[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wienie.
- To pan wygrywa - zauważyła. - Prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia,
jaki zrobić kolejny ruch.
Uniósł brwi.
- Jeśli chcesz wiedzieć...
- Nie! Proszę mi dać jeszcze kilka minut.
- ProszÄ™ bardzo.
Marszcząc brwi, Lexie pochyliła się nad szachownicą. Po chwili przyszło jej
do głowy idealne posunięcie i niemal je wykonała, dostrzegła jednak, że następ-
nych kilka ruchów przeciwnika mogłoby zaszachować jej króla.
Siedzący wygodnie na krześle Rafiq miał nieprzeniknioną twarz. Była niezno-
śnie świadoma jego obecności i tego, że obserwuje ją spod lekko przymkniętych
powiek. Lexie zabrakło nagle tchu. Za nim widziała kilka eleganckich foteli ogro-
dowych oraz szezlong - grzeszny mebel, wystarczająco duży, by pomieścić dwoje
ludzi w porze leniwej, tropikalnej sjesty.
R
L
Na jej policzki wypełzł rumieniec. Musiała się stąd wydostać, uciec od tego
mężczyzny - i od jego gniazdka miłosnego z pachnącymi kwiatami i łagodnym
oświetleniem.
- Moglibyśmy na dzisiaj skończyć? - zapytała nagle. - Przyznam się do poraż-
ki, jeśli powie mi pan, jaki powinnam wykonać ruch.
Uniósł czarną brew i spełnił prośbę Lexie. Po chwili powiedział lekko:
- Za dwa dni biorę udział w uroczystym otwarciu innego hotelu, ale tym ra-
zem świętować będą ci, którzy pracowali przy jego powstaniu oraz ci, którzy będą
w nim pracować. To przyjęcie znacznie mniej oficjalne od tego, na którym byłaś
tamtego wieczoru. Gdybyś się czuła na siłach, miałabyś ochotę wybrać się tam ra-
zem ze mnÄ…?
Kompletnie zaskoczona Lexie ponownie się zarumieniła, szukając w głowie
właściwych słów.
- Czuję się dobrze, ale nie chcę przeszkadzać... Tutaj będzie mi naprawdę do-
brze.
Jego uśmiech sprawił, że przez jej ciało przeszły zmysłowe dreszcze.
- Będzie tam muzyka, tańce i wyśmienite jedzenie, no i bardzo mało oficjal-
nych przemów.
Lexie poczuła się rozdarta. Przebywanie w towarzystwie Rafiqa zaczynało
zbyt wiele dla niej znaczyć. Rozsądna kobieta znalazłaby jakiś dobry pretekst, by
odmówić.
Uznawszy, że bycie rozsądną jest mocno przereklamowane, postanowiła wy-
kazać się odrobiną pewności siebie.
- Chętnie się tam wybiorę. Zanosi się na dobrą zabawę.
- Mam takÄ… nadziejÄ™.
Rafiq zastanawiał się, co się dzieje w tej ślicznej główce. Lexie nie była świa-
doma tego, że tak naprawdę jest więzniem w zamku; miał nadzieję, że nigdy się te-
go nie dowie.
R
L
Cofnął się myślami do ich pierwszego spotkania. Pożądanie od pierwszego
wejrzenia, pomyślał. Zacisnął usta, gdy Lexie zaczęła wkładać pionki do rzezbio-
nego pudełka.
A czy wiedziała, że Gastano ma wobec niej małżeńskie plany? Nie wydawało
się to prawdopodobne. A może to był jej sposób na pokazanie Gastano, że nie pra-
gnie od niego niczego poza romansem?
Jeśli tak, to kiepsko znała swego kochanka. Jej rodzinne koneksje warte były
dla hrabiego więcej niż złoto. Jako jej mąż miałby wstęp do środowiska, którego od
dawna pragnął - świata królewskiej władzy i wpływów.
Hrabia wpadłby we wściekłość, gdyby sądził, że kobieta, którą upatrzył sobie
jako bilet do powszechnego poważania i jeszcze większej władzy, wymyka mu się
z rÄ…k.
A ogarnięci wściekłością ludzie popełniają błędy.
Gastano próbował już skontaktować się z Lexie. Rafiq przypomniał sobie je-
go e-mail, i choć nie potrafił znalezć na to żadnego rozsądnego wyjaśnienia, czuł,
że ukrywanie Lexie przed Gastanem to jedyny sposób na zapewnienie jej bezpie-
czeństwa.
Z powodu Hani? Odrzucił od siebie tę myśl. Jego siostra była naiwna, Lexie
nie. Nawet jeśli była taka, gdy poznała Gastana, dwa miesiące w roli jego kochanki
z całą pewnością pozbawiły ją resztek niewinności.
Rafiqa dręczyło pytanie, którego nie mógł zadać. Czy na Gastana reagowała z
taką samą szaleńczą namiętnością, jaką prezentowała w jego ramionach?
Gdy Lexie schowała do pudełka ostatnie figury, wstała z krzesła.
- To był przemiły wieczór. Dziękuję.
Wstał także. Choć się uśmiechał, jego spojrzenie pozostawało poważne. Prze-
szli w milczeniu przez mostek i wrócili do zamku.
Dla Lexie jego bliskość stanowiła rozkoszną torturę. Z jednej strony nie mo-
gła się doczekać, kiedy dotrze do drzwi swego pokoju, a jednocześnie pragnęła od-
R
L
wlec tę chwilę w nieskończoność, rozdarta między niebezpiecznie uzależniającym
podnieceniem a świadomością, że ta chemia między nimi oznacza jedynie nie-
skomplikowany i prymitywny zwierzęcy magnetyzm.
Patrząc na to z punktu widzenia biologii, ten olbrzymi pociąg, który stawiał w
stan pogotowia każdą komórkę w jej ciele, stanowił naturalne następstwo wydzie-
lania się hormonów, które jakimś cudem wiedziały, że ona i Rafiq mogliby spłodzić
zdrowe potomstwo.
Ostro powiedziała sobie w myślach, że to wcale nie znaczy, iż się w nim za-
kochała. On z całą pewnością nie czuł niczego do niej. I choć jej reakcja na niego
była gwałtowna i ognista, tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Na ca-
łym świecie istniały najpewniej miliony mężczyzn, na których reagowałaby w taki
sam sposób.
Tyle że jeszcze nigdy żadnego nie spotkała na swej drodze.
Tak czy inaczej, jeśli miała kiedyś wyjść za mąż, to pragnęła tego, co ma Ja-
coba - mężczyznę, który ją uwielbia i akceptuje jako równorzędną partnerkę. W
każdym względzie.
Nie kogoś, kto widzi w niej wyłącznie obiekt seksualny.
Gdy dotarli do drzwi jej pokoju, do chaotycznych myśli Lexie wdarł się głos
Rafiqa.
- InteresujÄ…ca mina.
Zesztywniała, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Nieprzekonująco - i zbyt
szybko - rzekła:
- Myślałam o biologicznych... Ach, o biologii.
Jego usta wygięły się w cierpki, pozbawiony wesołości uśmiech.
- I ja także.
Ostatnie słowo wymówił tuż przy jej zmysłowych, pełnych wyczekiwania
ustach.
R
L
Poprzednie pocałunki były badawcze, pomyślała. Ten nie. Rafiq wiedział,
czego pragnie, a kiedy wydała zduszony jęk i poddała się, przyciągnął ją do siebie
tak blisko, że czuła jego fizyczną reakcję - elektryzującą intensywność pożądania,
erotyczną różnicę pomiędzy jej kobiecą delikatnością a jego męską siłą.
Drżąc z pragnienia, zapomniała o wszystkim oprócz fizycznej magii jego
uścisku i swej instynktownej reakcji.
R
L
ROZDZIAA SZÓSTY
Rafiq oparł policzek o czubek głowy Lexie, delikatnie kołysząc ją w ramio-
nach, gdy tymczasem ona wracała na ziemię.
- Jest jeszcze za wcześnie - powiedział dziwnie ostrym głosem. - I choć jesteś
w moich ramionach niczym ogień, widzę cienie pod tymi ślicznymi oczami. Dobrej
nocy, Lexie. Kolorowych snów. Jutro zabiorę cię na wycieczkę, którą przerwał wy-
padek.
- Już się nie mogę doczekać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •