[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stawił metr dalej.
Anula & Irena
scandalous
- Mamo, naprawdę muszę kończyć.
Ale...
Rozłączyła się. Anthony stanął przed nią.
- Musimy pogadać.
- Joan wyjeżdża do Paryża - powtórzyła Heather.
- Chodz na dwór.
- Nie wychodz, Joanie.
Joan wychyliła się zza Anthony'ego i spojrzała na
siostrÄ™.
- Heather...
- Nie ufam mu, Joanie.
Joan westchnęła zniecierpliwiona. Nie może zniknąć
ot tak sobie. Anthony'emu należy siÄ™ wyjaÅ›nienie. Spo­
kojnie i racjonalnie zamierzała mu wytłumaczyć, że nie
chce skrzywdzić swojej rodziny. Nigdy nie dążyła do
sławy i nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Wczorajszy wywiad w telewizji wypadÅ‚ caÅ‚kiem nie­
zle i nawet sprawił jej przyjemność. Chociaż nikomu by
się do tego nie przyznała, widoczna gołym okiem radość
ekipy z możliwoÅ›ci poznania sÅ‚awnej pisarki podbudo­
wała jej ego.
Od dziecka żyÅ‚a w cieniu ojca, matki, siostry. Wczo­
raj, po raz pierwszy, ważna była ona, nie oni. Została
przedstawiona jako  Joan Bateman", nie córka Conrada
lub Dinory Batemanów, nie siostra Heather Bateman. Po
prostu Joan Bateman, pisarka.
No dobrze, nie ma sensu roztkliwiać się nad sobą.
Narobiła szkód. Musi je naprawić.
- Wyjdzmy na powietrze - zwróciÅ‚a siÄ™ do Antho­
ny'ego.
- A dziennikarze? - spytała Heather. - A fani? Przed
budynkiem kręci się mnóstwo ludzi.
Anula & Irena
scandalous
- Kazałem im opuścić teren posesji - oznajmił Luc
Carter.
- Może porozmawiamy w altance? Tam powinno być
spokojnie.
- Chodzmy. - Anthony wziął ją pod rękę.
- Będą was śledzić...
- Nikt nie będzie śledził. Jedyne dojście do ogrodu
prowadzi przez pensjonat - wyjaśnił Luc.
- Co się wtrącasz? - zezłościła się Heather. - Ta
sprawa ciebie nie dotyczy!
- Owszem, nie dotyczy - przyznaÅ‚ wÅ‚aÅ›ciciel pen­
sjonatu. - Ale altanka jest do dyspozycji gości.
Niewiele brakowaÅ‚o, aby na widok naburmuszo­
nej miny siostry Joan szczerze siÄ™ rozeÅ›miaÅ‚a. Ale przy­
pomniała sobie o rozmowie, która ją czeka z Antho-
nym, i natychmiast spoważniaÅ‚a. Psiakość, bÄ™dzie zawie­
dziony.
- Chodzmy - powtórzył Anthony.
Przez duże rozsuwane drzwi wyszli na taras za do­
mem, a potem białymi schodkami zeszli na kamienną
ścieżkę, która prowadziła do altanki na końcu ogrodu.
Wędrowali w milczeniu, Joan jednak czuła napięcie
promieniujące z ciała mężczyzny. Po minucie czy
dwóch znalezli siÄ™ w dÄ™bowym lasku. SÅ‚oÅ„ce przedzie­
raÅ‚o siÄ™ przez gaÅ‚Ä™zie, powietrze wypeÅ‚niaÅ‚ Å›piew pta­
ków i kumkanie żab.
Tuż przed altanką Anthony przystanął.
- Jesteś zła z powodu tego pocałunku?
Zaskoczył ją. Od wczoraj usilnie starała się zapomnieć
o tym, co się stało.
- Nie. I lepiej do tego nie wracajmy.
Przeczesał ręką włosy, wpatrując się w jej twarz.
Anula & Irena
scandalous
- Chciałem cię przeprosić. %7łałuję...
- %7Å‚aÅ‚ujesz, że mnie pocaÅ‚owaÅ‚eÅ›? - Chyba żadna ko­
bieta nie chciałaby usłyszeć twierdzącej odpowiedzi na
tak postawione pytanie.
- Oczywiście, że tak. - Zacisnął dłonie.
Próbowała ukryć ból, jaki sprawił jej tymi słowami.
- Rozumiem. Przynajmniej mam jasność. GÅ‚upio by­
łoby wyjeżdżać z kraju, myśląc, że...
- Joan...
- Co? - warknęła.
Psiakrew, miała spokojnie i rzeczowo przedstawić
swoje argumenty. Jak zwykle wystarczyło pół minuty
w towarzystwie Anthony'ego, żeby straciła nad sobą
panowanie.
- Popełniłem błąd.
- Rozumiem. Wyjadę do Paryża.
- To zły pomysł.
- Każdy ma prawo do błędów.
- Twoja matka usiłuje storpedować twoją karierę.
- Nie mieszaj do tego mojej matki.
- Ale to ona jest zródÅ‚em twoich kÅ‚opotów. To z po­
wodu rodziców wygadujesz te bzdury...
- Nie zwalaj winy...
- Zwiat stoi przed tobą otworem, Joan. Możesz robić,
co ci się żywnie podoba.
- Chcę pisać.
- To pisz.
- Zamierzam.
- Zwietnie.
- W Paryżu. Pod nowym pseudonimem.
W ciszy, jaka zapadła, świergot ptaków, rechot żab
i granie cykad zdawały się rozlegać ze zdwojoną siłą.
Anula & Irena
scandalous
Twarz Anthony'ego wykrzywił grymas. Z gardła dobyło
siÄ™ coÅ›, co zabrzmiaÅ‚o jak przekleÅ„stwo w jakimÅ› dziw­
nym obcym jÄ™zyku. Policzki mu zbladÅ‚y, potem pociem­
niaÅ‚y. Przez chwilÄ™ Joan zastanawiaÅ‚a siÄ™, czy tak wy­
gląda człowiek przechodzący właśnie zawał serca.
- Anthony? - spytała zaniepokojona.
Wreszcie wypuścił z płuc powietrze.
- Czy zdajesz sobie sprawÄ™, co odrzucasz?
- Nie interesujÄ… mnie pieniÄ…dze.
- Normalni pisarze marzą o sławie. Dążą do uznania
i popularności.
- Jeżeli ludziom podobały się książki, które pisałam
jako Jules Burrell, spodobają im się te, które napiszę jako
John Smith.
- Niekoniecznie.
- ZaryzykujÄ™.
Podszedł krok bliżej. Nieopodal w wodzie rozległ się
chlupot. Joan odruchowo obejrzaÅ‚a siÄ™ przez ramiÄ™, spraw­
dzajÄ…c, czy to przypadkiem nie aligator.
- Zyskałaś sławę po dziesięciu latach i dwunastu
książkach.
Przygryzła wargę.
- Nie zależy mi na sławie.
- Popularność autora wpÅ‚ywa na sprzedaż jego ksiÄ…­
żek. Im wyższy książka ma nakład, tym większą autor ma
siłę przebicia. Jedno pociąga za sobą drugie. Zrozum,
poświęciłem twoim książkom dziesięć lat...
- Przepraszam bardzo, to ja je pisałam, nie ty.
- Ale beze mnie wciąż leżałyby u ciebie na dnie
szuflady.
Zabolały ją jego słowa.
- Naprawdę tak uważasz?
Anula & Irena [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •