[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Choć przyznawała to z najwyższą niechęcią,
zdawała sobie sprawę, że podczas walki z nią cały czas się
hamował. Oczywiście związał ją i wrzucił do jakiegoś
taniego pokoju w motelu, ale jeśli miała być sprawiedliwa,
nie mogła zaprzeczyć, że gdyby chciał, mógłby jej
wyrządzić znacznie większą krzywdę podczas ich
gwałtownego starcia.
A tak naprawdę zranił tylko jej dumę.
Nie był tępym brutalem - co ją zaskoczyło. Na
początku zmyliła ją jego powierzchowność i
niezaprzeczalnie zmysłowy wygląd. Okazało się, że poza
sprytem, którego by się spodziewała po mężczyznie tego
58
typu, Jack Dakota ma intelekt. I to nie najgorszy.
Nie uwierzyła, że czytał o mitraizmie w poczekalni
u dentysty. Na ogół w kolejce do borowania nie studiuje się
dzieł o starożytnych religiach. Chcąc nie chcąc, musiała
przyznać, że Jack ma więcej zalet, niż początkowo
przypuszczała. Należało tylko ustalić, czy jest to dla niej
korzystne, czy nie.
Teraz, kiedy się trochę uspokoiła, była pewna, że
Jack nie ma również zamiaru jej napastować. Gotowa była
się założyć, że ten nieszczęsny incydent wywarł na nim
równie silne wrażenie jak na niej. Z pewnością był to z jego
strony błędny ruch. Przestrasz kobietę, zademonstruj jej
swoją przewagę, a ona powie ci wszystko, co chciałbyś
wiedzieć.
Nie zadziałało. Osiągnął tylko tyle, że obydwoje
mieli na siebie chętkę.
Do diabła, ależ ten facet potrafi całować.
Uświadomiła sobie, że zbacza z tematu, i obrzuciła
ponurym spojrzeniem rozkręcony znów na cały regulator
telewizor ciÄ…gle z tym samym idiotycznym filmem.
Nie, nie bała się go, ale obawiała się sytuacji, w
jakiej się znalazła, i wynikających z niej konsekwencji. Co
oznaczało, że nie chciała siedzieć bezczynnie i czekać, co
się wydarzy. W jej stylu było działanie. Nieważne, czy
działanie było rozsądne, czy nie. Chodziło o sam fakt.
Uniosła się na kolana, zerknęła na kajdanki,
obracajÄ…c nadgarstek w jednÄ… i drugÄ… stronÄ™, wyginajÄ…c
dłoń jak cyrkówka przygotowująca się do najnowszego
numeru.
Obmacała pręty przy wezgłowiu i skonstatowała, że
sÄ… niepokojÄ…co mocne.
Tanie hotele nie są już takie jak dawniej, pomyślała
59
z westchnieniem. %7łałowała, że nie ma szpilki do włosów,
pilnika do paznokci, młotka, czegokolwiek.
Wszystko, co znajdowało się w lepkiej od brudu
szufladzie nocnego stolika, to podarta książka telefoniczna
i twardy jak skała kawałek batonika.
Zabrał ze sobą jej torbę. Choć wiedziała, że nie
znalazłaby w środku żadnej szpilki, pilnika czy młotka,
była wściekła, że nie ma jej przy sobie.
Naturalnie mogła wzywać pomocy. Mogła krzyczeć,
ile sił w płucach, i narazić się na upokorzenie, gdyby
ktokolwiek zwrócił na to uwagę.
Co ważniejsze, nie uwolniłoby jej to z kajdanek,
chyba że ten ktoś wezwałby kowala. Albo gliny.
Odetchnęła głęboko, usiłując się opanować. Musiała
szybko znalezć właściwą drogę ucieczki. Chora ze
zmartwienia o Bailey i Grace, rozpaczliwie starała się
uspokoić samą siebie, że żadnej, z nich nic się nie stało.
Załóżmy, że poszłaby na policję. Jakiego rodzaju
kłopoty mogłaby mieć wówczas jej przyjaciółka?
Formalnie rzecz biorąc zagarnęła fortunę. Czy władze
wykazałyby zrozumienie sytuacji, czy wręcz przeciwnie,
zaaresztowano by Bailey i skazano?
MJ nie mogła podjąć takiego ryzyka. Jeszcze nie.
Tak długo nie, póki uważała, że istnieje choćby
najmniejsza możliwość wyrównania szans. Aby to zrobić,
musiała wiedzieć, z czym, do diabła, walczy.
Co znowu oznaczało konieczność wyrwania się z
tego pokoju.
Zastanawiała się właśnie, czy nie zacząć szarpać
zagłówka zębami, kiedy usłyszała zgrzyt klucza w zamku.
Jack rzucił jej szybki uśmiech z gatunku tych, które
oznaczały, że myśli zostały przejrzane na wylot.
60
- Kochanie, jestem w domu.
- Bardzo zabawne, Dakota. BolÄ… mnie boki.
- Pięknie wyglądasz przykuta do łóżka, MJ. -
Postawił na komodzie dwie białe torby. - Ktoś mniej
szlachetny niż ja miałby teraz nieczyste myśli.
Teraz ona uśmiechnęła się złośliwie.
- Ty już to zrobiłeś. I nie tylko. Na pewno będziesz
miał bliznę na dolnej wardze.
- Tak. - Ostrożnie potarł rankę kciukiem. Wciąż
piekło. - Powiedziałbym, że na to zasłużyłem, ale
początkowo ze mną współpracowałaś.
To też zabolało. Prawda zwykle boli.
- Zmierzasz w dobrym kierunku, myśląc w ten
sposób, Jack - burknęła. - Jestem pewna, że takie ego jak
twoje wymaga regularnych porcji ułudy.
- Kotku, odróżniam ułudę od pocałunku. Ale mamy
ważniejsze rzeczy do roboty od rozmowy o tym, że ci się
podobam. - Zadowolony z ostatniego docinka zanurzył rękę
do jednej z toreb. - Hamburgery.
- A więc będziemy się tu kryć jak para zbiegłych
więzniów - dla lepszego efektu potrząsnęła łańcuchem - i
jeść tłuste świństwa? - zaczęła narzekać, choć na widok
jedzenia napłynęła jej do ust ślinka.
- Możesz się o to założyć. - Podał jej hamburgera i
wyjął frytki, wymyślone po to, by zatykać arterie i
poprawiać nastrój.
- Lepiej mi się myśli podczas jedzenia.
Usadowił się przy niej, opierając się plecami o
zagłówek, umieścił jedzenie na kolanach i wyciągnął przed
siebie nogi.
- Mamy poważny problem.
- Jeżeli mamy poważny problem, dlaczego tylko ja
61
mam kajdanki?
Uwielbiał ten ironiczny ton. Ciekawe, co z nim jest
nie tak.
- Bo zrobiłabyś jakieś głupstwo, gdybym cię nie
zostawił pod kluczem. Muszę troszczyć się o moją
inwestycję. - Wskazał na nią resztką swego hamburgera. -
To znaczy o ciebie, kotku.
- Potrafię sama się o siebie zatroszczyć. A jeśli cię
wynajmuję, to ty powinieneś wykonywać polecenia. A
pierwsze to: zdejmij ze mnie to cholerstwo.
- Porozmawiamy o tym, jak tylko ustalimy
podstawowe zasady. - Otworzył papierowy pakiecik z solą
i posypał nią frytki. - Właśnie myślę.
- Cóż. - Wgryzła się z goryczą w przypalony kotlet
tkwiący między dwoma kawałkami czerstwej bułki. -
Dlaczego się martwię? Przecież ty myślisz o wszystkim.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]