[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiesz, nadal co chwila mnie zadziwiasz - rzucił
kartkÄ™ na biurko.
- Nie jest tak zle - pocieszyła go Callie.  Wystarczy
tylko zmienić kolejność słów. O, proszę. Hocas. Nie,
to nie najlepsze. Może casho?
Jego mina była bardzo wymowna, ale powiedział
tylko:
- Dzięki za radę. A myślałem, że po strychu nic
nie będzie mnie już w stanie zaskoczyć. To tylko
dowodzi, jak bardzo można się pomylić.
- Aż tak zle? - spytała współczująco.
- Byłaś tam ostatnio? Są tam pajęczyny wielkości
Cincinnati.
- Ostrzegałam cię przecież - rozejrzała się po
pokoju. Jej krytyczne spojrzenie padło na zabytkową
szyfonierę przysuniętą do ściany. Nie tylko na strychu
były pajęczyny. Od pierwszego rzutu oka widać, że
w tym pokoju nikt nie sprzątał od tygodni, trzeba
będzie coś z tym zrobić. I to szybko.
- A na tych pajęczynach siedzą pająki. Wielkie
włochate bestie...
Nadal wpatrywała się w komodę z orzecha.
- Julianie, co tu robi różana waza Maudie?
- SÅ‚ucham?
- Jej waza na róże. Zawsze trzymała ją w bibliotece.
Skąd się tu wzięła? - Wskazała palcem dużą, pękatą
wazę, przycupniętą na szczycie szyfoniery.
Brutus zaskomlił żałośnie, podbiegł do Callie i złapał
w zęby skraj jej koszuli, ciągnąc w stronę wyjścia.
Callie odepchnęła go.
- Myślisz, że to tam? - Julian podążył za nią.
Dlaczego?
- Bo ta szczególna waza nie powinna tu być.
Należy do biblioteki. Maudie zawsze ją tam trzymała,
i zawsze, ale to zawsze, napełniała kwiatami. Najczęś-
ciej różami, stąd też jej nazwa - odczekała, by w pełni
pojął doniosłość tego faktu. - Pamiętasz tamten list?
Ten znaleziony w bibliotece? W którym prosiła nas,
byśmy zasadzili dla niej kwiaty?
Julian zaczÄ…Å‚ siÄ™ uÅ›miechać. WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ i pod­
niósł naczynie, zaglądając do jego przepastnego
wnętrza. Z okrzykiem tryumfu sięgnął do środka
i wydobył różową perfumowaną kopertę.
- Sprytnie, Callie. Bardzo sprytnie. Nieco naciÄ…gane,
ale i tak znakomicie.
Z mocno bijącym sercem Callie rozcięła kopertę
i wyjęła z niej pojedynczą kartkę papieru. Zaczęła
czytać na głos:
Kochani!
Bardzo, bardzo dobrze, moi drodzy. Znalezliście mój
ostatni list. Teraz musicie odszukać testament. Nie
mam zresztą zamiaru ułatwiać wam tego zadania.
Zawsze mawiałam, że coś, zdobyte łatwo, nie jest
w ogóle warte starań...
- Kiedy mówiła coś takiego? - spytał gwałtownie
Julian. - Nigdy nie słyszałem nic takiego.  Lepsze jest
wrogiem dobrego" mawiała. Albo:  Jeśli nie umiesz
zrobić czegoś dobrze, to lepiej w ogóle tego nie rób".
Ani razu nie powiedziała tego  zbyt łatwo". Ani razu.
- Wydaje mi się, że kiedyś to słyszałam - przyznała
Callie. Na widok zmarszczonych brwi Juliana, dodała
szybko. - Ale tylko raz, jestem pewna. Może skończę
czytać?
..Nie jest w ogóle warte starań (choć jeśli Julian,
który tak kocha klasyczną literaturę, nie domyśli się,
o co mi chodzi, będę bardzo zawiedziona).
O czym ona do licha mówi? - jęknął Julian - ja
nienawidzÄ™ klasycznej literatury!
- Znowu mi przerywasz. Czy mógÅ‚byÅ› siÄ™ przy­
mknąć i pozwolić mi skończyć? - Callie zaszeleściła
kartką i czytała dalej.
...będę bardzo zawiedziona. Gotowi? Oto wskazówka:
 Ty też?" Masz? Oczywiście, że tak, spryciarzu.
Wiedziałam, że uwielbiasz klasykę.
- Julianie, ciii...
Kocham was oboje. Maudie
- To wszystko? Tylko tyle napisała?
P.S. Czy znowu jesteście przyjaciółmi? Szczerze mówiąc,
mam nadzieję, że do tego czasu zostaliście jut czymś
więcej. Czy mój plan pomógł wam w tym?
Julian niecierpliwie przeczesał dłonią włosy.
- Musieliśmy przejść przez to wszystko, bo Maudie
zachciało się zabawić w swatkę? - wykrzywił się
okropnie, po czym przyznał niechętnie. - Cóż, nie
dyskutuje się ze zwycięzcami.
- Prawda, jakie to z jej strony słodkie? Jest jeszcze
jedno postscriptum:
P.P.S. Nie pozwólcie, aby Jonathan położył łapę na
Willow's End. Sprzeda je natychmiast na jednÄ… ze
swoich zwariowanych wypraw.
- Oczywiście, że Jonathan je sprzeda - warknął
Julian. - Do diabła! Maudie. Jeśli nie życzyłeś sobie,
żeby to zrobił, to czemu nie powiedziałaś nam po
prostu, gdzie jest testament, zamiast odgrywać Kupi-
dyna?
- Julianie, zachowujesz siÄ™ bardzo dziwnie. Poza
tym, mówisz do niej tak, jakby mogła cię słyszeć.
Zdajesz sobie chyba sprawÄ™ z tego, jakie to dziwaczne?
- I to mówi kobieta, która rozmawia z pudlami
i tulipanami?
- Bernardynami i żonkilami.
- Znakomity przykÅ‚ad. Rozumiesz chyba, że mu­
simy spalić ten list? To jedyne wyjście. Jeżeli mój
ojciec kiedykolwiek go przeczyta, z łatwością uzyska
orzeczenie, że Maudie oszalała. Nikt normalny nie
uwierzyłby, że osoba, która to napisała, była zdrowa
na ciele i umyśle.
- Nie zgadzam się! Mówisz o mojej ciotce Maudie!
- Moj ej ciotce Maudie. Nie zgadzaj siÄ™, ile tylko
chcesz, kochanie. Faktów i tak nie zmienisz- pstryknął
palcami. - Mam! Chodz ze mną - wybiegł z pokoju,
a Callie ruszyła za nim.
- Wiesz co to znaczy? Rozwiązałeś zagadkę?
- dotarli do biblioteki i Callie z rozpaczą patrzyła,
jak Julian zupełnie nie swoim stylu, grzebie w stosach
książek, zaścielających całą podłogę. - Czego szukasz?
- Jest tu gdzieś słownik cytatów... Aha! - chwycił
grube tomisko. -  Ty też... Ty też..." jeśli to
cytat z czegoś klasycznego, to powinien tu być.
- Przejrzał spis treści, następnie zabrał się za indeks.
Metodycznie przejechaÅ‚ przez caÅ‚Ä… listÄ™ zdaÅ„, za­
czynajÄ…cych siÄ™ od wyrazu  ty". - Nic nie ma
- z niesmakiem zatrzasnął książkę i rzucił ją na
ziemiÄ™.
- Skądś musiało jej się wziąć przekonanie, że lubisz
klasykÄ™. Tylko skÄ…d?
- Z rękawa?
- Julianie, bądz poważny.
- Właśnie jestem. Nie mam najbledszegp pojęcia,
skÄ…d wytrzasnęła wszystkie swoje pomysÅ‚y, a szcze­
gólnie ten jeden.
- Musiała widzieć, jak czytasz Hemingwaya. Tho-
reau, Szekspira czy coś takiego. Pomyśl! Co takiego
mogłeś zrobić?
Brutus wysunął głowę zza węgla i zerknął na nich.
Wbił wzrok w drzwi. Jego oczy zwęziły się.
- Nie. To niemożliwe.
- Co? Co takiego?
- To zbyt idiotyczne. Nawet ciotka Maudie nie
byłaby... Czy mogła mieć na myśli... I ty? Et tu?
- postÄ…piÅ‚ krok w stronÄ™ drzwi, wpatrujÄ…c siÄ™ w Bru­
tusa. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. - Ty parszywy
kundlu. Miałeś go przez cały czas, prawda? I droga
cioteczka Maudie. Co za pamięć. Pamiętała, że na
zakończenie szkoły średniej grałem Juliusza Cezara.
Zaczął cytować:
-  Brutusie, oszczędzaj kolana. Et tu, Brute? - Stań
się więc, dolo Cezara!'' Szekspir. Akt trzeci, scena
pierwsza. Jakże ja nie znosiłem tej sztuki!
Julian ruszył w stronę bernardyna. Na jego twarzy
malował się bardzo nieprzyjemny uśmiech. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •