[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Do zobaczenia pózniej, Saro - powiedziała Frannie z niemal dziecięcym uśmiechem.
Trójka wybiegła do salonu i Sara usłyszała ich pomruki bardzo odbiegające od
głosów, jakimi mówiły przed chwilą. Uniosła kieliszek.
- %7łeby nie było więcej pożarów.
- Wypiję za to. - Vonney spełniła toast. - Od jak dawna jesteś w Gridley?
Sara skosztowała nalewki i uśmiechnęła się z sympatią do swojej gospodyni. Nalewka
była pyszna.
- Przyjechałam zeszłego lata. - Ignorowała niedwuznaczne odgłosy, które
towarzyszyły przechodzeniu kobiet do innych części domu z mężczyznami, którzy właśnie
przybyli. - Zrobiłam wywiad z panem Perrym. Znasz go chyba dobrze, więc powiedz mi,
proszę, co myślałaś o tym artykule?
- Naprawdę sympatyczny, ale widać było, że Gila nie znasz za dobrze. On niewiele
mówi o sobie, ale zawsze komuś pomaga. - Vonney popijała nalewkę. - Nie można go nie
lubić.
Sara kiwnęła głową.
- Zauważyłam to. - Wypiła jeszcze łyczek.
- Słyszałyśmy, co zrobiłaś w banku, żeby go uratować. Przyznaję, że byłam ciekawa,
jaka jesteś. Do tego trzeba było prawdziwej odwagi.
- Byłam śmiertelnie przerażona. Gdybym trzymała buzię zamkniętą, bandyta nie
postrzeliłby go. - Sara wypiła następny łyczek nalewki. - Przynajmniej tyle mogłam dla niego
zrobić.
Vonney popatrzyła na nią z porozumiewawczym uśmiechem i Sara uświadomiła
sobie, że ona również zgadła, jakie są jej uczucia względem Gila.
- No, ja bym nie mogła tego zrobić, ale niewątpliwie bardzo jestem rada, że się nim
zaopiekowałaś.
- Widziałaś go dziś? Słyszałam, że on i inni mężczyzni przyjechali tu pomóc w walce
z ogniem.
- Tak. Był tutaj. Drwale polecieli za tym łajdakiem, który podłożył ogień. Gil kazał mi
sobie obwiązać bok, żeby mógł pojechać konno do obozowiska. Chciał się zobaczyć ze
starym Duganem.
Sara wypiła cały haust zamiast łyczka nalewki. Palący płyn spłynął jej do gardła i
zaczęła kaszleć.
- Nie wiedziałam, że już na tyle odzyskał siły, żeby wsiąść na konia.
- On też tego nie wiedział - uśmiechnęła się Vonney. - Dlatego kazał mi się
zabandażować. - Sięgnęła przez stół i poklepała Sarę po ręce. - Nie martw się, Saro. Będzie z
nim dobrze. Ten chłopak umie o siebie zadbać.
Drzwi frontowe otworzyły się z łoskotem i głęboki głos zawołał:
- Vonney, kochaneńka, gdzie jesteś?
Vonney uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- Przepraszam.
- Cieszę się, że cię poznałam, Vonney - powiedziała Sara wstając. Dopiła smaczną
nalewkę do końca.
Vonney też wlała w siebie napój. Przechodząc obok Sary położyła dłoń na jej ręce.
- Przyjedz tu znowu, jak tylko będziesz chciała, Saro Hampton. W ciągu tygodnia
mamy trochę więcej spokoju.
- Dziękuję. Przyjadę.
Sara czekała, dopóki nie usłyszała, że Vonney prowadzi mężczyznę w głąb domu,
potem cicho wyszła.
Kiedy pospiesznie szła do bryczki, nalewka uderzyła jej do głowy i Sara zaczęła
chichotać. Nie było to coś, co miałaby ochotę pić codziennie, ale od czasu do czasu byłoby
miło. Wsiadła na bryczkę, uniosła lejce i zawahała się rozważając, gdzie może być Gil i czy
ma zamiar pózniej odwiedzić ten dom. Zawróciła konia i ruszyła w kierunku miasta.
* *
Gil wpatrywał się w spalony narożnik baraku sypialnego.
- Dugan, dlaczego do diabła Henry mnie o tym nie powiadomił? Albo nie powiedział
mi wczoraj? Ten sukinsyn mógł was za którymś razem zabić.
Dugan wzruszył ramionami.
- A co ty byś mógł zrobić, czego myśmy nie zrobili?
- To nie o to chodzi. Powinienem był zostać powiadomiony. - Gil zrozumiał teraz,
dlaczego mężczyzni tak gwałtownie zareagowali, kiedy usłyszeli, że kobiety skarżą się, iż to
prawdopodobnie Olley Russell podłożył ogień pod dom Vonney.
Dugan przyglądał mu się bacznie.
- Tak mi się widzi, że do bitki jeszcze nie jesteś gotów. A chłopy aż się rwały. Upuścić
sobie trochę pary. - Zachichotał. - Nie tak dawno przewodziłeś całej bandzie.
- Mówisz to tak, jakbym już był stary. Jeszcze przez cały miesiąc będę miał
dwadzieścia dziewięć lat.
- Dzieciuch z ciebie. Gil potrząsnął głową.
- Znajdziesz mi coÅ› przyzwoitego do jedzenia?
- Pewnie się z tobą mogę podzielić moim obiadem - powiedział Dugan ruszając do
kuchni. - Nie spodziewałem się nikogo na wieczór.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]