[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czy, he - he, mam pannie owcę zaproponować na oczarowanie smoczycy?
- Biorę! - Orsana zarumieniła się jak burak i złapała za sakiewkę.
- Nie, nie bierze - zaprzeczyłam spokojnie, zabierając wojowniczce miecz i ostrożnie wkładając
go z powrotem w stojak. - Idziemy.
- Ej, co ty? Dokąd?! - obruszyła się dziewczyna, próbując ponownie chwycić za rękojeść, ale
złapałam ją za ramiona i odwróciłam tyłem do kramu.
- Dziękujemy, szanowny panie, bardzo nam pan pomógł.
Kupiec z niezrozumieniem patrzył za nami.
- Wolho, o co ci chodzi?
- Mam zamiar oczarować starą smoczycę.
- Odbiło ci?!
- Przeciwnie.
 Górą kupiec na wyrost nazwał pokryte lasami wzgórze, a  jaskinią - porzuconą kopalnię
granitu, do której prowadziło długie, wąskie przejście, kiedyś podparte balami. Smoczyca nie
przejmowała się zawałami, przeciskając się do jaskini, tułowiem przewracała drewniane podpory
i ich odłamki leżały teraz na ziemi wewnątrz tunelu, który niknął w mroku.
Na otwartym kawałku terenu przed wejściem wyrastała górka kości. Na udekorowanie
 przedpokoju Gerda nie żałowała sił ani czasu - wiele warta była chociażby wesoła kompozycja
z trzech szkieletów siedzących dookoła dopalonego ogniska, nad którym wisiał kociołek.
- Wolho, a jesteś pewna, że ona w ogóle będzie chciała z nami gadać? - Orsana niepewnie
zerknęła do czarnej dziury. - Pachnie szczurami...
- No, jak nie będzie, to nie będzie. A co tracimy? - Dołączyłam do najemniczki. - Oj, tak, zapach
mocno taki sobie. Hej - ho!
- ...Ej!! O!!! - usłużnie powtórzyło echo.
- Jest kto w domu?
- ...Omu... Omu...
- Daj, ja spróbuję. - Orsana zrobiła krok do przodu. - Hej, smoku! Wyłaz! Będziemy się bić na
śmierć i życie!
- Cie! Cie!!! - skomentowało echo. W głębi przejścia coś syknęło, ryknęło, a potem zapaliło się i
poleciało w naszym kierunku. Ze zgodnym wrzaskiem rzuciłyśmy się na bok, przykrywając
głowy rękoma, a nad nami z hukiem zatrzepotał język smoczego ognia. Wy-starczyło go tylko na
moment, ale i tak zaczęłam dosyć wyraznie czuć gorąco na plecach. Potem język znikł, jak gdyby
został wchłonięty z powrotem, a w powietrzu pojawił się ostry zapach spalenizny. Ostrożnie
otworzyłam oczy. Kamień, za który tak szczęśliwie padłyśmy, nadtopił się i poczerniał.
- No, kto tam się znowu drze?! - przeciągle zaryczał solidnie wzmocniony przez echo głos. Z
mroku wychynęła głowa na długiej szyi, potem pierś, przednie łapy, skrzydła...
- Jaka piękna! - wyrwało się Orsanie. Połechtana smoczyca wygięła szyję, dając nam moż-liwość
podziwiania wąskiego, kształtnego łba, szerokiego złotego grzebienia oraz błyszczących łusek
koloru antracytu, po których tu i ówdzie przeskakiwały zielonkawe iskierki.
- Dzień dobry! - powiedziałam uprzejmie, podnosząc głowę zza kamienia. - Przepraszam, czy
mogłaby nam pani poświęcić trochę czasu?
- A możecie wrócić pózniej? - nieoczekiwanie cienkim, zrzędliwym i skrzekliwym starczym
głosem poprosiła smoczyca. - Może ja najpierw polecę i zjem śniadanie, a wy tu sobie
poczekacie? Bo to trochę niewygodnie walczyć o pustym żołądku...
- Ale my tylko chciałyśmy porozmawiać...
- No to po co było się drzeć?  Wyłaz! Zmierć i życie! ? - oburzyła się smoczyca. - Myślałam, że
tu naprawdę pojawili się jacyś rycerze i chcą tej, jak jej tam... sta... scy... scacysfakcji! Ta, już ja
im wierzę!... Pewnie, że im scacysfakcja potrzebna! Znią i tylko moje skarby widzą, cholerni
drakłusownicy!
- Ale ja tylko tak żartowałam... - przyznała się czerwona Orsana. - Myślałyśmy, że pani śpi i nie
słyszy.
- Ano, zgadza się, spałam - z godnością potwierdziła smoczyca. - A ponieważ bój na śmierć i
życie się jednak nie odbędzie, to tym bardziej możecie poczekać, aż zjem śniadanie!
Z tymi słowami niedbale przekroczyła nasze ciała, rozprostowała czarno - złote skrzydła, ciężko
skoczyła i wzbiła się w powietrze, podnosząc gęstą chmurę kurzu.
Gdy już skończyłyśmy kaszleć, przez dłuższą chwilę nie mogłyśmy znalezć słów.
- Stara kłoda! - Orsana z oburzeniem splunęła, podniosła się i wyciągnęła do mnie rękę. - Myślisz,
że naprawdę sobie poleciała?
- Pewnie tak, ale mało prawdopodobne, że daleko czy na długo. Ma nadzieję, że my się tu
ucieszymy i uderzymy do jaskini po złoto i brylanty - zasugerowałam sarkastycznie.
- A nie uderzymy? - zdziwiła się dziewczyna, z bo* jaznią, acz pożądliwie zaglądając do tunelu. Z
zewnątrz nic nie było widać, jednak Orsana nie ośmieliła się wejść do środka. A nawet jakby, to i
tak bym ją powstrzymała.
- Chyba zwariowałaś. Zapamiętała nasz zapach, a lata szybciej niż gołąb pocztowy, nie zdążymy
wiorsty przejść! A nawet jeśli...
Lewark (smok, który kiedyś mieszkał w Górach Elgarskich, a potem przeniósł się na szkolne
podwórko, możliwie daleko od nadmiernie energicznych drakłusowników) opowiadał, że w
czasach jego gorącej młodości pewnemu magowi mimo wszystko udało się niepostrzeżenie
ukraść z jaskini złote berło z rubinowym zwieńczeniem, artefakt powodzenia i szczęścia. Smok z
prawdziwym zachwytem wyliczył zaklęcia, których użył sprytny złodziejaszek, po czym pokazał
mi będące przedmiotem całej afery berło, zauważalnie nadtopione. Magowi wystarczyło szczęścia
równo na dwa tygodnie.
Orsana z rozczarowaniem odwróciła się od jaskini.
- No to w takim razie wyjaśnij mi, po co przyciągnęłaś mnie do tego śmierdzącego legowiska.
- Szukać pracy. Przecież jesteśmy najemniczkami, nie? - Puściłam do niej oczko.
- Pracuwać? Dla smoka?! - ze zdenerwowania Orsana przeszła na swój rodzimy język.
- A co w tym takiego? Smoki przynajmniej zawsze dotrzymują słowa.
- Wolho, ale ceż przecie smok! Weliczezna, wognedyszna, newrazlima góra! Szo my możemy ej
zaproponowały? W sensie zaoferować? - najemniczka w końcu załapała, dlaczego patrzę na nią
kompletnie nierozumiejÄ…cymi oczyma.
- Za nic nie uwierzę, że tak wielki smok nie ma przynajmniej jednego drobnego problemu.
Dokładnie jak się spodziewałam, Gerda wróciła dosyć szybko i zastała nas przy palącym się
ognisku. Szczęśliwie zdążyłyśmy już rozprawić się z zakupionymi na jarmarku racuchami i zapić
je wodą zagotowaną z ziołami (kociołek pożyczyłyśmy od szkieletów, a strumyk
przyuważyłyśmy po drodze do jaskini) - las znowu zaścielony został kurzem, który aż zgrzytał w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •