[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Maks wyglądał wspaniale. Ostrzygł się, a eleganckie, miejskie ubranie
zdawało się wprost stworzone dla niego i dodawało mu męskiego uroku. Jeszcze
nigdy nie wyglądał tak władczo. Powitał Katrinę skinieniem, po czym jego
wzrok powędrował ku lalce.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytała, odzyskawszy mowę.
Bezceremonialnie odrzuciła lalkę. - O mało nie umarłam ze strachu! Jak tu się
dostałeś?
- To lalka - wyszeptał zaskoczony.
- A myślałeś, \e co?
- Dziecko. Tuliłaś ją jak maleńkie dziecko - odparł cicho.
- Przykro mi, to nie było dziecko - prychnęła ze złością. - Poza tym nie
odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak tu się dostałeś?
- Wpuściła mnie pewna staruszka. Kiepsko chodzi, wiec
zaproponowałem, \e sam do ciebie pójdę.
- Jak się przedostałeś przez bramę? Nie było nikogo?
- Jak to nie! Facet ze spluwą, potę\ny jak szafa, w śmiesznym uniformie.
Tyle \e spał jak niemowlę i \al mi było go budzić. Brama stała otworem.
Katrina westchnęła. Na nikogo nie mo\na liczyć w dzisiejszych czasach.
Miała nadzieję, \e przynajmniej alarm antywłamaniowy działa bez zarzutu. Nic,
tylko problemy. Zatęskniła za St Barlow, gdzie nikt nie zamykał drzwi ani okien.
- Niezły pałacyk - stwierdził Maks.
- Tu mieszkali moi przodkowie - odparła. - Całe pokolenia. - Cztery,
dodała w duchu. To nie to samo, co średniowieczne szkockie zamczysko, lecz
jak na standardy amerykańskie wcale niezły wynik.
Podniosła się z podłogi i usiadła na skraju łó\ka. Nie mogła oderwać
wzroku od śnie\nobiałej koszuli, która skrywała szeroką pierś i twardy, płaski
brzuch. Wdychając znajomy zapach kremu po goleniu, czuła, jak ból i tęsknota
ściskają jej serce. Co on właściwie robi w Nowym Jorku?
- Co tu robisz? - zapytała, z trudem ukrywając uczucia. Radość była
równie silna jak zdziwienie.
Cieszyła się, \e Maks jest daleko stąd, na wyspie. Miała dosyć trudnych i
stresujących związków. Pragnęła znalezć mę\czyznę, którego pokocha z
wzajemnością i na zawsze. Czy prosiła los o zbyt wiele?
Niestety, tak. Sama przed sobą musiała to przyznać. Lecz przecie\
ka\demu wolno marzyć o tym, co niemo\liwe, i liczyć na cud.
Maks zdjął płaszcz i rzucił go na oparcie krzesła.
- Udzieliłem wywiadu i miałem rozmowę z moim wydawcą w Nowym
Jorku. Przy okazji postanowiłem cię odwiedzić.
Nie uwierzyła. Wyjechała zaledwie tydzień temu, on zaś ani słowem nie
wspomniał o \adnym wydawcy, nie mówiąc ju\ o wywiadzie. Musiała się go
czym prędzej pozbyć. Porządkowanie wspomnień z dzieciństwa i ostateczne
rozprawienie się z przeszłością jawiły się, jako zadania ponad ludzkie siły. Nie
potrzebowała dodatkowych obcią\eń.
- A co właściwie ty tu robisz? - odwzajemnił pytanie.
- Próbuję uporządkować moją przeszłość i majątek, jeśli mo\na to tak
nazwać. Mój brat sprzedaje dom, więc muszę się zastanowić, co zrobić z
meblami, dziełami sztuki, ksią\kami i tak dalej.
- Mo\e oprowadzisz mnie po pałacu? - zaproponował.
- Nie - pokręciła głową, spojrzawszy na zegarek. -Zaraz przychodzą
ludzie z agencji nieruchomości. Zresztą nie chcę, \ebyś potem opisał w swojej
ksiÄ…\ce moje korzenie.
Maks zacisnął zęby.
- Co się, do diabła, z tobą dzieje, Katrino?
- Nic - odparła niewinnie.
- Czy wszystko, co powiem lub zrobię, będziesz interpretowała jako
podstęp?
- Tak, będę. - Ton, jakim wypowiedziała te słowa, nie pozostawiał
złudzeń. - A teraz wybacz, jestem zajęta. -Patrzyła mu prosto w oczy, usiłując
zignorować władzę, jaką miał nad nią. Jak\e łatwo było podejmować rozsądne
decyzje, gdy dzieliły ich setki kilometrów. Teraz, kiedy stał przed nią, marzyła
jedynie o tym, by ją wziął w ramiona i całował.
- Co powiesz na kolacjÄ™ dziÅ› wieczorem?
- Nie - wycedziła, usiłując zachować zdrowy rozsądek.
- O co ci chodzi? Co jest złego w tym, \e chciałbym zobaczyć twój dom
czy zaprosić cię na kolację? Czego się boisz, Katrino? Tego, \e się we mnie
zakochałaś?
Nareszcie ktoś odwa\ył się powiedzieć na głos to, co wisiało w powietrzu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •