[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pociąga nosem. Czyżby płakała? Matt, myślisz, że nic im się nie stało? Budynek Domu
Nadziei jest stary i zaniedbany, musi im być tam strasznie zimno.
Nie martw się, przejeżdżałem tamtędy. W oknach paliło się światło. Bez prądu są tylko
najdalsze przedmieścia. Podjeżdżam pod twój dom, kochanie. Powinnaś zobaczyć samochody
sąsiadów, wyglądają jak kopce z lodu.
Wbiegł do domu, który wydawał mu się przerażająco cichy i spokojny, jakby wymarły.
Latarką oświetlił salon, potem kuchnię, wreszcie znalazł sypialnię.
Matt? wyszeptała w ciemności Jenny.
Skierował na nią snop światła i zamarł. Nawet stos koców i kołdra nie mogły ukryć jej
wydatnego brzucha.
Jasna cholera mruknÄ…Å‚ pod nosem.
Przez moment na śmierć zapomniał o tym, że spodziewa się dziecka. Gnając na łeb na
szyję przez oblodzone ulice, zatracił zdolność logicznego myślenia. To nieprawdopodobne,
ale zapomniał o dziecku! Ta wiadomość poraziła go jak piorun z jasnego nieba. Poczuł się
oszołomiony, jakby spadła mu na głowę cegła. Zrozumiał, że pokochał Jenny nie ze względu
na dziecko, ale dla niej samej. Odkrył, że jest jego drugą połową. Bez niej będzie ułomny,
okaleczony, natomiast z niÄ…...
W świetle latarki zobaczył jej zsiniałe z zimna usta i bladą jak kreda twarz. Chwycił
Jenny w objęcia.
Chodz tutaj, przytul się do mnie mocno. Przyciągnął ją do siebie i starał się gorącymi
pocałunkami sprawić, aby przestała drżeć z zimna. Miała lodowate usta, jakby w letni dzień
napiła się mrożonej lemoniady. Niestety od kolejnego lata dzieliło ich jeszcze ponad pół roku.
Zaczął rozcierać jej plecy i ramiona. Chwycił zimne jak lód ręce i włożył je sobie pod sweter.
Nawet przez koszulę czuł bijący od nich chłód. To moja wina mruknął zdesperowany.
Nie masz wpływu na pogodę, Matt.
Gdybyś była ze mną, nie zmarzłabyś tak bardzo.
Daj spokój, nie możesz brać odpowiedzialności za wszystko i wszystkich.
Nie chodzi mi o wszystkich, lecz o ciebie. Tylko o ciebie! Poczuł, że Jenny drży na
całym ciele i szczęka zębami. Skarbie, im wcześniej pozbędziemy się tych twoich dreszczy,
tym lepiej. Zabieram ciÄ™ do domu.
Więc masz u siebie prąd?
Mam coÅ› lepszego. Rozpalony kominek w sypialni.
W samochodzie było ciepło, więc Jenny trochę się rozgrzała. Zdziwiła ją tylko szalona
prędkość, z jaką pędzili przez miasto. Zrozumiała, że jest kimś ważnym dla tego niezwykłego
mężczyzny, co było miłym uczuciem.
Matt ustawił w łazience pachnące, waniliowe świece i podgrzał na palniku gazowym
wielki garnek wody.
Jenny wzięła ciepłą kąpiel z pachnącym, ziołowym olejkiem, umyła zęby,
wyszczotkowała włosy i od razu poczuła się lepiej. Z radością pomyślała o tym, co czekało na
niÄ… za drzwiami Å‚azienki.
Cudownie było znalezć w ciepłym łóżku obok Matta w świetle ognia buzującego w
kominku. Z chęcią wyrzekłaby się i łóżka, i ognia za życie spędzone w ramionach
ukochanego mężczyzny. Kto wie, może ją dziś uratował przed nieszczęściem, a to oznaczało
o wiele więcej niż przyjazń. Pędził do niej, nie bacząc na to, co może mu się po drodze
przytrafić. Podniosła świecę, która oświetlała łazienkę, i zobaczyła ogromne, ścienne lustro w
mahoniowej ramie. Odbijała się w nim postać kobiety, której daleko było do ideału.
Workowata, męska, flanelowa piżama ledwie dopinała się jej na brzuchu. Wyobraziła sobie
Krystal stojącą przed tym samym lustrem, ale z pewnością nie we flanelowej piżamie. W
wyobrazni Jenny miała na sobie satynowy peniuar, spod którego zmysłowo kusiła czarna,
koronkowa bielizna. Krystal z lustra wcierała w przeguby i za uszami drogie perfumy z
małego, złotego flakonika. Przygotowywała się na spotkanie z Mattem w jego wielkim,
małżeńskim łóżku. Piękna, zmysłowa, idealna Krystal... Nienawidziła myśli, które pojawiały
się w jej głowie, ale nie potrafiła ich odpędzić. Uśmiechnęła się kwaśno do swego odbicia w
mahoniowym lustrze i pomyślała z sarkazmem: chyba trochę za pózno, żeby martwić się o
figurÄ™, droga Jenny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]