[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, przecież on jest zupełnie podobny do młodzieńczej fotografii Jana Ra-venecka!
Teraz dokładnie już pamiętała, jak wyglądała tamta fotografia. Widziała ją przed sobą
niby na jawie. Zaczęła się zastanawiać nad tą zagadką. Obecny pan Lindenhofu zatracił
wszelkie podobieństwo z dawnych lat, natomiast jakiś nieznajomy, który przypadkiem
stanął na jej drodze, przypominał tak bardzo młodego Janka, że zbudził wspomnienie
owej fotografii, zatartej na pewien czas w pamięci Madzi.
Jakież to dziwne i niezrozumiałe!
Madzia położyła się znowu, usiłując zasnąć. Zamknęła oczy, lecz sen mocny, zdrowy
sen nie przychodził jakoś. Zapadła w drzemkę, podczas której dręczyły ją dziwne majaki.
Budziła się co chwila.
Jak też ułoży się teraz jej przyszłość? W domu nikt nie zrozumie pobudek jej
postępku. Matka będzie zła, że Madzia wyrzekła się tak świetnego losu. A ojciec i bracia?
Ich egzystencja znowu jest zagrożona... Co też ona zrobiła? Sprawiła swoim najbliższym
tyle kłopotów, tyle niepokoju... Czy tylko im? Ach, nie! Przede wszystkim samej sobie! A
jednak nie mogła postąpić inaczej... Och, lepiej umrzeć, niż jeszcze raz spocząć w
ramionach tego człowieka! Cała istota Madzi wzdrygała się przed nim, wspomnienie tego
uścisku napełniło ją odrazą, jak coś brudnego, ohydnego!
Madzia znowu zasnęła na chwilę. Teraz śniła o swoim zbawcy, którego dziś spotkała
na dworcu. Zniła, że niesie ją na rękach przez wzburzone fale i uśmiecha się do niej
pięknymi, jasnymi oczyma. Ten tkliwy, miły uśmiech dziwnie rozgrzał jej młode serce,
napełniając je rozkoszą bez granic.
102
Głośne pukanie do drzwi przedziału zbudziło ją z tych miłych marzeń. To konduktor
budził podróżnych, oznajmiając, że już czas się ubierać.
115
Panie ubrały się. Po chwili konduktor przyniósł im śniadanie. Po śniadaniu Madzia
wyszła na korytarz. Przed drzwiami do sąsiedniego przedziału spostrzegła Jana
Ravenecka. Ukłonił się z szacunkiem, a jego piękne jasne oczy zabłysły na widok Madzi.
Dziewczyna odkłoniła się. Jan spostrzegł, że się zarumieniła. W pamięci jej odżył sen,
jaki miała dzisiejszej nocy. Rumieńce Madzi nie osłabiły zainteresowania Jana,
przeciwnie, wzmogły je.
W ciągu swego ruchliwego życia niewiele zajmował się kobietami. Nigdy jeszcze
żadna kobieta nie wywarła na nim głębszego, trwalszego wrażenia. Nie należał do
kategorii płochych bawidamków, którzy wszędzie i zawsze szukają sposobności do flirtu.
Zresztą piękna nieznajoma panienka nie wyglądała na osobę skłonną do nawiązania
lekkiej miłostki. Podobała mu się właśnie jej nieśmiała bezradność, a jej słodka
twarzyczka wywierała przedziwny urok. Chętnie byłby zawarł bliższą znajomość z
Madzią, nie chciał się jednak okazać natrętem. Rozmyślał nad tym, jakby się tu
dowiedzieć o nazwisko i adres pięknej nieznajomej.
Pociąg przybył do Monachium. Podróżni zaczęli wysiadać. Jan przystanął w pobliżu
Madzi, czekając tylko na sposobność nawiązania z nią ponownego kontaktu. Nagle
usłyszał, że Madzia pyta swoją towarzyszkę, gdzie znajduje się dworzec Starnberski.
Starsza pani żałowała bardzo, że nie może jej udzielić informacji.
Zaraz zapytamy się kogoś rzekła do Madzi.
Szczęście sprzyjało Janowi. Towarzyszka Madzi zwróciła się wła
śnie do niego:
Czy pan nie wie, którędy przechodzi się na dworzec Starnberski?
" Jeżeli pani pozwoli, to ją tam chętnie zaprowadzę, ponieważ i ja idę na ten
dworzec powiedział uprzejmie, nie patrząc niby na Madzię, która znowu
zapłoniła się jak różyczka.
" Nie ja się tam wybieram, lecz ta panienka. Może zechce pan wskazać jej drogę.
Jan skłonił się usłużnie przed Madzią. Nie napomknął ani słowem, że już wczoraj
wieczorem był jej przewodnikiem. Dopiero gdy pożegnali się ze starszą panią, odezwał
siÄ™:
Zdaje mi się, że pani nie przywykła do samotnych podróży.
Niech pani pozwoli mi zaopiekować się sobą. Dokąd pani jedzie?
116
103
Do Obergriesbach odparła Madzia nieśmiało, lecz z ufnością.
Nie patrząc na nią, rzucił niby od niechcenia:
To się doskonale składa, Obergriesbach jest również moim
celem podróży. Pozwoli pani, że zajmę się nią w drodze.
Nie wypada mi tak ciągle fatygować pana...
Przecież to nie żadna fatyga, skoro jedziemy do tej samej
miejscowości.
Zataił przed nią, że dopiero w ostatniej chwili postanowił pojechać do Obergriesbach.
Pragnął zawierzyć przypadkowi nie wiedząc na pewno, w jakiej miejscowości ma się
zatrzymać. Teraz dopiero dwoje brązowych aksamitnych dziewczęcych oczu skłoniło go
do tego wyboru.
Madzia na razie nie odpowiedziała. Z milczącą podzięką przyjęła jego pomoc. Wsiedli
razem do jednego z wagonów kolejki wąskotorowej. O tej porze roku ruch był niewielki.
Tragarz umieścił obie walizki w jednym przedziale.
Czy nie będzie pani przykro, że jadę w tym samym prze
dziale?
Twarz Madzi powlokła się ciemnym rumieńcem.
Ależ nie, bynajmniej... Przecież pan okazał mi tyle życzliwości...
Jan zajął miejsce naprzeciwko Madzi. Zaczął z udanym zainteresowaniem przerzucać
rozkład jazdy. Madzia z bijącym sercem czekała na pojawienie się innych pasażerów.
Czekała jednak nadaremnie. Nikt więcej nie wsiadł do ich przedziału.
Pociąg ruszył. Madzia zerkała na nieznajomego, który zatopiony w studiowaniu
rozkładów, zdawał się jej nie widzieć. Twarz jego wydawała się jej coraz bardziej
znajoma. Rzecz dziwna: miał te same pięknie wykrojone wąskie wargi, co Jan Raveneck
za młodych lat! Jakże się ten Jan zmienił! Wargi miał teraz pełniejsze, wykrój ich był
pospolity! Może to sprawiały wąsy, ocieniające jego usta? Jej towarzysz podróży nie miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]