[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Locke'a to wówczas możemy powiedzieć Vincentowi i
Jonathanowi, że nie ma sensu, by ubiegali się dłużej o moją
rękę - głos Gythy załamał się, gdy wypowiadała ostatnie
słowa.
Lord Locke zrozumiał jak bardzo była przerażona. Nie
zdziwiły go więc wcale słowa sir Roberta:
- A więc to tak! By uniknąć małżeństwa z którymś z
kuzynów, gotowa jesteś przyjąć zaloty pierwszego lepszego
młokosa!
- Dziadku, to nie fair! - krzyknęła Gytha - a poza tym jak
możesz nazywać młokosem lorda Locka, który walczył na
wojnie i otrzymał tyle wysokich odznaczeń.
Starzec nie odpowiedział. Gytha pomyślała, że trochę
zawstydził się swych słów. Ale nie chcąc okazać tego, ryknął:
- Zróbcie jak chcecie, ale możesz być pewna, że nie
ogłoszę zaręczyn, dopóki nie poznam Locke'a lepiej i nie
upewnię się, iż nie próbuje przekupić mnie lasem, który i tak
jest mój.
- Chciałbym zwrócić panu uwagę, sir - rzekł lord Locke -
że gdy poślubię Gythę, obie posiadłości zostaną połączone i
nasz wspólny majątek stanie się największy i najbardziej
znaczący w całym hrabstwie.
Gytha wiedziała, że był to argument przekonywujący.
Jedyny, który naprawdę mógł dotrzeć do dziadka. Jednak, by
nie wyglądało, że zbyt łatwo godzi się na propozycję lorda,
powiedział:
- Zaręczyny mają pozostać w tajemnicy i ani słowa
nikomu, rozumiesz? Ani słowa! Nie chcę, by rozdmuchano tę
sprawę w gazecie, dopóki nie poznam cię lepiej, młody
człowieku, i jest to także w twoim interesie.
Następnie, zanim lord Locke zdążył odezwać się, starzec
krzyknÄ…Å‚:
- Jestem zmęczony! Pora spać. Gdzie jest Dobson?
W progu natychmiast pojawił się lokaj. Gytha wiedziała,
że jak zwykle podsłuchiwał pod drzwiami. Podszedł do wózka
i rzekł:
- Jestem, sir Robercie. Czas położyć się do łóżka.
- Wiem, ty głupcze! - burknął sir Robert. - Właśnie to
powiedziałem! Zabierz mnie na górę!
Gytha pochyliła się nad dziadkiem i pocałowała go w
policzek.
- Dobranoc, dziadku. Dziękuję, że byłeś dla nas taki miły.
Ja i lord Locke postąpimy dokładnie tak, jak każesz.
- Wezcie sobie do serca moje słowa - odrzekł starzec -
albo skończę to wasze gruchanie i poślubisz tego, kogo ja ci
wybrałem.
Rzuciwszy na pożegnanie ów złośliwy docinek, wyjechał
z pokoju na wózku pchanym przez Dobsona. Przez jakiś czas
słyszeli jego głos grzmiący na lokaja, który wiózł go
korytarzem.
Gytha poczuła, że nogi ma jak z waty. Usiadła w fotelu.
- Przepraszam - odezwała się słabym głosem.
- Czy on jest zawsze taki kłótliwy? - lord Locke zapytał
ze współczuciem.
- Kłótliwy! - odpowiedziała Gytha. - Zapewniam pana, że
był wyjątkowo czarujący, zupełnie inny niż zwykle.
Westchnęła.
- Dziadek wiecznie wygłasza kazania, wrzeszczy, obrzuca
wszystkich obelgami i karci - i to na ogół niesłusznie.
- A pani musiała to wszystko znosić od dawna?
- Tak... odkąd mama umarła. Wytrzymać z nim pod
jednym dachem jest naprawdę ciężko - wyszeptała.
- Rozumiem. Ale przynajmniej dziś wieczór ma pani
szansę na odmianę - rzekł lord Locke. Ruszając w stronę
drzwi dorzucił:
- Proszę iść na górę i przebrać się, panno Gytho, tak, by
wyglądała pani dziś wieczór najpiękniej jak tylko jest to
możliwe. Za godzinę przyślę po panią powóz.
- Mogę wziąć... powóz dziadka - zaproponowała
dziewczyna bez przekonania.
- Obawiam się, że dziadek rozzłościłby się
dowiedziawszy, iż ktoś wziął konie bez jego pozwolenia -
odpowiedział lord Locke - natomiast moim przyda się
niewielki trening!
- Proszę się tylko nie spóznić, ponieważ jest ktoś, kogo
chcę by pani poznała przed kolacją.
Nie zdradził, kto to taki. Zanim Gytha zdołała zadać jakieś
pytanie, lord Locke opuścił dom Sullivanów.
Nawet nie zdążyłam mu podziękować - pomyślała. - Ale
przecież będę to mogła zrobić dziś wieczorem.
Jednak gdy tylko znalazła się na górze, zaczęła żałować,
że przyjęła zaproszenie na kolację w Locke Hall. Była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]