[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Korespondencja między nadmorską miejscowością na północ od
Ulster a stolicą Francji nie odznaczała się szczególną regularnością,
przypominała autobusy kursujące po tym zielonym, mglistym kraju.
Kiedy studiował na Univeristy College w Dublinie, jeden z
profesorów żartobliwie powiedział jakiemuś studentowi z zagranicy,
że najznamienitszym dziełem irlandzkiej fikcji jest rozkład jazdy
autobusów, które nigdy nie przyjeżdżają o wyznaczonej godzinie.
Poczta też nie ręczyła za terminy. Niekiedy list wysłany w
Portstewart po trzech dniach czekał już w skrzynce Hanifa, a innym
razem korespondencja docierała dopiero po dwóch tygodniach, przy
czym nie sygnalizowano burzy ani na morzu, ani w powietrzu. Kartki
pocztowe z Francji dochodziły do adresata dopiero po kilku
tygodniach, mimo że w tym kraju autobusy i pociągi odjeżdżały
punktualnie. W dobie Internetu obaj mieli do dyspozycji
korespondencję mailową. Ale ta forma dialogu, jak również rozmowy
telefoniczne, dostarczały im więcej frustracji niż przyjemności.
Podkreślały tylko beznadziejność sytuacji i rozłąkę, która ich
unieszczęśliwiała.
Woleli tradycyjną wymianę listów. Przyjemniej było trzymać w
palcach kopertę z wiadomością od ukochanej osoby, dotknąć
wykaligrafowanych na papierze słów, zastanowić się nad nimi, nad
charakterem pisma, nad wahaniami i skreśleniami. Patrick schował w
portfelu dwa złożone w czworo listy Hanifa. Często rozkładał je i
czytał na nowo niczym fetyszysta. Nie zniósłby, gdyby zginęły.
Swój ostatni list wysłał poleconym, chciał być pewien, że dojdzie.
Prosił w nim Hanifa o telefon, aby przedyskutować decyzję przyjazdu;
chciał wiedzieć, jak przyjaciel zapatruje się na próbę wspólnego życia
i czy warto zamienić chmury, wiatr, morskie fale i plażę na miejskie
światła i hałas. List pewnie już doszedł. Wysłał go dziesięć dni temu.
Pójdzie jutro sprawdzić na pocztę.
Ostry nocny chłód przedostał się przez kurtkę i gruby sweter.
Patrick zadrżał z zimna. Perspektywa kolacji w towarzystwie
skrzywionej Deirdre skłoniła go do udania się do pubu. Kufel
Guinnessa, gra w lotki i weekendowe sprawozdanie sportowe
pomogły mu spędzić w miarę spokojny wieczór.
Rozdział 17
Mirna zjawiła się u matki prawie punktualnie, przyniosła bukiet
żonkili.
- Z podziękowaniami - rzekła, zawieszając kurtkę na wieszaku w
malutkim przedpokoju. Poszła za matką do kuchni i nie mogła oprzeć
się pokusie spróbowania dosai - placków z pszennej mąki i mielonego
suchego grochu - z jej ulubionym, gęstym sosem z soczewicy.
Czekając na Hanifa i Dalila, zaserwowały sobie kir (Tradycyjny
francuski aperitif z białego wina z dodatkiem likieru owocowego (z
czarnej porzeczki, jeżyn, malin, rzadziej z brzoskwiń)).
Przygotowując warzywa, Pimmi starała dowiedzieć się, z jakiego
powodu dostała kwiaty od córki. Nie przyszło jej to łatwo, bowiem
Mirna bywała bardzo skryta.
Wiadomość o tym, że córka poszła za jej radą i spędziła
popołudnie w towarzystwie uroczego (jak sama go określiła) Jamesa
Allena, była jak promień słońca w jej malutkiej, ciemnej kuchni. Poza
tym młodzi najwyrazniej doskonale się rozumieli.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - powiedziała Pimmi opłukując
ręce. - Od dawna miałam nadzieję, że spotkasz kogoś, kto pozwoli ci
zapomnieć o tej Liselotte!
- Mamo, proszę cię, przestań. Zerwałyśmy, ale Liselotte na
zawsze pozostanie moją pierwszą miłością. Nigdy o niej nie zapomnę.
- Skrzywdziła cię i nigdy jej tego nie zapomnę - odparła
zazwyczaj wyrozumiała Pimmi ostrym tonem. - Nigdy jej nie lubiłam
i wiedziałam od razu, że nie jest odpowiednią dla ciebie osobą.
- Wiem już o tym. Powtarzałaś mi to wielokrotnie. Nie chce mi
się rozmawiać na ten temat właśnie dzisiaj. Historia z Liselotte jest
zakończona.
- A z Jamesem Allenem właśnie się zaczyna.
- Na razie spędziliśmy razem tylko jedno popołudnie, mamusiu -
rzekła czule Mirna, otaczając ramionami niższą od niej o głowę
matkę. - Nie wyobrażaj sobie za wiele, dobrze? To spotkanie nic nie
zmieniło. Nadal jestem kobietą i wolę kobiety.
- Oh, przecież wiem - uśmiechnęła się z nostalgią Pimmi. -
Wiem, że mam nikłe szanse na wnuki. Wiem, że wolisz dziewczyny i
że twój brat woli facetów. Wiem to wszystko i to, co w związku z tym
czuję i co o tym myślę, to mój problem, a nie wasz. Ale jesteś moją
córką i mam prawo uważać, że zasługujesz na poznanie kogoś
wartościowego, kogoś, kto zapali ci gwiazdy w oczach i zabarwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •