[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Och, szanowna przyjaciółko! Jest pani bezwzględna i niesprawiedliwa!
Pan von Teklenburg jest człowiekiem honoru mimo, że w ostatnich latach
trochę przesadzał w różnych zabawach. Wszyscy to robiliśmy jedni
wcześniej inni pózniej. A kto czuje się bez wszelkiej winy, że mógłby rzucić w
niego kamieniem? Wszyscy jesteśmy grzesznikami, a młody człowiek nie umie
tak panować nad sobą jak ludzie starsi, dojrzalsi. Jeżeli pan von Teklenburg
naprawdę czego się pani tak boi poprosi o rękę Rosemarie, nie będzie to
przecież żadnym nieszczęściem.
Pani Herta von Ribnitz zbladła ze złości.
Przecież pan wie, że Rosemarie nie wolno wyjść za mąż wykrztusiła
ochrypłym głosem.
Co za bzdura! Przepraszam za mocne słowo, łaskawa pani, ale to jest
bzdura! Pani tak przejęła się troską o zdrowie Rosemarie, że zatraciła pani swój
spokój i rozsądek. Jestem tak jak wszyscy z wyjątkiem pani przekonany,
że Rosemarie może wyjść za mąż, jeżeli zechce. Czy pani nie rozumie, jak
okrutnie pani postępuje zabraniając dziecku wszelkich radości życia? Nie mogę
pani zaoszczędzić zarzutu, że pani przestraszyła Rosemarie i zakłóciła jej
spokój mówiąc, że nie wolno jej wyjść za mąż, gdyż to spowoduje jej rychłą
śmierć. Przeraziłem się, kiedy Rosemarie zwierzyła mi się z tego zmartwienia.
Czy pani nie nia serca, aby temu biednemu dziecku mówić takie okrutne
rzeczy? Nie rozumiem pani musiałem pani to wszystko powiedzieć!
Pan von Steinau był rozzłoszczony do skrajnych granic.
Herta von Ribnitz zacisnęła usta. Przestraszyła się gwałtowności sąsiada
zazwyczaj tak spokojnego i pogodnego ale była zła i z trudem panowała nad
sobÄ….
Rosemarie musiała się o tym dowiedzieć! Było moim obowiązkiem
ostrzec ją przed niebezpieczeństwem. Lepiej żeby o tym wiedziała. Będzie
mogła uważać na siebie bo wie, co ją czeka mimo zdenerwowania
powiedziała to stanowczym głosem.
Ach tak! Pani myśli, że w takim przypadku serce pyta czy wolno mu
kochać? Ale my oboje wiemy na miłość nie ma lekarstwa!
Co pan wie o mojej obawie o zdrowie Rosemarie? Właśnie dlatego, aby
jej zaoszczędzić rozczarowań, jestem ostrożna w wyborze znajomych i gości, i
chronię ją przed wszystkim, co mogłoby jej zaszkodzić. Teraz pan chyba
przyzna, że popełnił pan głupstwo przywożąc do Waldeck Hennera von
Teklenburg. Jest przystojnym i interesującym człowiekiem, a to co przeżył w
oczach niedoświadczonej dziewczyny dodaje mu uroku. Nie wiadomo do czego
mogą doprowadzić wizyty tego pana i jestem tym bardzo zaniepokojona.
Usilnie proszę, aby pan wytłumaczył temu młodemu mężczyznie, że byłoby
zbrodnią gdyby zakłócił spokój Rosemarie.
Pan von Steinau patrzył na rozzłoszczoną panią von Ribnitz. Pomyślał:
gdyby wiedziała jaki jest mój stosunek do tej sprawy!
Doszedł jednak do wniosku, że nie ma sensu sprzeczać się z ciotką
Rosemarie ta kobieta wbiła sobie do głowy, że małżeństwo oznacza dla jej
siostrzenicy śmiertelne zagrożenie. Postanowił, że nie będzie z Rosemarie
rozmawiał na ten temat. Zrobił już swoje reszta jest w rękach Pana Boga.
W swojej dobroduszności próbował nawet pocieszać panią Hertę:
Proszę się nie martwić na zapas! Niech pani pozwoli, aby dobry Bóg
pokierował tą sprawą. Pan Bóg wie, co dla Rosemarie będzie najlepsze.
Niepotrzebnie pani swoim strachem zatruwa życie sobie i dziecku.
Pani von Ribnitz zacisnęła usta, a potem odparła szorstko:
Zostawmy ten temat. Widzę, że nie możemy się porozumieć. Dotychczas
rozumieliśmy się, jeśli idzie o kochane dziecko. Ale ostatecznie nie mogę
wymagać, aby pan kochał Rosemarie tak jak ja.
Och! Nie pozwolę, aby pani posądzała mnie o obojętność wobec
Rosemarie! Kocham dziewczynę jak własne dziecko i Bóg mi świadkiem, że
mówię prawdę! Różnica między panią a mną jest taka, że pani chce Rosemarie
ochronić przed najmniejszym wzruszeniem również przed miłością. A ja
widzę właśnie w tym siłę leczniczą przyrody o ile ta lecznicza siła w ogóle
jest potrzebna! Oczywiście, pani mówi, że berliński profesor stwierdził
początki groznej choroby i uważa ewentualne małżeństwo Rosemarie za
niebezpieczeństwo. Ale czyż lekarze nigdy się nie mylą? Przecież są tylko
ludzmi!
Pani von Ribnitz zniecierpliwiona wzruszyła ramionami, a na jej ustach
pojawił się pogardliwy uśmieszek:
Pan mówi z punktu widzenia mężczyzny. Dla nas kobiet małżeństwo
wcale nie jest takim szczęściem jakie nam obiecują. Wiem to z własnego
doświadczenia!
Jobst von Steinau wiedział o nieudanym małżeństwie pani Herty, więc rzekł:
No tak, szanowna przyjaciółko. Pani podchodzi do tego z innego punktu
widzenia niż ja. Mam na ten temat odmienne zdanie. Moje, niestety zbyt
krótkie, małżeństwo było bardzo szczęśliwe i takie samo szczęście codziennie
widzę w oczach mojej córki. Pani miała przykre doświadczenia, ale to nie
znaczy, że Rosemarie ma spotkać podobny los. Załóżmy, że zakocha się w
panu von Teklenburg, który po wszystkich szaleństwach ustatkował się i robi
wrażenie człowieka poważnego. Nie sądzę, aby stało się wielkie nieszczęście,
gdyby siÄ™ pobrali.
Za to ja uważam, że byłoby to wielkie nieszczęście. Na pana spadłaby
odpowiedzialność, gdyby pan popierał ten związek krzyknęła głośno Herta
von Ribnitz.
Jobst von Steinau uspakajającym ruchem podniósł rękę:
No, no, proszę się nie martwić na zapas. Kto to wie, co się stanie? Pani
postępuje kierując się swoim poczuciem obowiązku i to powinno panią
zadowolić. Pomówmy o czymś innym. Niepotrzebnie się denerwujemy.
Westchnęła głęboko.
Niestety, nasze zdania są podzielone. Dotychczas miałam w panu
wiernego przyjaciela i pomocnika powiedziała z naciskiem licząc na jego
rycerskość.
Zaśmiał się dobrodusznie i rzekł:
Będę nim również w przyszłości dla pani i dla Rosemarie, bez względu
na to, że chciałem z pani barków : wbrew jej woli zdjąć trochę zmartwień.
Mówiąc szczerze chyba przydałoby się pani, żeby w niedługim czasie zaczął
rządzić w Waldeck młody mężczyzna, który uwolniłby panią od tylu
obowiązków?
Herta von Ribnitz zacisnęła usta. Najchętniej krzyknęłaby temu nic nie
przeczuwającemu człowiekowi: idioto!". Pohamowała się jednak. Przecież nie
wolno jej było zdradzić, że za żadną cenę nie oddałaby berła, które mocno
trzymała w ręku, aby je zachować dla syna.
Henner często przyjeżdżał do Waldeck i do Steinau. W Steinau zawsze
przyjmowano go serdecznie i ciepło. Baron Haller zaprzyjaznił
się z nim, a pani Lena otoczyła go matczyną opieką. Hilda wdawała się z
Hennerem w słowne pojedynki i po kryjomu trochę się w nim durzyła, chociaż
pamiętała, że potajemnie jest po słowie" z Heinzem. Jobst von Steinau zaliczał
go do swoich przyjaciół i służył mu ojcowską radą.
Henner czuł się bardzo dziwnie. W Steinau znikał jego nastrój przygnębienia
i goryczy. Poddawał się błogiemu uczuciu i tęsknocie za spokojnym
szczęściem, jakie tutaj widział.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]