[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od zewnętrznej strony schodów.
Dotarłszy na wysoki, płaski szczyt skały, Meg rozejrzała się z konsternacją. Sgeir Caran
zdawała się kiedyś taka samotna i odosobniona. Teraz niepodzielnie panował na niej chaos.
Na samym środku poczesne miejsce zajmował wielki krater, wokół niego ułożono w stosy
pokruszone kamienie i obrobione głazy. Podzieleni na grupy mężczyzni pracowali,
posługując się narzędziami i jakimś hałaśliwym sprzętem. Gdzie popatrzyła, wszędzie walały
się plandeki, liny, beczki, drewniane skrzynie, płyty kamienne i warsztaty. Dwóch kowali
ustawiło z boku kuznię i przy blasku jaskrawopomarańczowych płomieni kuło żelazne pręty.
Przymocowane do jakiejś parowej maszyny ramiona dzwigów wystawały za skraj skały, a
rozkołysane liny i platformy opadały do wody.
Kilku ludzi kręciło korbami przy dwóch olbrzymich bębnach, odwijając ciężkie liny i węże i
opuszczając je w dół do robotników, którzy pracowali pod ścianą skalną, inni obsługiwali coś,
81
co przypominało gigantyczne miechy. W pobliżu stało jeszcze paru: wyglądali za skraj
urwiska i głośno wydawali polecenia.
Nakładające się na siebie, hałaśliwe okrzyki, odgłosy kucia i warkot maszynerii nie ustawały
ani na chwilę. Równomierny poszum fal i delikatne krzyki ptaków tworzyły pastelowe, swoj-
skie tło dla bardziej brutalnych nowoczesnych dzwięków.
Meg odwróciła się powoli, przytłoczona wrażeniami. Wiatr szarpał jej spódnicę, otuliła
szczelniej szalem ramiona. Pogoda była ciepła i słoneczna, ale na szczycie skały wiatr zawsze
przejmował chłodem.
-Zbudowaliśmy nabrzeże, żeby móc podprowadzać barki i platformy jak najbliżej -
powiedział Alan Clarke, wyjaśniając jej, co widzi na placu budowy. - Ciągle ładujemy i
rozładowujemy ekwipunek i materiały, a teraz, kiedy mamy już gotowy wykop pod
fundamenty, przewoziliśmy obrobione kamienie, wydobyte wcześniej na wyspie Guga.
Kiwnęła głową i przyglądała się, jak kamieniarze, posługując się młotami i dłutami,
wygładzają olbrzymie głazy tak, by pasowały one do siebie, kiedy będą tworzyły podstawę
wieży. Kilka bloków opuszczono już na miejsce i obłożono zaprawą. Wykop w płaskim
szczycie skały był olbrzymi - co najmniej osiemdziesiąt stóp w obwodzie i niemal dwie stopy
głębokości, jak wyjaśnił Alan.
- %7łurawi używamy, żeby wydzwignąć kamienie i inne materiały na ten poziom - mówił
Clarke, pokazując na część maszynerii. - Większość bloków waży po kilka ton. Nie możemy
tu sprowadzić koni ani wołów, to oczywiste, chociaż wykorzystywaliśmy je na wyspie Guga
do transportu głazów z kamieniołomu. Posługujemy się żurawiami, bloczkami i rolkami.
Tydzień trwało, zanim dostarczyliśmy na górę sprzęt i zaopatrzenie i wszystko
umocowaliśmy. Widzi pani? Tam zbudowaliśmy sobie chatkę na nasze rzeczy.
Chatka była wysoką budowlą ustawioną na drugim końcu Sgeir Caran, gdzie skała
wystrzelała w niebo kamienną iglicą. Budowla przypominała kształtem olbrzymiego pająka,
metalowe ściany i dach spoczywały na wysokich nitowanych słupach, osadzonych w
kamiennym podłożu.
- Pan Stewart niepokoił się, że fale i wiatr mogą zniszczyć nasze dzieło, dlatego
zbudowaliśmy ją tak, by przetrwała niepogodę. Magazynujemy w niej materiały, starczyło też
miejsca na hamaki i piecyk do gotowania, więc ludzie mogą przenocować na skale, jeżeli
pogoda siÄ™ zepsuje.
- Nic z tego - powiedział Norrie. - Porządny sztorm rozniesie tę waszą chatkę jak domek z
kart.
- Mam nadzieję, że nie. Powbijaliśmy szpikulce głęboko w skałę.
82
- Gdzie jest pan Stewart? - zapytała Meg.
Clarke odwrócił się i spojrzał w stronę urwiska. Na skraju skały obsługa obracała za pomocą
korby wielki bęben.
- Pojawi siÄ™ za chwilÄ™.
Gdzieś poza zasięgiem wzroku słychać było okrzyki i łomotanie młotów, więc Meg założyła,
że Dougal pewnie jest tam zajęty. 2 jego listów do baronowej dowiedziała się, że nigdy nie
wahał się zakasać rękawów i pracować razem ze swymi ludzmi. A chociaż powiększało to
niechętny szacunek, jakim darzyła inżyniera i jego zaangażowanie, nadal żałowała, że latarni
nie dało się wybudować gdzie indziej.
Rozejrzała się i westchnęła. Nawet gdyby brygada miała się wynieść nazajutrz, Sgeir Caran
nigdy już nie będzie taka sama. Wznosząca się na drugim końcu skały iglica pozostała
niezmieniona. Stanowiła dramatyczne tło dla przyszłej latarni i dawała osłonę przed wiatrem.
Dalej, w szczelinach północnej ściany skały, kryła się ta płytka jaskinia, w której kiedyś
razem z Dougalem znalezli schronienie i pociechÄ™.
Serce Meg zaczęło uderzać szybciej. Od tamtej pory wielokrotnie bywała na Sgeir Caran, by
szkicować zwierzęta, i za każdym razem, patrząc na jaskinię, w której jej życie zmieniło się
tak nieodwracalnie, czuła potajemny radosny dreszcz i... odrobinę żalu. Teraz z przerażeniem
czekała na chwilę, kiedy spotka się na Sgeir Caran z Dougalem Stewartem.
Alan Clarke podszedł na skraj urwiska, do miejsca, gdzie zainstalowano żelazne rusztowanie.
Ludzie obsługujący hałaśliwe korby i pompy kierowali grubymi, spełzającymi za krawędz li-
nami i wężami. Clarke podniósł wąż zakończony czymś w rodzaju lejka, krzyknął do niego,
posłuchał odpowiedzi i wydał ludziom polecenie. W szalonym pośpiechu zaczęli nawijać liny
i węże na bębny.
Brygadzista przywołał skinieniem ręki Meg i Norriego w stronę rusztowania.
- Tylko ostrożnie, panno MacNeill. Pan Stewart zły byłby na mnie, gdybym pozwolił, by jego
śliczny gość wpadł do wody.
Meg zobaczyła ze zdumieniem, że daleko w dole liny i węże zanurzają się pod wodę. Obsługa
nawijała je miarowo na bębny i po chwili woda zaczęła bulgotać.
- A, już go widać - powiedział Clarke, kiedy z morza wychynęła, kołysząc się na linach,
platforma.
83
Na deskach jechała jakaś potworna istota, blada, przemoczona i napuchnięta. Zamiast głowy
miała kulę, przednie i tylne łapy były ogromne. Woda tryskała z bestii i spływała z platformy,
kiedy liny podciągały ją na szczyt skały. Norrie aż krzyknął ze zdumienia.
Meg widziała już nurków na grawiurach, ale nigdy na żywo.
- Czy to pan Stewart? - zapytała.
- O, tak - zapewnił Alan Clarke. - Zjechał na głębinę, żeby popatrzeć na podstawę skały.
- Ha - mruknął Norrie. - Matka ma rację. To jest twój kelpie. Meg popatrzyła na dziadka,
mrugając powiekami, a on uśmiechnął się szeroko i odwrócił, by przyglądać się nurkowi
Kiedy platforma podjechała wyżej, Meg przez chwilę widziała twarz Dougala za małymi
okienkami, osadzonymi z przodu i po bokach w mosiężno-miedzianym hełmie. Przy hełmie
były też trzy zawory z przymocowanymi do nich wężami. Dwa, wijąc się, pełzły w kierunku
miechów. Meg uświadomiła sobie, że w ten sposób pompowano do hełmu powietrze. Trzeci
wąż kończył się lejkiem, który Alan wykorzystał jako megafon.
Wiedziała, że nurkowie często schodzą pod wodę podczas akcji ratunkowych i przy budowie
mostów oraz doków. Bank Mathesona sfinansował takie przedsięwzięcie przy wschodnim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]