[ Pobierz całość w formacie PDF ]

124
TL R
Ociężałym krokiem, powoli, jak lunatyk poszedł do swojej ubieralni.
Przystanąwszy tam przed dużym lustrem, wpatrywał się badawczo w
swoją twarz. Słońce wpadało jasną powodzią do pokoju. Siwiejące włosy
budowniczego Saltena rozbłysły nagle, zapłonęły w nich metaliczne bla-
ski, stały się podobne do czerwonego złota.
 Ten sam kolor!  szepnął do siebie na pół przytomnie. Przebrał się
szybko, po czym zszedł na dół do jadalni. Podczas obiadu był zupełnie
spokojny i opanowany. Nikt nie mógł poznać, że przed chwilą w duszy
jego szalała burza. Był tylko nieco bledszy niż zazwyczaj. Zauważyła to
jedynie Kasia. Po obiedzie przytuliła się do ojca, mówiąc:
 Tatusiu, wyglądasz bardzo mizernie, musisz być zmęczony! Na
pewno pracujesz zbyt wiele!
Salten pogłaskał pieszczotliwie jej włosy. Pani Salten spojrzała na
męża i przyświadczyła:
 Kasia ma słuszność, Ryszardzie. Stanowczo za dużo pracujesz!
Przecież powiedziałeś sam, że w Różance masz zamiar odpoczywać.
Budowniczy szybko skierował rozmowę na inne tory, pragnąc odwró-
cić od siebie uwagę obecnych. Udało mu się zmienić temat rozmowy.
Podczas obiadu raz po raz obrzucał spojrzeniem Astrid; były to krót-
kie, badawcze spojrzenia. Wargi jego lekko drżały, w oczach migotał
niespokojny błysk.
Dla budowniczego Saltena nastąpił teraz szereg niespokojnych dni i
nocy. Od czasu, gdy zobaczył mały, złoty medalionik, będący w posia-
daniu Astrid, ogarnął go niepokój, a przede wszystkim niepewność.
Dręczył się całymi dniami, nie sypiał po nocach. Odbijało się to na jego
nerwach i na jego pracy.
Podczas pracy nie potrafił się skupić. Myśli jego błądziły w dal, Się-
gały nieraz zamierzchłej, dawno zapomnianej przeszłości. Spoglądał na
swoją sekretarkę, śledził uważnie każdy rys jej twarzy, każdy ruch. Pra-
gnął nieraz zadać jej pewne pytanie, potem jednak powstrzymywał się
125
TL R
od tego, ogarniał go dziwny lęk. Nie miał odwagi zwrócić się do dziew-
czyny z tym drażliwym pytaniem.
Pewnego dnia, po ukończeniu pracy, zdarzyła się sposobność do
krótkiej rozmowy. Budowniczy wypytywał Astrid o jej dawniejsze posa-
dy, a przy tej okazji dowiadywał się rozmaitych szczegółów z życia swo-
jej sekretarki.
Astrid opowiadała o swoich rozmaitych kolejach losu. Salten siedział
odwrócony od światła. Głowę wsparł na dłoni i uważnie słuchał jej opo-
wieści. Gdy wreszcie zamilkła, zapytał:
 Więc od czasu śmierci matki zaczęła pani pracować na posadzie?
 Tak, proszÄ™ pana.
 W jakim pani była wieku, gdy straciła pani matkę?
 Miałam osiemnaście lat.
 A teraz? Ile pani ma lat?
Ostatnie pytanie wypowiedział stłumionym z podniecenia głosem.
Spoglądał przy tym badawczo na Astrid.
 Dwudziestego stycznia skończyłam dwadzieścia trzy lata.
W pokoju zapanowała cisza. Architekt pobladł lekko, po twarzy jego
przebiegł jakby kurcz. Widać było, że walczy z ogromnym wzruszeniem.
Wstał i zaczął się przechadzać nerwowym krokiem po pokoju.
 A gdzie się pani urodziła?  zapytał po chwili.
 W Berlinie.
Przesunął ręką po czole, jakby mu się nagle zrobiło nazbyt gorąco.
 Ach, więc pani pochodzi z Berlina  rzekł po chwili z udaną swo-
bodÄ….
 Tak, proszę pana, tam się urodziłam i kształciłam.
 A ojciec pani? Zapewne umarł o wiele wcześniej niż matka?
Teraz policzki dziewczyny oblały się nagłym rumieńcem. Spuściła
oczy, unikajÄ…c wzroku Saltena.
 Ojciec umarł o pięć lat wcześniej, niż moja matka  szepnęła zmie-
szana.
 Kim był ojciec pani?
126
TL R
 Urzędnikiem w elektrowni.
Budowniczy zamilkł, wreszcie odezwał się po chwili:
 To właściwie dziwne, że nigdy dotąd nie pytałem pani o jej rodzi-
ców. %7łyje się obok siebie, ma się ciągły kontakt ze sobą, a jednak wie
się o sobie tak mało.
 Tak, to prawda!
 Matka pani musiała zostać zapewne w bardzo ciężkich warunkach
po śmierci męża?
Astrid drgnęła. Cała ta rozmowa sprawiała jej ogromną przykrość.
Siedziała wciąż ze spuszczonymi oczami, nie mając odwagi spojrzeć w
oczy swemu chlebodawcy. W głębi duszy pragnęła, żeby nareszcie zmie-
nił ten niemiły, a dla niej tak bardzo kłopotliwy temat.
 Tak, nastąpiło kilka ciężkich lat, ale moja matka dawała sobie ja-
koś radę. Przede wszystkim otrzymywała niewielką pensyjkę z elek-
trowni, a poza tym udzielała lekcji muzyki.
 Ach, tak? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •