[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co jest do wyboru?
- Cóż... - odparła enigmatycznie Bambi i westchnęła, wprawiając obfity biust w ruch falujący. Zaczęła
wyliczać rodzaje ceremonii.
Annie rozejrzała się po przedsionku kaplicy: tapeta w ogromne szkarłatne róże, czerwony dywan,
czerwona kanapa i takie same fotele... Nie była pewna, czy trafiła do kaplicy, czy do burdelu, ale w
Vegas burdel mógł wyglądać jak kaplica i odwrotnie: tu wszystko było możliwe.
- Co myślisz, Annie? - zapytał Fisher.
- Ty decyduj. - Wolała się nie przyznawać, że nie słuchała Bambie.
- Niech będzie krótka ceremonia z muzyką
- zdecydował Fisher.
Annie zakręciło się w głowie, w ostatniej chwili chwyciła Fishera za ramię, inaczej by upadła.
- Co się dzieje? - zaniepokoił się.
- Nie... nic...
- Na pewno?
- To normalne - stwierdziła Bambie, wychodząc zza biurka. - Zdenerwowanie przedślubne.
- Poklepała Annie po dłoni. - Wszystko będzie w porządku, kochanie.
Annie uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Wyglądasz, jakbyś szła na skazanie - ocenił Fisher.
- Pomógłby ostatni papieros i przepaska na oczy - zażartowała bez przekonania.
- To na niby, Annie - szepnÄ…Å‚ Fisher, przytulajÄ…c
438 Jennifer McKinlay
ją. - Przeprowadzimy unieważnienie tak szybko, jak to możliwe.
- Wiem - odszepnęła, ale pocieszenia Fishera na niewiele się zdały.
Zlub odbył się w oświetlonym dziesiątkami lamp ogrodzie różanym. Bambie zagrała na organach i
Annie, blada, nieprzytomna, na miękkich nogach, ściskając w dłoniach bukiecik z róż, ruszyła w
stronę ołtarza, gdzie czekali pastor i Fisher.
Ten patrzył przerażony, co się dzieje z Annie. Owszem, mówiła, że nie wierzy w małżeństwo, ale nie
przypuszczał, że ślub, nawet fikcyjny, będzie dla niej takim horrorem. Była tak przerażona, że
najchętniej odwołałby ceremonię. Z drugiej strony czuł się urażony w swoim egoizmie i próżności, że
ślub z nim wprawił Annie w taki popłoch. Może nie był siódmym cudem świata, ale mogła przecież
trafić znacznie gorzej. Uspokoił się, kiedy sobie powtórzył, że to nie jest prawdziwy ślub.
Właściwie szkoda, bo Annie, chociaż blada i roztrzęsiona, była olśniewającą panną młodą. Upięte
wysoko i przystrojone różyczkami włosy, dzieło Bambie, okalały piękną twarz o delikatnych rysach, a
pantofle na wysokich obcasach uwydatniały zgrabną sylwetkę. W innych okolicznościach Fisher
gwizdnąłby przeciągle, wyrażając w ten sposób swój podziw i zachwyt.
Ujął jej dłoń i uścisnął dla dodania otuchy, na co odpowiedziała bladym uśmiechem.
Bambie zagrała ostatnie takty  Herę Comes
Tajemniczy lokator 439
the Bride" i stanęła koło męża w charakterze świadka.
- Drodzy oblubieńcy... - zaczął pastor Frank i Annie ogarnęła histeryczna panika.
Nie zrobi tego. Nie jest w stanie. Nieważne, że to na niby. Małżeństwo jest stanem sprzecznym z
naturą i prowadzi do trwałych okaleczeń psychiki.
Widziała, co się działo z jej rodzicami. Patrzyła na cierpienia swoich przyjaciółek. Nie dopuści, żeby
ją spotkało to samo. Nie chce żadnych rozwodów i unieważnień. Nie chce dodawać jeszcze jednego
przypadku do i tak już przygnębiających statystyk, które jasno wykazywały, jak niestała jest w
uczuciach istota ludzka. Po prostu nie.
- Zlubuję - powiedział Fisher.
Annie gwałtownie odwróciła głowę; Wielkie nieba, jeszcze słowo i będą małżeństwem. A ja nie
mogÄ™. Nie jestem w stanie!
- Annie... ?
- Tak?
Pastor patrzył na nią z najwyższą dezaprobatą.
- Powiedz: ślubuję - szepnął Fisher. Spojrzała w jego czekoladowe oczy. Stał się dla
niej ważniejszy, niż mogła przypuszczać. Niż chciała przyznać. Jeśli za niego wyjdzie, nawet na niby,
wszystko przepadnie. Będą się czuli związani na zawsze, a to będzie oznaczało koniec miłości. Nie
chciała tego. Kocha go i nie może stracić. Pó policzku Annie potoczyła się samotna łza.
- Zlubuję - szepnęła.
440 Jennifer McKinlay
- Nie było chyba tak strasznie? - zapytał Fisher, kiedy wsiedli do samochodu.
- Nie, chyba nie.
Uniósł jej dłoń do ust i ucałował.
- Wiem, ile musiało cię to kosztować i dziękuję. Miejmy nadzieję, że teraz złapiemy tego drania.
- Oby - przytaknęła Annie. - Inaczej nie uwolnisz się ode mnie do końca życia.
Fisher uśmiechnął się.
- Znam gorsze nieszczęścia. Na przykład przeżyć życie bez ciebie.
Annie wstrzymała oddech. Czyżby on... ? Nie. Niemożliwe.
Uwolniła dłoń z jego dłoni. Nie chciała myśleć, co mogłoby oznaczać spędzenie życia z Fisherem.
Być z nim już na zawsze. Jednak w głębi duszy czuła, że mogłoby to być całkiem przyjemne.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Gdzie się zatrzymamy? - zagadnęła, kiedy wjechali w Strip Street.
- W Palms.
- Koło Pałacu Cezara? - Annie odchrząknęła. - Zarezerwowałeś jeden pokój czy dwa?
- Apartament dla nowożeńców.
No cóż, właściwie mogła się tego spodziewać. Głupie pytanie. Wczoraj poszła z nim do łóżka, dzisiaj
za niego wyszła, a teraz chce wiedzieć, ile zarezerwował pokoi.
Kiedy znalezli się w holu hotelowym, Fisher poszedł do recepcji załatwić formalności, a Annie
rozglądała się wokół z otwartymi ustami. Lobby wypełnione było, zgodnie z nazwą hotelu, palmami,
na środku, pod przeszklonym sufitem, cicho szemrała fontanna, a pod wiel-
442 Jennifer McKinlay
ką arkadą w głębi sali przechodziło się do kasyna: z daleka widziała rzędy automatów i ciasno
obsadzone gośćmi zielone stoły do gry w ruletkę.
- Chodzmy zagrać - zaproponowała zafascyno^ wana, kiedy Fisher wrócił z kluczem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •