[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebny i z pewnością nigdy się nie powtórzy.
Nie zamierzała tego siostrze wyjaśniać. Pożegnała się i odłożyła
słuchawkę.
Telefon natychmiast zadzwonił ponownie.
Mówi Eden zgłosiła się, nie patrząc na ekran.
Wszystko załatwione?
Devlin? Serce podskoczyło jej w piersi.
Chciałem ci życzyć dobrej nocy. Czekaj na mnie jutro punktualnie o
dziewiątej.
Rozłączył się, nie czekając na odpowiedz. I tak nie była w stanie
wydobyć z siebie głosu.
Podeszła do biurka i wzięła do ręki pamiętnik w jasnoróżowej okładce.
Na dwunaste urodziny dostała od cioci swój pierwszy pamiętnik i odtąd
regularnie prowadziła zapiski. Wiele osób wolało blogi internetowe, ona
jednak ceniła sobie możliwość przekładania szeleszczących kartek papieru.
Dzięki temu wspomnienia wydawały się bardziej żywe.
Trzymała pamiętnik sprzed trzech lat i otworzyła na ulubionej stronie.
Devlin zaprosił mnie do kina. Potem poszliśmy na kolację i długo
rozmawialiśmy, zanim mnie odprowadził do domu. Tuż po tym, jak odszedł, za-
dzwonił jeszcze, żeby życzyć mi miłych snów. Jest wzorem dżentelmena... ale
całuje jak niegrzeczny chłopiec.
Chyba się w nim zakochuję.
53
R
cL
T
ROZDZIAA SIDMY
Zgodnie z obietnicą Devlin przyjechał po Eden rano luksusowym
kabrioletem. Ku jej zaskoczeniu zawiózł ją na lotnisko do hangaru prywatnych
samolotów. Z dumą pokazał jej niewielką cessnę.
Nie jest już najmłodsza, ale cudownie się nią lata, zobaczysz.
Eden zmiękły kolana, w skroniach czuła ogłuszające pulsowanie krwi.
Wiedziała, że weekend z Devlinem to wyzwanie, postanowiła mu sprostać, ale
nikt nie mógł jednak żądać od niej aż tyle odwagi.
Nie mówiłeś, że mamy latać wyjąkała drżącym głosem.
Sądziłem, że pokonałaś swój lęk przed lataniem.
Owszem, w dużych samolotach. Naprawdę wielkich. Zresztą i tak czuję
się niepewnie.
Małe samoloty różnią się jedynie wielkością pocieszył ją, popychając
lekko do wejścia. Osobiście gwarantuję ci bezpieczeństwo. Będziesz za-
chwycona, zobaczysz.
Wątpiła w to, ale milczała. Pociła się, a zarazem wstrząsały nią dreszcze.
Była przerażona, lecz wiedziała, że nie może się już wycofać. Musi to zrobić,
żeby raz na zawsze pozbyć się tęsknoty za Devlinem. Leżąc wczoraj w łóżku,
przypomniała sobie stare motto: maszeruj albo giń.
Rzecz jasna, nie rozumiała tego dosłownie.
Z ociąganiem weszła do cessny. Devlin zajął fotel pilota, ona usiadła
obok. Obrzuciła niepewnym spojrzeniem labirynt wskazników na desce
rozdzielczej. Masa rzeczy może się nie udać.
Może chcesz, żebym ci objaśnił...
Nie przerwała mu. Tylko bez objaśnień. Z trudem
powstrzymywała dzwonienie zębów.
54
R
cL
T
Czy masz papierowe torebki?
Mały atak paniki? Nie martw się, jest na to jedne lekarstwo.
Morfina?
Trzeba wzlecieć w powietrze. Zapnij pasy. Będzie pięknie, zobaczysz.
Gdy fotel pod nią zaczął wibrować, zamknęła oczy i pomodliła się,
wstrzymując oddech.
Po chwili znalezli się na wysokości dziesięciu tysięcy stóp.
Gdy minął pierwszy szok, Eden odważyła się zerknąć w dół. Devlin miał
rację, lot w krystalicznie czystym powietrzu sprawiał jej przyjemność.
Pod sobą mieli cienką warstwę chmur, z prawej lśnił w słońcu bezkresny
pas oceanu.
Na myśl, że pokonała lęk, poczuła olbrzymią radość.
Devlin pokazywał jej charakterystyczne punkty: rzekę wijącą się w dole,
portowe miasto Newcastle, szczyty i doliny Great Dividing Range, czwartego
co do długości łańcucha gór na świecie. Lot prawdziwie ją cieszył, gdy jednak
cessna zaczęła tracić wysokość, znów poczuła ucisk w żołądku.
Pod nimi nie było lądu, jedynie wodny bezkres.
Oto nasz cel rzekł przez słuchawki Devlin, pokazując niewielką
wyspę. Nazywa się le Paradis sur Terre, to znaczy raj na ziemi.
Po kilku minutach samolot wylądował i Devlin włączył hamulce. Silnik
wył, kabina dostała drgawek, a Eden zacisnęła mocno powieki. Wreszcie
stanęli i zrobiło się cicho.
Za oknem widać było rzędy dostojnych palm. Bujna roślinność mieniła
się wszystkimi kolorami tęczy. Ciepłe powietrze pachniało słodko i świeżo.
Eden obróciła się wokół własnej osi.
To nie jest przypadkiem dekoracja do filmu?
Nie odparł wesoło. Chodz, poznasz gospodarzy.
55
R
cL
T
Podeszła do nich para w średnim wieku. Uśmiechnięty mężczyzna miał
na głowie słomkowy kapelusz. Kobieta zawiązała na szyi żółto różowy
sarong. Jej długie ciemne włosy były niezwykle gęste. Eden natychmiast ich
polubiła.
Mam na imię Gregory, a to jest Tianne przedstawił się, podając im
rękę.
Tianne podarowała Eden bukiet cudownie pachnących kwiatów.
Wszystko przygotowane oznajmił mężczyzna. Lodówka jest pełna,
w barku stoi zapas trunków.
Dziękuję, zatem widzimy się we wtorek odparł Devlin.
Na przystani stoi zatankowana motorówka, gdybyście chcieli zwiedzić
dalsze zakątki wyspy.
Gregory opisał drogę do kwatery, Tianne zaś życzyła im miłego
pobytu.
Ruszyli ścieżką wśród bujnych zarośli.
Więc jesteśmy tu całkiem sami zauważyła Eden.
Tak. Ty, ja i zachichotał milion ptaków. Podoba ci się tu? dodał
po chwili.
%7łartujesz? Zdążyła pokochać to miejsce. Do kogo należy wyspa?
Jej właściciela poznałem w Londynie podczas prywatnej partii pokera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]