[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a potem, kiedy się nie zjawiłam, zadzwonił do was. Stąd wiedzieliście, że opuściłam obóz. Nie musieliście tkwić
pod bramą i czatować. Załatwiliście sobie kogoś wewnątrz, kto oszczędził wam kłopotu.
- To jest - powiedział agent specjalny Johnson - w oczywisty sposób...
- Och, daj spokój. - Przewróciłam oczami. - Kiedy do was wreszcie dotrze, że musicie sobie poszukać
nowej Kasandry? Bo prawda jest taka, że obecna przeszła na emeryturę.
- Jessico! - wrzasnął dyrektor Alistair. - W życiu nie naraziłbym na szwank integralności obozu, przyj-
mujÄ…c pieniÄ…dze za...
- Ojojoj, niech pan siÄ™ lepiej zamknie - warknÄ…Å‚ Shane. Jego kampania zmierzajÄ…ca do uzyskania statusu
osoby niepożądanej na obozie nabierała rozpędu. Nie miałam cienia wątpliwości, że uraz doznany w Wilczej Ja-
skini wywrze - przynajmniej na jakiś czas - fatalny wpływ na jego zdolności muzyczne.
Dyrektor Alistair, ku zdumieniu wszystkich, zamknął się rzeczywiście.
Agent specjalny Johnson pochylił się naprzód i powiedział niskim, groznym głosem:
- Jessico, wiemy doskonale, że Jonathan Herzberg prosił cię o odnalezienie córki i że to zrobiłaś. Wie-
my także, że użyłaś swoich mocy psychicznych, żeby odnalezć Shane'a. Nie możesz dłużej udawać, że straciłaś
swoje zdolności. Wiemy, że to nieprawda. Znamy prawdę. - Wyprostował się i spojrzał na mnie surowo.
- To tylko kwestia czasu - dodała agentka specjalna Smith. - W końcu będziesz się musiała do tego
przyznać, Jess.
Musiałam przetrawić jej słowa. Potem powiedziałam:
- Jill?
Agentka specjalna Smith popatrzyła na mnie pytająco.
- Tak, Jess?
- Czy jesteÅ› lesbijkÄ…?
A potem pielęgniarka zmusiła wszystkich do wyjścia, ponieważ zachodziła uzasadniona obawa, że Sha-
ne udusi się ze śmiechu.
18
- Doug - powiedziałam, przecinając dłonią chłodną, srebrzystą wodę. Ruth, rozwalona na oponie o parę
metrów dalej, gapiła się na jasne, błękitne niebo przez szkła swoich okularów przeciwsłonecznych.
- Akceptowalny - powiedziała po chwili.
- Zgoda. A co sÄ…dzisz o Jeffie?
Ruth poprawiła ramiączko. Po sześciu tygodniach odżywiania się sałatkami uznała, że może wreszcie
pokazać się w bikini.
- Akceptowalny - stwierdziła.
- Zgoda.
Odchyliłam głowę do tyłu i poczułam ciepło słońca na gardle. Tyle ostatnio pływałam popołudniami na
iskrzącej się w promieniach słońca tafli jeziora Wawasee, że moja skóra nabrała takiego koloru jak skóra Poka-
hontas. Wiedziałam, że na wieczornym koncercie galowym będę wyglądać wyjątkowo korzystnie. Miałam grać
utwór, którego nauczyłam się, ku rozpaczy profesora Le Blanc, jedynie ze słuchu.
Ale nie musiałam już powtarzać za nikim melodii. Potrafiłam przeczytać absolutnie każdą nutkę.
Krzyk nie zdołał nas wprawdzie wyrwać z leniwego odrętwienia, w jakie wprawiło nas słońce, ale przy-
najmniej zwrócił naszą uwagę. Podniosłyśmy głowy i spojrzałyśmy w kierunku brzegu. Scott i Dave grali we
frisbee z paroma chłopakami. Scott pomachał do nas, a Dave tak się zagapił, że nie złapał krążka.
- Dave? - powiedziałam.
- Akceptowalny - stwierdziła Ruth.
- Zgoda. Scott?
- Przystojniak - powiedziała Ruth. - Oczywiście.
Uniosłam okulary przeciwsłoneczne i popatrzyłam na nią uważnie.
- Naprawdę? Przecież był tylko akceptowalny.
- To moje wakacyjne szaleństwo - oświadczyła. - Jeśli mówię, że jest przystojny, to jest przystojny.
Opuściłam okulary.
- W porządku - zgodziłam się.
- I jeszcze to podpalenie samochodu federalnych - dodała. - Niezła akcja. Wiesz, ci niebezpieczni face-
ci...
- Rob nie jest niebezpieczny.
- Wybacz - powiedziała Ruth. - Każdy facet, który wykorzystuje motocykl jako główny środek lokomo-
cji, jest niebezpieczny.
- Naprawdę? Bardziej niż facet z kabrioletem? Ruth wzruszyła ramionami.
- Pewnie.
Jejku. Odchyliłam się do tyłu, zastanawiając nad tym, co właśnie usłyszałam. Mój niebezpieczny chło-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]