[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzisiaj nam brak wiary w jej moc...
Benedykt z całą pewnością był Bożym człowiekiem. My nieudolnie staramy się go
naśladować. Za mojego pobytu w Tyńcu nie było takiego wypadku, żeby kogoś usuwać po
ślubach wieczystych. Jeśli ktoś odszedł, to sam, z własnej woli. Nie odtrącamy nikogo.
Klasztor w trudnych wypadkach proponuje roczny lub dwuletni urlop od życia zakonnego.
Statystyki wskazują, że część porzucających kapłaństwo powraca doń w starszym
wieku.
Zobaczymy. Na razie w Tyńcu nie było takiego wypadku. Benedykt pozwala
powracać do klasztoru trzy razy. Tym, którzy chcą opuścić zakon, mówimy: Zastanów się,
nie pal za sobą mostów. Zobacz, czy po doświadczeniu życia w świecie będziesz tęsknił do
klasztoru . Dzisiaj w praktyce tak siÄ™ do tego podchodzi. Zanim siÄ™ kogokolwiek usunie, daje
mu się możliwość naprawienia błędów. Chodzi o to, żeby nie zaskakiwać człowieka, musi
wiedzieć, co wspólnota ma przeciwko niemu.
W zakonie nikt nie ma prawa pastwić się nad innymi. Jeden drugim nie może
poniewierać. Reguła wyraznie mówi, że opat nie może być tyranem nad chorymi, a chorym
można być przecież także duchowo. Człowiek jest drogą Kościoła, jak przypomniał Jan
Paweł II. Drogą zakonu też jest człowiek. I dzięki człowieczeństwu Chrystusa powstaje
ważna więz. Jeśli Chrystus jest w każdym człowieku, to każdy człowiek jest tak ważny jak
Chrystus. Cokolwiek uczyniliście temu najmniejszemu, mnieście uczynili (por. Mt 25, 40).
I opat powinien pamiętać, że jeśli nawet musi z kimś się zmagać, to reguły tej walki muszą
być uczciwe jak na ringu. Kiedy walczę nie fair, to nawet gdy przeciwnikowi nie zrobię
krzywdy, mogę być zdyskwalifikowany, bo uderzyłem tam, gdzie nie potrzeba. Jeśli nawet
ktoś jest we współżyciu nieznośny i chciałoby się jakoś mu przyłożyć , to trzeba pamiętać,
iż to sam Pan Jezus może pyta: czy potrafisz teraz ze mną walczyć fair i nie zniszczyć mojej
godności?
Reguła może wydawać się dzisiaj dla wielu zbyt stresująca. Na każdym kroku jest
powiedziane, co należy robić, czego nie powinno się robić, za co otrzymuje się karę. Jeśli
człowiek będzie się poruszał tylko w przestrzeni tych zakazów i nakazów, tak jak to się dzieje
z niektórymi wstępującymi do klasztoru, nie wytrzyma. Nie wytrzyma presji, napięcia, stresu.
Natomiast jeśli wzniesiemy się na wyższy poziom i uwzględnimy perspektywę miłości, to te
wszystkie może niezrozumiałe wymagania stają się wyzwaniem. Czemu się boisz walki?
Zależy jakie się sobie stawia cele i czy człowiek rzeczywiście czuje się powołany przez Boga.
Szczęśliwym czyni człowieka przekonanie, że jest na swoim miejscu.
Często na początku motywy wstąpienia do zakonu są błahe: podoba mi się ten klasztor
albo śpiew gregoriański, jest tam dwu czy trzech wspaniałych mnichów, opat robi niezwykłe
wrażenie itd. Nierzadko dojrzewa się powoli i ci bardzo mili ludzie, gdy staną się moimi
przełożonymi, mogą się okazać nieznośni. Sam na własne oczy to widziałem i tego
doświadczałem albo inni doświadczali tego przeze mnie. Najważniejsze, by czuć się
kochanym i by wszystko, cokolwiek się czyni, czynić z miłości. I wtedy powołanie mnisze
nie jest trudne. W moim długim życiu zakonnym spotykałem się nieraz ze swoistym
paradoksem: w imię posłuszeństwa musiałem sam decydować, co nie zawsze było łatwe, ale
pokazało, że posłuszeństwo samo w sobie to nie wszystko. Wyrzekając się własnej woli, mam
dojrzewać duchowo w takich ramach, jakie mi przełożony wskaże. Przełożony zwykle wyżej
mierzy ode mnie. Trudności są bodzcem, wyzwaniem.
Przypomnijmy jeszcze jedno mÄ…dre zalecenie, nakazujÄ…ce opatowi podczas jutrzni i
nieszporów odmawiać Ojcze nasz : Wcałości i tak, by wszyscy go słyszeli, a to ze względu
na ciernie wzajemnych uraz (13, 12).
Dlatego opat Placyd Galiński już parędziesiąt lat temu powiedział: Jeszcze raz
wieczorem po modlitwach przekazujemy sobie znak pokoju. I niech mi się któryś na drugiego
spróbuje gniewać - ja wam pokażę! . I rzeczywiście, wieczorem zawsze przekazujemy sobie
znak pokoju. Nie jesteśmy ideałami. W stallach nie siedzą same święte aniołki. Przez naszą
głupotę koląnas ciernie uraz . Albo czasem ma się zły dzień i wszystko jest nie tak, jak być
powinno. Opat głośno śpiewa dwa razy dziennie i trzeci raz podczas mszy: Odpuść nam
nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom . I odpuścić trzeba szczerze. Nie
wolno przekazywać fałszywego znaku pokoju. To jest czasem trudne, ale wtedy
przypominam sobie wszystko dobre, co dany brat mi uczynił. Nie ma w klasztorze zakonnika,
który by niczego dobrego mi kiedyś nie zrobił. Wystarczy sobie przypomnieć. Nawet
drobiazg, dobre słowo. I jeśli stoi wówczas przy mnie, nawet kiedy jestem nastroszony,
mówię: Pokój z tobą .
Strasznie trudno jest być w Tyńcu głupim!
6. Praca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]