[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uderzenie przeszyło jego ciało. Kilka kroków od niego po parkowej ścieżce szła
Urszula z oczami wbitymi w ziemiÄ™.
R
L
T
Takiej, Malte jeszcze nie widział. Najpierw, gdy raptownie poderwał się, wy-
rwana z zamyślenia, spojrzała na niego z przestrachem.
- Malte! - mocno zarumieniona, przycisnęła ręce do serca.
Popatrzył na nią rozpalonym wzrokiem i zastąpił jej drogę, tak że nie mogła
dalej iść.
Nie powiedział ani słowa, nie potrafił nic powiedzieć, jednak zauważył, że pod
wpływem jego spojrzenia pojawił się na jej twarzy mocny rumieniec.
Milcząc, stali przez dłuższą chwilę naprzeciw siebie. Ich usta pozostawały mil-
czące, ale ich oczy mówiły wystarczająco dużo, w tym szczególnym języku za-
kochanych.
A potem Malte nagle rozłożył ramiona: - Urszula.
Jak do tego doszło, żadne z nich nie potrafiło powiedzieć, ale nagle ciasno się
objęli, a ich usta zetknęły się ze sobą, a wszystkie rozkosze nieba stanęły przed
nimi otworem.
Stali tak blisko siebie. Były to minuty, albo wieczność? Nie wiedzieli tego,
wiedzieli tylko, że spełniły się ich najgłębsze pragnienia, że po tym zbliżeniu nie
może spotkać ich już większe szczęście.
Zapomniawszy o całym świecie ich serca spoczywały jedno obok drugiego.
Tak bardzo byli zagłębieni w swoim błogim szczęściu, że nie spostrzegli tego,
jak Gusti podeszła do miejsca gdzie stali.
Ale Gusti ich dostrzegła i przypuszczając, że tutaj ma do czynienia zarówno z
niespodziewanym spotkaniem obojga, jak i z ich pożegnaniem, nie przeszkadza-
jąc im, przeszła szybko za krzakami, ażeby nie zostać zauważona.
Malte i Urszula obudzili się w końcu ze swojego krótkiego, błogiego snu
szczęścia. Urszula wyprostowała się i powiedziała cicho.
- Puść mnie, Malte. Muszę już iść. On jednak trzymał ją mocno.
- Nie mogę cię puścić, będziesz już moja na całe życie. Urszula drżała, ból by-
ło widać w wyrazie jej ust. Na moment zamknęła oczy. Potem jednak wyprosto-
wała się i wysunęła z jego ramion.
R
L
T
- Dziękuję ci za twoją miłość, Malte. Ty wiesz, że moje serce należy do ciebie
na wieki, ale tej godziny nie może nam przedłużyć żadna siła. Ponieważ nie ma
dla nas żadnej nadziei na wspólne szczęście, pozwól chociaż zachować wspo-
mnienie o tej chwili rozkoszy, jako o skarbie zatopionym w naszych sercach. To
jest wszystko, co mogło nam ofiarować przeznaczenie.
Wypuścił ją powoli ze swoich ramion, trzymał jednak jej ręce, jak gdyby się
bał, że mogłaby mu się całkowicie wymknąć. Ukrył swoją twarz w jej dłoniach i
zajęczał: - ty, ty, ja nie chcę cię opuścić. Boleśnie uderzona tymi słowami spoj-
rzała na mego.
- Pozwól, by to było jednocześnie nasze pożegnanie, Malte. Nie możemy wię-
cej rozmawiać ze sobą, nie wolno nam ze sobą rozmawiać. Pozwól mi odejść,
proszę cię, wtedy nie będę sobie robiła wyrzutów ze względu na swoją słabość.
Z bolesnym wyrazem twarzy popatrzył na nią.
- Nie chcę skończyć na tym, mam nadzieję, że jednak będę mógł cię kiedyś
zdobyć. Może zdarzy się cud. Nie mogę przyzwyczaić się do myśli, że będę na
zawsze z tobÄ… rozdzielony.
Potrząsnęła smutno głową.
- Nie, nie, nie twórzmy sobie złudnych nadziei, które są niemożliwe do speł-
nienia. Nie możemy oboje zatopić się w beznadziejnej rezygnacji. Bądz silny i
dzielny, Malte.
- Mogę to zrobić, ale nigdy się z tym nie pogodzę - wyrzucił z siebie gwałtow-
nie.
Urszula stłumiła westchnienie.
- Dwoje biednych ludzi, takich jak my, nie może sobie robić nadziei na szczę-
ście. Pozwól nam skończyć z tym i bądz wytrwały w tym postanowieniu. Nasze
dusze nigdy się nie zapomną, wiem o tym. Nie zapomnę cię nigdy, będę zawsze
wierna naszej miłości. Ale na tym musimy poprzestać, ta godzina musi być dla
nas zarazem pożegnaniem na całe życie.
- Czy już nigdy cię nie zobaczę? - wyrzucił z siebie.
Z rozdzierającym serce smutnym uśmiechem potrząsnęła głową.
R
L
T
- Nie, Malte, nie wolno nam się już spotykać. Nauczyła mnie tego właśnie ta
godzina.
W niewypowiedzianie delikatny, troskliwy sposób wzięła jego głowę w swoje
dłonie, popatrzyła mu głęboko w oczy i pocałowała go jeszcze raz, tak że poczuł
przenikajÄ…cÄ… go gorÄ…cÄ… rozkosz.
- %7łegnaj, Malte. Niech Bóg będzie z tobą. Chwycił jej rękę.
- Urszula... Urszula! Bóg nam obu pomoże, powiedział gwałtownie, odchodząc
od zmysłów.
Oderwała się od niego.
- %7Å‚egnaj!
Chciał ją jeszcze chwycić, zatrzymać, ale ona uciekła, jak gdyby była przez
niego ścigana.
Malte opadł wtedy na ławkę i jęcząc ukrył twarz w dłoniach.
Gusti, ze swojej kryjówki za krzakami, była mimowolnym świadkiem tego co
się wydarzyło. Było to dla jej młodej duszy głębokie przeżycie. Wstrząsnęło to
nią, jakby poczuła jakiś fizyczny ból, wprost nie do opisania. Wiedziała teraz to,
co do tej pory tylko przypuszczała, że Malte i Urszula kochają się. Cóż dałaby za
to, by dopomóc im obojgu w spełnieniu ich szczęścia. Awanturnicze plany prze-
latywały przez jej głowę. Może zwierzyć się baronowi Lutzowi? On był przecież
taki dobry i kiedyś jej powiedział, że zależy mu ponad wszystko na szczęściu Ur-
szuli. Ach, gdyby on tylko chciał, wtedy mógłby im z pewnością pomóc.
Rozważała całkiem poważnie, czy powinna to zrobić. Ale w końcu zrezygno-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]