[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Willy ćwiczy na fortepianie Najdłuższą noc . Z dumą skonstatowała, że gra coraz lepiej.
Poruszała ustami, bezgłośnie śpiewając do wtóru. Werset a ja w miłości rąbek cię owinę
potraktowała niemal jak modlitwę. Tak, czuwam nad tobą, Kate, pomyślała.
Zjawiwszy się u niej, z przerażeniem patrzyła na spokojną, lecz niewzruszoną przyjaciółkę, która
oznajmiła, że po długim namyśle postanowiła znalezć sobie inne mieszkanie, choćby tylko
umeblowany pokój. Oświadczyła, że skoro zmarła oddała Bakerom dom, nie będzie się
przeciwstawiać tej decyzji.
- Wprawdzie Bessie jasno wyraziła swoją wolę, zostawiając mi mieszkanko i dochód, ale nie
mogę żyć pod jednym dachem z tymi ludzmi, Elwiro - ciągnęła Kate. - Na samą myśl, że moja siostra,
choć rzeczywiście chora, mogła własnoręcznie wystukać na maszynie te słowa i pod moją
nieobecność sprowadzić świadków... Mam wrażenie, że przeszywa mnie nóż.
- Kate, właśnie coś sobie uświadomiłam. Testament podpisano w poniedziałek, trzydziestego
listopada, prawda? Ale sporządzono go dwudziestego ósmego listopada.
- Właśnie. Dzień po tym, jak Bessie powiedziała księdzu, że nie odpowiada jej perspektywa
przerobienia domu na schronisko dla dzieci. Pomyśleć, że w ciągu weekendu żartowała sobie ze
mnie, że będę musiała po nich sprzątać, a równocześnie, korzystając z mojej nieobecności, napisała
nowy testament.
- Na jak długo wychodziłaś wtedy z domu? - spytała Elwira.
- Tylko na poranną mszę w sobotę i niedzielę. Ale Bessie umiała szybko pisać na maszynie.
Pamiętasz, jak się tym szczyciła? Napisałaby testament w dwadzieścia minut.
- Och, Kate! - westchnęła Elwira.
Serce jej pękało, gdy patrzyła na starą przyjaciółkę, która całkowicie straciła chęć do walki.
Przygarbione ramiona świadczyły o porażce, zgasł gdzieś ognik, który ożywiał tę drobną, lecz twardą
kobietkę. Elwira wiedziała, że nie ma sensu się spierać - Kate podjęła decyzję. Pozostawało jedynie
grać na zwłokę.
- Kate, proszę cię tylko o jedno. Pytałam tu i ówdzie o Bakerów i dowiedziałam się, że to znana
para naciągaczy, tyle że nigdy ich nie aresztowano. Aż do tej pory. Daj mi czas do Bożego
Narodzenia. Udowodnię, że Bessie nie sporządziła tego testamentu, a choć podpis wygląda na
autentyczny, nawet jeśli podpisała, to nie wiedziała, o co chodzi w dokumencie.
Kate szeroko otworzyła oczy.
- Kochana, nie udowodnisz tego.
- Właśnie że tak - zapewniła Elwira z przekonaniem, którego nie czuła. - Nawet wiem, od czego
zacząć. Kiedy tylko porozmawiam z księdzem
Ferrisem, udam się do Jamesa i Eileen Gordonów, powiedzieć, że szukam jakiegoś
interesującego mieszkania. Tak więc ta para będzie mnie teraz często odwiedzać. Może są
wspólnikami intrygi Bakerów, może zostali oszukani, tak czy owak - dotrę do prawdy!
Rozdział 14
Lenny Centino nie trafił za kratki, bo nie był pazerny. Podejmował się tylko nieregularnych i
niewielkich dostaw, dlatego też - z wyjątkiem niepożądanego zainteresowania, jakie wzbudził u
detektywa Joego Tracy ego - nigdy nie znalazł się na pierwszej pozycji listy podejrzanych żadnego
policjanta. Poza tym nigdy nie sprzedawał narkotyków, a jedynie je dostarczał, dzięki czemu w razie
wpadki dostałby mniejszy wyrok. Za towar płacono z góry, czyli przez ręce Lenny ego nigdy nie
przechodziły pieniądze. Tak u dealerów, jak i u klientów zdobył sobie opinię zaufanego muła, który
nie podbierał narkotyków, dlatego też cieszył się dużym wzięciem.
Ponieważ jednak wolał ograniczać kontakty z niebezpiecznym i tak narkotykowym światkiem,
pracował w porządnym sklepie monopolowym.
Przy okazji, dostarczając alkohole, oglądał mieszkania. Był utalentowanym włamywaczem.
Zawsze obrabiał dom pod nieobecność mieszkańców i brał wyłącznie biżuterię oraz gotówkę.
Wcześniejsza, nader satysfakcjonująca kariera złodzieja skrzynek na datki dla biednych i ze
świecami wotywnymi zakończyła się wraz ze skokiem na kościół świętego Klemensa. Cichy alarm i
niezaplanowane uprowadzenie
Gwiazdki uświadomiły Lenny emu, że za blisko ociera się o niebezpieczeństwo. Teraz nawet
niewielkie parafie montowały w kościołach ciche alarmy.
Dlatego z niezachwianą wiarą w swą umiejętność spadania na cztery łapy dał znać starym
znajomym, że wrócił do Nowego Jorku. W poniedziałek po południu przy paru piwach opowiadał z
dumą, jak to od września pomagał w prowadzeniu lewego interesu z firmą komputerową. Nie
wiedział jednak, że do grupy, przed którą tak się chwalił, przeniknął gliniarz w cywilu. Kiedy
policjant złożył na posterunku raport detektywowi Trący emu, ten przejął sprawę i zaczął pilnować
Lenny ego - łącznie z podsłuchem. Policja z kolei nie wiedziała, że Lenny zawsze obawiał się takiej
sytuacji i dlatego już wcześniej przygotowywał sobie odwrót. Z ostatniej roboty odłożył trochę
grosza, załatwił sobie nowe papiery i kryjówkę w Meksyku. Jednak po powrocie do Nowego Jorku
dorzucił do planu dodatkowy element. Ciotka Lilly umierała. Lenny szczerze polubił Gwiazdkę, gdyż
zawsze mu się przydawała w prowadzeniu interesów. Traktował dziewczynkę jak maskotkę, tak więc
postanowił, że zabierze małą, gdyby musiał uciekać z kraju. W końcu nie na próżno tak często
powtarzał sobie w duchu: Jestem jej ojcem, nie powinienem zostawiać córki na pastwę losu.
Niewypowiedziana na głos, ale za to bardziej przekonująca była świadomość, że mężczyzny
podróżującego z małą dziewczynką nikt nie uzna za uciekającego przestępcę.
Rozdział 15
Sondra obiecała sobie, iż nigdy już nie zajrzy do kościoła świętego Klemensa. Gdyby nie to, że
dziadek miał przyjechać na koncert, poszłaby na policję. Nie mogła dłużej tak żyć. Jeśli w ciągu
owych paru minut ktoś znalazł dziecko, przeczytał liścik i postanowił je zatrzymać, możliwe, że jej
córeczka wychowuje się w Nowym Jorku z podrobioną metryką urodzenia. Bez trudu można by
wmówić, że dziecko przyszło na świat w domu. W hotelu, w którym wówczas mieszkała, nikt się nie
zorientował, że urodziła. W ogóle nie miała wtedy bólów.
Cierpienie przyszło dopiero pózniej, myślała, nie mogąc usnąć w niedzielną noc. Wschodziło
słońce, kiedy wreszcie się zdrzemnęła. Przespała zaledwie parę godzin i obudziła się z koszmarną
migrenÄ….
Wstała i automatycznie włożyła dres. Bieganie pomoże jej wrócić do formy. Trzeba się skupić na
grze. Tyle już zepsuła, nie wolno dodawać do tej listy zaprzepaszczenia własnej szansy na koncercie,
na który tak czekał dziadek.
Obiecała sobie, że będzie dziś biegać tylko po Central Parku, lecz gdy zbliżyła się do północnej
strony, nogi same skręciły na zachód. Po paru minutach stała na wprost kościoła świętego Klemensa i
znowu odtwarzała w pamięci chwilę, kiedy ostatni raz trzymała w ramionach córeczkę.
Trochę się ociepliło, na ulicy pojawiło się więcej przechodniów. Nie powinna tu sterczeć i
zwracać na siebie uwagi. Po wtorkowym śniegu i mrozie przyszła odwilż, na ulicy leżała bura breja.
Tamtej nocy było bardzo zimno, dobrze to pamiętała, a po obu stronach ulicy zalegał lodowaty
śnieg. Używany wózek, który kupiła, miał z boku plamę. Wyszorowała go w środku, ale brzydziła się
na myśl, że musi do niego położyć córeczkę. Ktoś w hotelu wyrzucił papierową torbę na zakupy,
wykorzystała ją więc jako dodatkową ochronę przed mrozem. Pamiętała, że było na niej logo sklepu
Sloan. Butelki i mleko kupiła w aptece Duane Reade.
Sondra poczuła, że ktoś klepie ją w ramię. Odwróciła się zaskoczona i zobaczyła życzliwą twarz
pulchnej, rudej, może sześćdziesięcioletniej kobiety.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]