[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zbiegłem do Rosynanta i ułożyłem Zośkę na tylnym siedzeniu.
- O rany, co oni z nią zrobili?! - jęknął Janusz.
Nie zwracajÄ…c uwagi na okrzyki Janusza pomknÄ…Å‚em w stronÄ™ Krakowa.
Nie ma co! Sprytnie to sobie %7łuk wymyślił. Nic wiem, kiedy zorientował się, że jest
przeze mnie śledzony: czy już na szosie, czy podczas parkowania Rosynanta. W każdym razie
bezbłędnie skojarzył sobie pojawienie się w karczmie Zośki z moją obecnością. Równie
bezbłędnie wykalkulował, że gdy będzie ze swymi przyjaciółmi z Ukrainy odjeżdżał spod
karczmy żaden pościg mu nie grozi, nie zajmiemy się bowiem jego fordem ani ukraińskim
oplem, a zatroszczymy się o Zośkę.
Zajechaliśmy pod Hotel Krakowiak . Zośka już na tyle otrzezwiała ze snu, że
mogłem ją prowadzić pod rękę.
- Możemy prosić o klucze...
- %7ładnych nietrzezwych - przerwał mi z oburzeniem portier.
- Ależ zna mnie pan nie pierwszy rok, panie Antoni - uśmiechnąłem się grzecznie. -
Po prostu moja młoda towarzyszka zasłabła z tego upału.
- Po prawdzie to gorÄ…c jest straszny - mruknÄ…Å‚ portier podsuwajÄ…c nam klucze.
Pojechaliśmy windą na górę, do naszych pokoi. Położyłem Zośkę na łóżku i
poszedłem do swojego pokoju, gdzie w kieszeni torby miałem buteleczkę z amoniakiem, w
sam raz na takie okazje.
Wróciłem do pokoju Zośki i podetknąłem jej odkorkowaną buteleczkę pod nos.
Poskutkowało ku wielkiej radości Janusza. Zośka odetchnęła głęboko, potrząsnęła
głową i kichnęła. Opadając znów na poduszkę spytała:
- To gdzie ja jestem? Bo z kim, to już wiem.
Podłożyłem jej zwinięty koc pod poduszkę.
- Jesteś w Hotelu Krakowiak . A ostatnie pamiętne dla ciebie chwile spędziłaś w
towarzystwie Józefa %7łuka i jego niezidentyfikowanych ukraińskich kompanów.
Zośka wzdrygnęła się.
- Nie opowiesz nam, co usłyszałaś w Karczmie Pod Złotym Kogutem ? - udałem
beztroską ciekawość.
- Zaraz - jęknęła Zośka. - W głowie mi się kręci. Pić.
Po raz drugi tego dnia poczęstowałem ją wodą mineralną, tym razem przygotowaną
dla gości przez kierownictwo hotelu.
Dziewczyna wypiła pół szklanki i odpoczywała chwilę. Wreszcie zaczęła mówić:
- Z podsłuchiwania tych drani to prawie nici, bo usiedli w takim kącie, że w pobliżu
nie było żadnego stolika. Po kolei więc...
- Gadaj! - nie wytrzymał Janusz.
Zośka uśmiechnęła się z wyższością:
- Gadają papugi, człowiek mówi.
Teraz ja nie wytrzymałem:
- Mów więc, kochana.
- Na początku to nie mówili chyba o niczym ważnym, bo śmieli się ciągle. I tylko %7łuk
powiedział głośniej, dobrze słyszałem: Są cmentarze i cmentarze. Na właściwym to mądry
człowiek zawsze coś znajdzie . I śmiał się z tego swego powiedzenia tak długo, aż tamci
popatrzyli na niego jak na wariata. Potem zaczęli mówić bardzo cicho, tak że usłyszałam
jedynie: Taki numer jeszcze nie przeszedł.
- A od kiedy ty tak dobrze umiesz po ukraińsku? - wtrącił z głupia frant Janusz.
Ale Zośka tylko spojrzała na niego pogardliwie.
- Rozmawiali po polsku...
- Dajcie spokój - przerwałem rozwijający się spór. - A ty, Zosiu, mów dalej.
Zośka poprawiła się na poduszce.
- Jak ten jeden z nich powiedział o numerze, który dotychczas nie przeszedł, to
wszyscy spoważnieli, nawet %7łuk. Pózniej znów coś długo szeptali, ale nic nie dało się
usłyszeć. Jednak cierpliwy zawsze jest nagrodzony - zadarła nosa.
- A stąd tobie na przypowieści się zebrało? - zdurniał się Janusz.
Zośka usiadła na łóżku.
- Stąd, że mam dla was superwiadomość, którą chciałam zachować na koniec relacji,
ale nie wytrzymujÄ™...
Skaranie boskie z tÄ… dziewczynÄ…!
- Prosimy cię, Zosiu, mów wreszcie!
- Otóż - zrobiła efektowną pauzę - usłyszałam nazwisko Batura!
- Batura! - zakrzyknÄ…Å‚em.
Janusz milczał, bo mu to nazwisko jeszcze nic nie mówiło.
- Nasz wróg numer jeden! - aż podskoczyłem na foteliku. - Może jeszcze coś
usłyszałaś o nim?!
Zośka przeciągnęła się z dumą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]