[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale przecież to tylko legendy.
Nie zauważyła nawet, że szła nieco oddalona od reszty kobiet. Niejedna zagadywała
kokieteryjnie mijanych mężczyzn, ci zaś taksowali idące jedna po drugiej. %7ładen nie
spojrzał na Margareth, która dreptała nerwowo w kierunku baraku. Idioci, mówiła do
siebie Sharon, co za durnie! Zwracali uwagę wyłącznie na głośne, ładne dziewczyny i za
nimi pogwizdywali z aprobatÄ…, te skromne nagradzali brakiem zainteresowania i
milczeniem.
W końcu zobaczyli Sharon, a wówczas komentarze przybrały na sile. Zapomniano o
dyscyplinie, co poniektórzy zaczęli przepychać się do przodu, by znalezć się jak najbliżej
trapu.
Sharon zatrzymała się przerażona. Nie, tylko nie to! Okręciła się na pięcie i zawróciła
pędem w kierunku pokładu, trafiając prosto w ramiona Petera Raya.
30
- Tylko spokojnie, nie denerwuj się! - powiedział krótko. - Oni nie są niebezpieczni, chcą
się z tobą jedynie przywitać, nie zrobią ci nic złego. Chodz ze mną, nic ci nie grozi.
Sharon dostrzegła w jego twarzy rozbawienie, ale i lekką irytację. Z ulgą dała się
poprowadzić wzdłuż grupy przyglądających się jej mężczyzn.
Minęli szopy na łodzie, sklepik i niewielkie targowisko z nielicznymi straganami. Duży
szyld wskazywał drogę do biura kopalni. Jednopiętrowy budynek raził brzydotą,
nieopodal znajdowała się mała piekarenka oraz świetlica. Minęli także szpitalik. Wreszcie
dotarli do baraków przeznaczonych dla kobiet. Również i te baraki nie wyglądały
zachęcająco. Sharon dziwiła się, że wszystko wokół było takie brzydkie. Dopiero po
chwili spostrzegła na wzgórzu kilkanaście nowych domków, niektóre jeszcze w budowie.
Na tę okolicę miło było spojrzeć; widać, że właściciele starali się, by ich domy były ładne.
- To miejsce jest przyszłością wyspy - powiedział do zgromadzonych kobiet Peter Ray. -
Z czasem, kiedy zadomowicie się tu na dobre, otrzymacie własny kawałek ziemi i razem
z waszymi mężami także będziecie mogły budować dom dla swoich rodzin.
- Pomyśleć tylko: własny dom! - zawołała z zachwytem jedna z obecnych.
- Aatwo ci mówić! Najpierw znajdz sobie lepiej kawalera! - skomentowała inna.
- A tam dalej prowadzi droga do kopalni - ciągnął Peter, pokazując w stronę terenów
górniczych, położonych w północnej części wyspy. - Tu znajdują się baraki mieszkalne,
ten z lewej przeznaczamy dla kobiet. Wybierzcie sobie miejsca, łóżek nie zabraknie.
Wieczorem stawicie się w świetlicy na spotkaniu.
Odszedł, a wtedy kłopoty Sharon rozpoczęły się od nowa. Kobiety w jednej chwili
poczęły zajmować posłania, a kiedy Sharon zbliżała się do tego, które pozostawało
wolne, była brutalnie odpychana.
- Nie chcemy tu kryminalistki - krzyknęła Doris ze złowrogim błyskiem w małych, pełnych
nienawiści oczach i odrzuciła tobołek Sharon w najdalszy kąt sali. Sharon podeszła do
innego łóżka, ale sytuacja się powtórzyła.
- Zajęte! - usłyszała.
I tak było wszędzie, gdziekolwiek dziewczyna się zbliżyła:
W końcu nie pozostało jej nic innego, jak zabrać swoje rzeczy i usunąć się z pola
widzenia współtowarzyszek. Położyła ubrania w kącie i opuściła barak.
Jakaś starsza kobieta, która najwyrazniej przybyła na wyspę wcześniej, usiłowała dociec,
dlaczego nowa dziewczyna została wyrzucona. Pozostałe jednak zakrzyczały ją, wołając
31
jedna przez drugą:  Kryminalistka! Morderczyni! Na te słowa kobieta opuściła salę i
skierowała się w stronę biura kopalni.
Po obiedzie, który był dla Sharon nie mniej poniżającym przeżyciem, jak samo przybycie
na wyspę, wszyscy zebrali się w świetlicy. Kobietom nakazano zająć miejsca po lewej
stronie. Wkrótce do sali zaczęli nadciągać starannie ubrani i pełni nadziei górnicy.
Przechodząc obok kobiet uśmiechali się i witali każdą uściskiem dłoni. Chwilę potem
zagrała muzyka i rozpoczęły się tańce.
Sharon nie była pewna, kiedy zaczęła się szeptana zmowa przeciwko niej, ale szybko
poczuła, że otacza ją niema aura wrogości. Za każdym razem, gdy któryś z mężczyzn
chciał z nią porozmawiać czy poprosić do tańca, pojawiała się przy nim kobieta i szeptała
mu coÅ› ostrzegawczo do ucha.
Wokół Sharon powstał niewidzialny mur, a ona siedziała samotna i bardzo smutna.
Kiedy jednak któryś z obecnych mimo wszystko przysiadł się do niej, pomyślała, że to
dobry znak. Spojrzała na poczerwieniałą, odpychającą twarz mężczyzny, który odezwał
się w niewybredny sposób. Sharon zauważyła przy tym, że mężczyznie brakuje wielu
zębów. Całkowicie ją to zniechęciło do rozmówcy.
- A więc masz na sumieniu morderstwo? Mnie to nie przeszkadza. Może
przespacerujemy się trochę? Wprawdzie to nie jest dozwolone, ale myślę, że się tym za
bardzo nie przejmujesz?
Przysunął się do niej niebezpiecznie blisko. Dopiero co wypowiedziane słowa tak
dotknęły dziewczynę, że odwróciła się plecami od natręta. W odpowiedzi on obrzucił ją
wyzwiskami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •