[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Artur zobaczył Smołę z daleka. Jego współpracownik szedł jak zwykle szybkim krokiem, czujnie obserwując otoczenie spod andrusowskiej
czapki z daszkiem.
Detektyw poczęstował go papierosem.
Dziękuję, że pan przyszedł powiedział Smoła, przyjmując z wdzięcznością podarunek. Słyszał pan o tej wsypie? Wpadła nasza
fabryka cukierków .
Tak, słyszałem. Przyniosłem panu pieniądze odrzekł Artur, wyciągając z kieszeni marynarki paczkę banknotów.
Jestem panu bardzo zobowiązany. Będę musiał na jakiś czas zniknąć. W naszej organizacji działa cholerny kapuś. Gdyby tylko udało się go
zdemaskować& Niech i pan uważa. Obawiam się, że wplątałem pana w nielichą kabałę.
Proszę się nie martwić powiedział Artur, zastanawiając się, czy Agnes Petzoldt pomogłaby mu w przypadku, gdyby zainteresowało się
nim Gestapo. Zapewne nie. Jej gwarancje także miały swoje granice. Powinien pan wyjechać, a na pewno zmienić tożsamość dodał
jeszcze, myśląc o fałszerzu Franzu Panzerze.
Mam dobre, mocne papiery na niemieckich drukach, zrobione przez naszych ludzi. Zamelinuję się na Dębnikach, tam jest dużo Polaków,
trudniej będzie szukać. Dam sobie radę, panie mecenasie, zawsze sobie dawałem. Dziękuję za pieniądze, bardzo mi się przydadzą.
Załuski zrobił nieuważny ruch ręką.
Nie ma o czym mówić! Był pan doskonałym pracownikiem, ale teraz i tak chyba zamknę na jakiś czas biuro. Jest niebezpiecznie
i niespokojnie&
W fabryce cukierków aresztowali tylko monterów powiedział niespodziewanie Smoła. Moim ludziom udało się prysnąć, rozwalili
jeszcze po drodze kilku szkopów. Mam nadzieję, że nie będzie więcej żadnej wsypy. Ktoś na nas doniósł, to pewne. Fabryka działała od roku,
wszystko szło doskonale& Zamyślił się. No nic, panie mecenasie dodał po chwili teraz muszę się zadekować, póki to się nie uspokoi.
Sam pan wie.
Załuski uśmiechnął się. Antoni chciał na jakiś czas zapaść się pod ziemię, a potem zamierzał wrócić do swojej konspiracyjnej roboty. Było to
ryzykowne i niezbyt rozważne, ale detektyw doskonale to rozumiał. Wsypa fabryki cukierków była osobistą porażką Smoły, który zapewne nie
zamierzał teraz spocząć, dopóki nie znajdzie kapusia.
Detektyw uścisnął dłoń Antoniego i pożegnał się z nim krótko.
Młody człowiek zatrzymał go.
Niech pan chwilę zaczeka. Nasi ludzie obserwowali pańską znajomą Agnes Petzoldt tuż przed tą wsypą. Prowadzili inwigilację ważnych
osób spośród Niemców. Niewiele to dało, bo jednak dostęp do niej jest utrudniony, ale z tą panią jest coś nie w porządku.
To znaczy co? zainteresował się Artur.
Gestapo ją obserwuje, zauważyliśmy to. To dosyć dziwne, prawda?
Nieszczególnie. Gestapo interesuje siÄ™ wszystkim, trudno, żeby pominęło osobÄ™, która cieszy siÄ™ sympatiÄ… führera.
Agnes Petzoldt niełatwo wyśledzić, bo nie za bardzo wiadomo, czym się zajmuje. W każdym razie znika na długi czas z domu i nie pojawia
się też w biurze.
O czym to świadczy? zainteresował się Artur. Podejrzewacie, że ma jakieś własne interesy?
Rozmawiałem jeszcze raz z przewoznikiem przez Wisłę powiedział Antoni z pewnym wahaniem. Często widują jej bentleya na tej
przeprawie.
Załuski wzruszył ramionami i roześmiał się. Smoła najwidoczniej podejrzewał Agnes, że miała coś wspólnego z zabójstwem dziewczyny bez
twarzy i okaleczeniem Kingi Bonner. Absurdalny pomysł!
Wracając do domu, nie mógł jednak przestać o tym myśleć. Było coś dziwnego w stosunku Agnes do całej tej historii. To w końcu ona
podpowiedziała mu, by zwrócił się do starego Lacha. To ona śledziła losy Kingi Bonner.
Agnes miała kolekcję damasceńskich noży. Jej służąca chodziła z podbitymi oczami i zadrapaniami na rękach. O baronównie mówiono, że nie
ukrywa swych sadystycznych skłonności.
Nie.
To byłoby zbyt proste.
Nie było poszlak, by podejrzewać, że Agnes Petzoldt maczała palce w morderstwach tych kobiet. Jedynym powodem, dla którego mogłaby
brać w tym udział, byłby kaprys, pragnienie zadawania cierpienia. Ale ten motyw całkowicie wystarczał.
Gestapo interesuje się Agnes, myślał Artur, odruchowo przyspieszając kroku. Być może robi to nie bez powodu. Baronówna jest tutaj
nietykalna, uchodzi za ulubienicę Hitlera i już wielokrotnie potwierdziła swą genialną umiejętność zdobywania rzadkich dzieł sztuki. Być może
koledzy z trupią główką na czapkach wzięli ją pod lupę z innego powodu.
Bo Agnes Petzoldt robi coś, czego nie powinna, a przy okazji, wiedząc, że jest obserwowana, chce skompromitować oficera wywiadu, czyli
Glassa.
Lothar coÅ› zatem o niej wie.
Zapewne znał ją jeszcze z Berlina, może doszły go słuchy o jej skłonnościach. Tutaj mogła się czuć bezkarna.
Ale czy na tyle, żeby mordować?
Załuski zastanawiał się nad tym. Odwiedził przecież Agnes w jej mieszkaniu i odniósł wrażenie, że hula po nim wiatr. Było ogromne, nieprzytulne
i puste, jakby właścicielka wpadła tylko dopilnować przeprowadzki. Może rzeczywiście, jak mówiły plotki, jej apartamenty przy Retoryka były
jedynie tymczasowym magazynem? Gromadziła cenne obiekty, by wywiezć je do Rzeszy. Czyżby więc kradła na własną rękę?
Artur zatrzymał się na chodniku tak gwałtownie, że jakiś przechodzień wpadł na niego z impetem. Załuski przeprosił, uchylając uprzejmie
kapelusza. Do głowy przyszła mu nagle zupełnie inna myśl.
Agnes musiała mieć jakieś inne lokum. Raporty Kwasa mówiły o podejrzanym domu na Bielanach, a baronównę widywano na promie, który
łączył Zwierzyniec z Dębnikami. Na Dębnikach mieszkali przeważnie Polacy, cała położona tuż przy Wiśle ulica Czarodziejska była siedzibą
polskich robotników. Ktoś taki jak Agnes naprawdę nie miał tu czego szukać. Jeżeli nie Dębniki, to może kawałek dalej? Poprzez nieużytki droga
prowadziła wprost do klasztoru w Tyńcu, otoczonego przez kolonię niewielkich domków.
Artura tknęła pewna myśl. Niedaleko Tyńca była kolejna przeprawa promowa, która pozwalała przedostać się z powrotem na lewy brzeg Wisły.
Jeżeli Agnes chciała pozostać niezauważona mogła, przejechać w ten sposób w okolice Przegorzał, unikając drogi od strony Krakowa. Tylko po
co miałaby to robić? Kolejna niewyjaśniona zagadka.
Następnego dnia zaczął przeorganizowywać biuro. Ostatecznie zamknął lokal na Alejach, nie otwierając na wszelki wypadek żadnego nowego.
Obawiał się, że jeśli Gestapo dotrze do Antoniego Smoły, może również zainteresować się jego pracodawcą. Odebrał też lakoniczny rozkaz od
zaniepokojonego ostatnimi wypadkami Kwasa. Czekać przeczytał Artur na odwrocie zdjęcia chudego mężczyzny w okularach, które otrzymał
w zakładzie fotograficznym na Floriańskiej, po podaniu hasła. Czekał więc, codziennie spodziewając się najgorszego.
I ono przyszło, ale nie ze strony Gestapo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]