[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jeszcze& jeszcze - wyjąkał i trzymając je w zaciśniętych dłoniach, skoczył ku
schodom.
Nikt nie próbował go zatrzymać. Yaal podeszła do stołu, gdzie znajdowały się
wszystkie, jeszcze przed chwilą rozszalałe, przedmioty. Wyciągnęła rękę, której nadgarstek
nadal oplatał wąż. Wyglądało, jakby przypomniała sobie coś bardzo ważnego.
Wokół uspokoiło się. Ysmay ogarnęła wzrokiem komnatę. Bariera świetlna
pociemniała, potwór wycofywał się do szczytu schodów, Yaal zaś dołączyła do mężczyzny.
- Jego umysł jest zamknięty. Może być tylko jedno zakończenie, z czego powinniśmy
zdać sobie sprawę dawno temu - wyszeptała.
- Dokonał wyboru, a teraz musimy dopilnować, aby się spełnił - zgodził się
mężczyzna.
Ale Yaal była niezdecydowana. Z wahaniem rozejrzała się dokoła.
- Tutaj jest coś jeszcze - powiedziała wolno. - Nie czujesz tego, Broc?
Uniósł głowę, głęboko oddychając.
- To ona! - pierwszy raz spojrzał na Ysmay.
- Ona nie jest jego narzędziem - odparła Yaal, przyglądając się Ysmay. - Ona nosiła
węża. To inna siła. Hylle działał ze śmiercią, albo ocierając się o śmierć, a to jest moc życia.
Jaki czar posiadasz, dziewczyno?
Zamiast odpowiedzi wyciągnęła dłoń tak, aby amulet Gunnory stał się dla nich
widoczny. Yaal przyglądała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową.
- Dawno, bardzo dawno temu& Quayth& Obrona Rathonny& Tak, dodajÄ…c to do
rzeczy, które już miał, Hylle mógł stać się naprawdę grozny.
- Ale nie powiodło mu się - Ysmay wreszcie przemówiła.
- Rzecz takiej mocy musi przejść jako dar - uśmiechnęła się Yaal.
- Moc zwróci się bowiem przeciwko temu, kto ją sobie przywłaszczył. Nikt nie będzie
próbował czegoś takiego z Rathonną.
- Nie znam tego imienia. To amulet Gunnory.
- Kogo? - zdumiała się Yaal. - Pewne moce były znane od dawna i nadawano im różne
imiona. Rozpoznaję to jako pochodzące od Rathonny. Od najdawniejszych czasów była z
nami, starając się dawać wskazówki, gdy zaszła potrzeba. Jeśli Hylle uważał, że może użyć
Jej& - Znasz Hylla - przerwał Broc. - Zawsze uważał, że jest ponad jakimkolwiek
zagrożeniem i zawsze starał się wprowadzić w życie jakiś plan, który obróciłby porażkę w
zwycięstwo. Tak jak robi to teraz, Yaal. Tak, jak robi to teraz!
- Gwiazdy wykonały pełen obrót i wąż jest gotów do uderzenia. Nie sądzę, aby
pomógł mu tej nocy jakikolwiek plan. Wybiła godzina, abyśmy skończyli z nim wreszcie.
Ruszyli razem ku schodom, a Ysmay tuż za nimi. Za nic w świecie nie zostałaby sama
w tym nawiedzonym miejscu.
Potwór stał u szczytu schodów gotowy do skoku, a jego czerwone ślepia wpatrywały
się w nich z nienawiścią& Broc wykonał skomplikowany gest i w jego dłoni ukazał się
miecz. Klinga nie miała ostrza i wyglądała na wyciętą z brązowego drewna, ale na jej widok
potwór rozpoczął odwrót, wściekle sycząc. Zeszli do pracowni Hylla, w której powietrze
nasycone było najrozmaitszymi oparami.
W centrum pomieszczenia, na kamiennym palenisku, płonął ogień, ponad którym
wisiał potężny kocioł. Hylle wrzucał doń garście czegoś, co brał z pobliskiego kufra, nucąc
coś pod nosem i nie zwracając uwagi na przybyłych.
- Zgłupiał? - zdziwił się Broc. - Nie liczy chyba na to, że uda mu się powtórnie?
- Och, ależ uda się - Yaal wyciągnęła rękę. %7łółte oczy węża zaczęły rosnąć, aż zlały
się w złotą kulę wiszącą w pomieszczeniu niczym miniaturowe słońce. Nieoczekiwanie dla
Ysmay pojawił się potwór, który ruszył przez pokój, ale nie ku nim, lecz ku swemu władcy.
Równocześnie amulet w jej dłoni rozbłysł zielonkawym światłem, które uformowane w
wiązkę sięgnęło paleniska, nadając płomieniom zielonkawą barwę.
Hylle krzyknął przerazliwie, gdy monstrum ścisnęło jego ramię. Walcząc, objęci w
uścisku, wpadli do bulgoczącego kotła.
W okamgnieniu złota kula zniknęła, tak jak i zielona wiązka światła, a wrzenie w kotle
zamarło. Mętna toń cieczy dokładnie kryła tajemniczą zawartość.
* * *
Zwitało. Zbliżał się nowy dzień. Nie wierząc w to, że żyje, Ysmay stała oparta o
ścianę wieży. Przez chwilę cieszyła się, że jest sama. Po chwili ręka Yaal znalazła się na jej
ramieniu i już we troje stali na dziedzińcu.
- Zmieniło się tu. To nie to samo, Quayth, jakim je pamiętam - stwierdziła smutno
Yaal.
- Zmieni się - zapewnił ją Broc. - To, co zatruwało jego serce, zniknęło, a dla nas
przyszłość&
- A co ze mną? - przerwała Ysmay. - Nie jestem już Lady Quayth. Nigdy zresztą nią
nie byłam, a w Uppsdale znaczę jeszcze mniej. Byłam jego żoną. Z własnego wyboru tu
przybyłam, choć nie wiedziałam kim& czym on jest. Mimo to poszłam za nim bez protestu.
- Przyniosłaś nam wolność - odparł łagodnie Broc, przyglądając się jej. - Nie byłaś ani
jego żoną, ani jego sługa. Gdyby było inaczej, nie mogłabyś nosić węża i nie byłabyś z nami
tej nocy.
- Nie mów żona Hylla , ale raczej córka Rathonny ! - glos Yaal miał w sobie coś z
rozkazu. - Dziwne i bardzo skomplikowane sÄ… nieraz zrzÄ…dzenia losu. Pochodzimy ze starej
rasy, a nauka przypisuje nam moc, którą ignoranci obdarzyli bogów. A przecież jesteśmy
ludzmi i dlatego zdarzają się między nami i tacy jak Hylle. On chciał okiełznać określone
moce, aby&
- Chciał więcej - przerwał jej Broc. - Chciał&
- Mnie? Może, ale raczej chciał tylko dzięki mnie to osiągnąć. Wtedy był dla nas zbyt
silny, choć robiliśmy, co tylko się dało&
- Jak ukrycie węża? - spytała Ysma.
- Tak. Potem czekaliśmy długo na przybycie kogoś, kto mógłby go użyć.
Powiedziałaś, że nie jesteś Lady Quayth, ale nie powtarzaj tego. Hylle użył ciebie, aby dostać
się do prawdziwego bursztynu. Ten, który produkował dla swej magii, był fałszywy. Każdy
fałsz musi zawierać w sobie ziarno prawdy, aby istnieć. Pragnął się tobą posłużyć, ale nie
byłaś mu przeznaczona. Masz prawo być z siebie dumna i szczęśliwa, córko Rathonny.
- Witaj w Quayth! - dodał Broc. - Tym razem możesz być pewna, że to prawdziwe i
szczere powitanie!
Nigdy w to nie wątpiła, ani teraz, ani potem. Nigdy też nie musiała wchodzić do
pięcioramiennej wieży, aby przyglądać się bezkształtnej bryle bursztynu, w której wnętrzu
człowiek i potwór stali spleceni w nieskończonym uścisku, aby przypomnieć sobie, co tkwi
pod pozorami wielu spraw.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]