[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zauwa\yÅ‚em, \e od pewnego czasu przy grobowcu Löwego stoi jakiÅ› jegomość, niski, kor-
pulentny, ubrany z wyszukaną elegancją. Włosi z wycieczki kręcili się ju\ w innej części
cmentarza, a on wcią\ tkwił przy grobie, jak pogrą\ony w głębokiej zadumie. Odtąd space-
rując z panną Helenką, Skwarkiem i Ludmiłą, starałem się nadać taki kierunek naszym kro-
kom, aby go mieć wcią\ na oku.
 Konkurencja w tej sprawie będzie bardzo du\a  powiedział magister Skwarek.  Pro-
szę nie zapominać, \e najprawdopodobniej zagadką talizmanu zajmują się tak\e ró\okrzy-
\owcy. A oni są potę\ni, mają do swoich usług najpotę\niejsze umysły. Nie jestem pewien,
czy i w tej chwili nie śledzą nas oczy jakiegoś ró\okrzy\owca...
To mówiąc magister Skwarek rozejrzał się bacznie na wszystkie strony.
A ja stwierdziłem z powagą:
 To po prostu mania prześladowcza. Wszędzie wierzy pan w działalność ró\okrzy\owców.
Magister Skwarek wzruszył ramionami.
 Ja ich lepiej znam, miałem z nimi do czynienia. Piszę o nich pracę doktorską. Wprawdzie
moja praca będzie dotyczyć XVI wieku, lecz współcześnie istniejące organizacje ró\okrzy-
\owców posiadają wiele archiwalnych materiałów, do których musiałem sięgnąć. W taki
sposób zetknąłem się z nimi. Warto podkreślić, \e aczkolwiek dość chętnie udzielali mi ze-
zwolenia na wglÄ…d w swoje archiwa, to jednak odnosili siÄ™ do mnie z pewnÄ… dozÄ… po-
dejrzliwości. I niejednokrotnie stwierdzałem, \e jestem przez nich śledzony. Tym bardziej
dzieje się to teraz, gdy włączyłem się w sprawę talizmanu Kelleya, który oni próbowali wy-
kraść ze Złotej Uliczki...
 Nie wiemy, czy to byli ró\okrzy\owcy  przerwała mu panna Helenka.  Nie sądzę,
aby Zdenek Blacha miał z nimi coś wspólnego.
 Ach  magister Skwarek tylko westchnął z rezygnacją, co miało oznaczać, \e i tak nie
wierzy, aby zdołał rozproszyć nasze wątpliwości.  Wkrótce się sami przekonacie, \e ja
mam racjÄ™.
Prorocze to były słowa. Zniecierpliwiony widokiem jegomościa który od kilkunastu minut
wciÄ…\ tkwiÅ‚ nieruchomo przy grobie Löwego, pokierowaÅ‚em w tamtÄ… stronÄ™ krokami naszej
gromadki. Zatrzymaliśmy się przy tumbie i stojącym obok jegomościu, któremu chciałem
się bli\ej przyjrzeć.
 O rany, gdzie jest niebieska kartka?!  wyrwało się Ludmile.
Zgromiłem ją wzrokiem, a ona a\ usta zakryła dłonią, dopiero teraz świadoma, \e powie-
działa za du\o.
Ale faktem jest, \e list Blachy zniknął. Przepadł. Rozwiał się w powietrzu. Nie było go ju\ w
szczelinie między płytami.
 Niebieska kartka?  zdziwiła się panna Helenka.  O czym mówicie? Aha, tu była taka
niebieska karteczka, prawdopodobnie z miłosnymi \yczeniami. I zniknęła. Ktoś ją chyba za-
brał. Tylu się tu kręci turystów, mo\e któryś wziął ją na pamiątkę?
 Tak, tak  zgodził się Skwarek.  Turyści to straszni barbarzyńcy. Mają manię zdoby-
wania pamiÄ…tek z ka\dej wycieczki.
Raptem elegancko ubrany jegomość odwrócił się do nas i skłoniwszy się nisko, oświadczył
po angielsku:
 Jestem Henry Smith, z Bractwa Ró\okrzy\owców. Czy mogę z państwem zamienić kilka
słów?
Jakby w nas piorun uderzył. Zaniemówiliśmy, a twarze i oczy nasze wyra\ały takie zdumie-
nie, jakby przed nami pojawił się upiór.
A pan Henry Smith przyjął nasze milczenie za oznakę braku znajomości języka angiel-
skiego. I przemówił znowu, tym razem po niemiecku.
 Nazywam się Henry Smith, z Bractwa Ró\okrzy\owców. Czy mógłbym z państwem
chwilę porozmawiać?
Nie, to nie był \artowniś. Za\ywny jegomość nosił w klapie swego bardzo eleganckiego gar-
nituru mały złoty znaczek: ró\ę i krzy\ św. Andrzeja. A taki właśnie jest znak Bractwa Ró\o-
krzy\owców.
Za\ywny jegomość znowu pomyślał, \e nie znamy niemieckiego, wobec czego powtórzył
wszystko łamanym czeskim językiem, dodając, \e wprawdzie jest Amerykaninem, ma jed-
nak obywatelstwo austriackie, a jego matka była czeską emigrantką w Ameryce i dlatego on
zna trochę czeski język. Mówi nim słabo, ale wszystko świetnie rozumie.
Ja pierwszy z naszego towarzystwa ochłonąłem ze zdumienia.
 Słuchamy pana uprzejmie  powiedziałem po niemiecku.
Jegomość skłonił mi się, jak gdyby dziękując za te słowa. Potem rozejrzał się po cmentarzu
i rzekł:
 Mam państwu bardzo du\o do powiedzenia. Wydaje mi się, \e będą to dla was sprawy
wa\ne i interesujące. Jeśli bowiem się nie mylę, zajmujecie się zagadką talizmanu?
 Tak jest  wyjąkała panna Helenka.  Ale skąd pan o tym wie?
Za\ywny jegomość roześmiał się cichutko. A potem śmiech jego przeszedł o ton wy\ej, w
coś w rodzaju chichotu. Jego ró\owe policzki jeszcze bardziej pokraśniały z zadowolenia.
Zatarł swoje małe, pulchne rączki i oświadczył z dumą:
 Państwo chyba nie doceniają ró\okrzy\owców. Celem naszym jest osiągnięcie poznania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •