[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prezenty i
odkurzyć plastikowe dekoracje świąteczne. Jeszcze nie rozmawiała z Aniołem o tym, jak ma
jej
zakomunikować prawdę, powiedzieć, \e jest czarownicą. Nadal była w świetnym humorze,
kiedy David
przyjechał po nią po kolacji. Wydawał się przygaszony, ale nie miała ochoty o nic pytać. Cały
czas
paplała o imprezie, którą Steffi Lockhart planowała w piątek.
Jechali długo i ju\ kończyły jej się pomysły co do imprezy Steffi, ale w końcu David
powiedział:
-To gdzieÅ› tutaj, tak mi siÄ™ wydaje.
-Dobra. Proszę tę.- Wskazała piętnastometrowy świerk przy drodze.
David się uśmiechnął.
-W głębi są mniejsze.
Drzewek było tyle, \e Gillian za nic nie mogła się zdecydować, ale w końcu wybrała smukły
świerk o
idealnym kształcie- wyglądał jak dama w rozło\ystej sukni. Zcieli go i przenieśli do
samochodu.
Pachniał cudownie.
-Uwielbiam ten zapach- powiedziała.- I mam w nosie, \e upaprałam sobie rękawiczki.
David nie odpowiedział. W milczeniu przymocował choinkę do samochodu. Wsiadł do wozu
i czekał,
a\ Gillian odpali silnik. Nie mogła tego dłu\ej wytrzymać. Zcisnęło ją w gardle.
-Co się dzieje? W ogóle się nie odzywasz.
-Przepraszam.- Odetchnął głośno. Uciekł wzorkiem.- Po prostu& myślałem o Tanyi.
Gillian zamrugała.
-O Tanyi? Mam być zazdrosna?
Spojrzał na nią.
-Co? Nie. O jej ręce.
Gillian poczuła, jak dreszcz przechodzi po jej ciele i w tej chwili wszystko się zmieniło. Na
zawsze.
-Co z jej ręką?
-Nie wiesz? Myślałem, ze ktoś ci powiedział. Dzisiaj zabrali ją do szpitala.
-O Bo\e.
-No. I to jeszcze nie koniec. Myśleli, \e to zwykła infekcja, a okazuje się, \e to& No bakteria,
która
po\era ludzkie ciało.
Gillian otworzyła usta, ale nie padało ani jedno słowo. Jak przez mgłę widziała drogę przed
nimi. David
mówił dalej.
-Cory powiedział, \e nie wolno jej odwiedzać, ręka spuchła jak bania. Musieli ją naciąć, od
braku do
palców, \eby odsączyć ropę. Niewykluczone, \e trzeba będzie amputować palce&
-Przestań!- Stłumiony krzyk.
David spojrzał na nią pospiesznie.
-Przepraszam&
-Nie! Nie mów nic!- Gillian prowadziła automatycznie. Niczego nie widziała i nic nie
słyszała, skupiona
na własnych myślach.
Słyszałeś to? Co się dzieje?
Oczywiście, ze słyszałem. Jego głos był zamyślony.
Czy to prawda? Prawda?
Posłuchaj, pogadamy o tym trochę pózniej, dobrze? Poczekajmy&
Nie! W kółko tylko słyszę: pózniej, poczekajmy! Chcę wiedzieć teraz: czy to prawda?
Ale co?
śe Tanya jest cię\ko chora? śe grozi jej amputacja?
To tylko infekcja. Streptococcus poyogenes. Sama jej to zrobiłaś.
A więc to prawda. To moja sprawka. Ta bakteria to przeze mnie. Gillian myślała szybko,
chaotycznie,
jeszcze sobie nie uświadomiła, co to wszystko oznacza.
Gillian, musieliśmy ją powstrzymać, chciała zniszczyć Davida. To było niezbędne.
Nie! Nie! Wiedziałeś, \e nie chcę zrobić jej krzywdy. CO ty pleciesz? Jak mo\esz mówić
takie rzeczy?
Wpadła w histerię. Nagle dotarło do niej, ze nadal prowadzi, widziała drzewa migające za
szybÄ…. Jej
ciało było w samochodzie, ale ona sama znajdowała się gdzieś indziej.
Okłamałeś mnie. Mówiłeś, \e nic jej nie będzie. Dlaczego?
Uspokój się, Wró\ko&
Nie nazywaj mnie tak! Jak mogłeś. Jak mogłeś nie zareagować? Co z ciebie za człowiek?
I wtedy jego głos się zmienił. Nie było w nim irytacji czy zdenerwowania. O nie, stało się coś
gorszego.
Mówił spokojnie, melodyjnie, łagodnie.
Ja tylko wymierzam sprawiedliwość. Od tego są anioły.
Gillian prze\yła wstrząs.
On oszalał.
-O Bo\e- szepnęła. Na głos.
David na nią spojrzał.
-Gillian? Wszystko w porzÄ…dku?
Prawie go nie słyszała. Myślała intensywnie.
Nie wiem, czym jesteś, ale na pewno nie aniołem.
Gillian, posłuchaj mnie. Nie musimy się kłócić. Kocham cię&
Więc powiedz, jak pomóc Tanyi.
Cisza.
Sama się dowiem. Wrócę do Meluzyny&
Nie!
Więc mi powiedz! Albo sam ulecz Tanyę, jeśli jesteś aniołem!
Cisza. A potem:
Gillian, mam pomysł. Wiem, co zrobić, \eby David kochał cię jeszcze bardziej.
Co ty gadasz?
Musi się znalezć o krok od śmierci. Dopiero wtedy naprawdę cię zrozumie. Musimy prawić,
\eby umarł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]