki, powinienem był od razu się zorientować! Przyjdzie dzień, w którym
szaleniec ten podąży za tym swoim wewnętrznym światłem i nie będzie już umiał wrócić.
Potrafi jednak paść całym ciężarem na twarz, nie czyniąc sobie przy tym żadnej krzywdy,
a choć ciałem jego wstrząsają dreszcze, gdy duszę dręczą wizje rzeczy wielkich, czy też
własnych grzechów, nigdy nie zdarzyło mu się uderzyć w jakiś ostry czy twardy
przedmiot Nie przygryzł sobie nawet języka. Dba widać o Columbanusa ta sama
Opatrzność, która bierze w opiekę pijaków". I Cadfael doszedł do przekonania, że musi w
tym być jakiś morał, myśl przewodnia, która zbierze w całość wszystkie ostatnie
wydarzenia.
Tym razem obyło się bez konwulsji. Młodzian wyglądał po prostu tak, jak gdyby ujrzał
coś nagle lub pomyślał i padł na twarz przed tym czymś. Cadfael potrząsnął go za ramię,
najpierw łagodnie, potem bardziej stanowczo, lecz nie doczekał się odpowiedzi. Czoło
chłopca było zimne i gładkie rysy, choć słabo widoczne, zdawały się pogodne i wyrażały
radosny spokój. Sztywność ciała i przywodzące na myśl człowieka rozpiętego na krzyżu
ułożenie kończyn wskazywały, że mnich pogrążony jest w jakimś przypominającym
głęboki sen odrętwieniu. Cadfael nie mógł tu już wiele zrobić. Zdołał jedynie odwrócić
głowę młodzieńca tak, by prawy policzek spoczął na leżącej obok miękkiej tkaninie, lecz
nic więcej. Nie udało mu się odsunąć prawej ręki i ułożyć młodzieńca nieco wygodniej na
boku.
Cóż zatem powinienem teraz uczynić! Zrezygnować z czuwania ł iść do przeora? A co
takiego mogą zrobić dla niego inni, czego ja nie potrafię? Jeśli nie mogę go podnieść, oni
także nie uczynią tego. Wyjdzie z tego we właściwym czasie, nie prędzej. Nie wy rządził
sobie krzywdy, jego oddech jest głęboki i spokojny. Serce bije mocno i miarowo, nie
stwierdziłem też gorączki. Po co odbierać człowiekowi przyjemności, choćby nawet
szczególnego były rodzaju. Skoro nie są one grozne dla zdrowia? Nie jest zimno i za
przykrycie wystarczy mu jeden z obrusów z ołtarza. Nie, przybyliśmy tu razem na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]