[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oliwną? Zgadzam się na wszystko, przynajmniej wciąż
będziemy mogli rozmawiać.
Gdy dojechali już do hotelu, zapytał obojętnym
tonem:
- PrzyjadÄ™ jutro o dziesiÄ…tej. Czy to odpowiednia
pora?
- O, tak, będziemy gotowe. Naprawdę możemy
z tobą jechać? Nie stracisz przez nas czasu?
- Skądże znowu. Przecież mówiłem ci, że jutro
muszę być w Edynburgu.
Zatrzymał samochód, wysiadł i otworzył jej drzwi.
- Dziękuję, że mnie zabrałeś - powiedziała chłodno.
- Jestem ci bardzo wdzięczna.
Kiwnął głową i patrzył za nią, dopóki nie weszła
do środka. Tuż za drzwiami ukradkiem zerknęła na
niego - uśmiechał się. To ciekawe, nie powiedziała
przecież chyba nic, co mogłoby go rozbawić...
Zajrzała do babci i poinformowała ją, że wycieczka
była wyjątkowo przyjemna.
- To widać. Masz takie rumieńce - zauważyła
pani Macdonald. - Nie ma nic lepszego niż ruch na
świeżym powietrzu - dodała, choć sama rzadko kiedy
wychodziła.
RumieÅ„ce byÅ‚y wprawdzie efektem irytujÄ…cej kon­
wersacji z doktorem Cameronem, ale babcia nie
musiała przecież tego wiedzieć, uznała Rosie.
- Powinnyśmy być gotowe do dziesiątej rano
- przypomniała. - Zamówię dla ciebie śniadanie na
wcześniejszą porę, zgadzasz się?
56 JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI
- Rzeczywiście, doktor Cameron nie powinien na
nas czekać,
- Raczej nie. Lekarze to na ogół ludzie bardzo
zapracowani.
Były gotowe przed dziesiątą. Rosie dużo wcześniej
zapłaciła rachunek, pożegnała się i dopilnowała, by
bagaż znalazł się w holu. Obie już czekały, gdy
przybył doktor Cameron.
Pomógł pani Macdonald zejść po schodach, Rosie
szła za nimi. Samochód, który zobaczyła przed
wejściem, zupełnie ją zaskoczył. Był to ciemnoniebieski
rolls-royce.
- To bardzo uprzejmie z pana strony - zauważyła
babcia .- że wziął pan pod uwagę moją wygodę
i wynajął samochód, w którym się przynajmniej nie
poobijam.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście będzie wygodnie
- odparł, chowając kule do bagażnika, - Zaraz pani
pomogę. Rosie, mogłabyś usiąść z przodu?
Większość personelu wyszła przed hotel i patrzyła
zaciekawiona. Pani Macdonald pomachała im dłonią
w iście królewskim stylu.
W czasie jazdy niewiele rozmawiali, dopiero w po­
łowie drogi Rosie zebrała się na odwagę:
- Naprawdę, Fergus, nie możemy pozwolić na to,
żebyś ponosił koszty wynajęcia tego samochodu. Już
wcześniej powinnyśmy to poruszyć, więc jeśli uznasz,
że...
- Jestem w dobrych stosunkach z właścicielem
- przerwał jej. - Nie ma mowy o płaceniu.
- To miło, że twój przyjaciel umożliwił nam
taką podróż. Ale czy ty rzeczywiście... Czy to
prawda?
Odwrócił się i spojrzał na nią z góry.
- Nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoÅ› kwes­
tionował to, co mówię.
JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI 57
- Tak mi się tylko powiedziało. Zastanawiałam
się, skąd... Przepraszam, że cię zirytowałam.
- Nie jest łatwo mnie zirytować.
Minęło trochę czasu, nim znów się odezwał:
- Cieszysz się, że wracasz?
Oczami duszy zobaczyła majestatyczne wzgórza,
ciemne i grozne szczyty gór, wodospady, paprocie
i wrzosy. Przypomniała sobie zapierające dech piękno
tego wszystkiego, co zostawiała za sobą.
- Cieszę się, że zobaczę rodziców - powiedziała
cicho.
To akurat była prawda, lecz jej myśli i serce
pozostały w Inverard.
- A kiedy ostatecznie wracasz do domu?
- Może za dzień lub dwa. To będzie zależało od
samopoczucia babci. Przypuszczam, że porozumiała
się już ze swoim lekarzem.
Odpowiedział coś niezobowiązującego, wymienili
jeszcze kilka uwag na temat krajobrazu i niedługo
potem wjechali na obwodnicę, by ominąć Glasgow.
Stąd do Edynburga było najwyżej sześćdziesiąt
kilometrów, które pokonali w pół godziny. W mieście
Rosie zaproponowała, że wytłumaczy, jak należy
jechać, ale doktor Cameron powiedział tylko:
- Nie trzeba, znam drogÄ™.
Elspeth otworzyła drzwi, zanim jeszcze wysiedli
z samochodu. Obie z ciocią Carrie nie mogły się
wprost doczekać ich przyjazdu, toteż było sporo
zamieszania, gdy doktor Cameron wniósł wreszcie po
schodach panią Macdonald. Wrócił za chwilę, by
wyjąć z bagażnika walizki i kule. Rosie, która została
nieco w tyle, pomogła mu teraz, biorąc część rzeczy,
po czym zaprosiła go do domu.
- Proszę nam wszystkim pokazać, jak dobrze pani
znowu chodzi - powiedział Fergus i wręczył kule pani
Macdonald.
58 JESLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI
Babcia była oczarowana jego życzliwością.
- Pozwolę sobie przedstawić - oto moja córka
Caroline i Elspeth, nasza gospodyni. I doktor Cameron,
który był tak uprzejmy i przywiózł nas tutaj, a także
doskonale się mną opiekował. Rosie, idz z Elspeth
i podajcie kawÄ™ w salonie.
- BÄ™dÄ™ musiaÅ‚ już jechać, pani Macdonald - po­
dziękował uprzejmie lekarz. - Chciałbym tylko, jeśli
można, udzielić Rosie kilku ostatnich wskazówek,
zanim przyjedzie pani lekarz...
- No cóż, wiem, że jest pan zapracowanym czÅ‚o­
wiekiem. Rosie, idz z panem doktorem do jadalni.
Zaczekam na was w salonie.
- Czy powinnam zostać tutaj parę dni? - spytała,
gdy weszli do ponuro urządzonej jadalni. - Chciałabym
wrócić we wtorek do domu.
- Nie ma potrzeby zostawać dłużej. Im szybciej
babcia zacznie chodzić, tym lepiej. - Uśmiechnął się
nagle. - Ten urlop nie był dokładnie taki, jak
oczekiwałaś?
- Chyba nie, ale cudownie było znów zobaczyć
Inverard. - Westchnęła bezwiednie. - Bardzo ci
dziękuję, że nas przywiozłeś. Jesteś pewien, że nie
możesz zostać na kawę?
- Niestety, mam pewne sprawy do załatwienia,
- Wyciągnął na pożegnanie swoją wielką dłoń.
- Wielka szkoda, że musimy się rozstać właśnie teraz,
skoro zaczynamy być przyjaciółmi - dodał.
- Ja... Nie sądzę... - zarumieniła się. - No tak,
może... Pewnie jeszcze zechcesz pożegnać się z babcią...
- Już pan nas opuszcza, doktorze? - spytała pani
Macdonald, gdy Fergus po raz ostatni zajrzał do
salonu. - Powiem doktorowi MacLeodowi, ile pan
dla mnie zrobił. Sądzi pan, że mogę chodzić po
schodach? W hotelu dawałam sobie radę, ale tak się
denerwujÄ™...
JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI 59
- Nie powinna się pani martwić. Proszę tylko nie
stawać na tej nodze, dopóki lekarz na to nie pozwoli.
Rosie odprowadziła go do holu. Po jego wyjściu
stała tam jeszcze dłuższą chwilę. Była zdziwiona
przypływem nagłego żalu, który poczuła, gdy doktor
Cameron odszedł.
Po południu zjawił się doktor MacLeod. Stwierdził,
że kostka wygląda całkiem dobrze i poprosił, aby
w poniedziałek rano pani Macdonald przyjechała do
szpitala na prześwietlenie.
- Nie ma powodów do obaw - zapewnił. - Jeśli
wszystko będzie dobrze, to wkrótce przestanie pani
chodzić o kulach. Wystarczy tylko laska. Będę czekał
w poniedziałek o dziesiątej.
Pani Macdonald lubiła znajdować się w centrum
uwagi. Była przyzwyczajona do tego, że w domu jest
osobą najważniejszą, lecz teraz wygrzewała się w ciepłej
atmosferze szczególnego zainteresowania. Dokładnie
opowiedziała przebieg każdego dnia od chwili, gdy
obie z Rosie pojechały na stację. Nie szczędziła opinii
na temat hotelu, pociÄ…gu, jego personelu, pogody
i zestawu potraw. Zajęło to resztę dnia, ponieważ
żaden, nawet najdrobniejszy szczegół nie został
pominięty. Ani słowem nie wspomniała tylko o stryju
Donaldzie. Rosie uznała, że lepiej będzie powiedzieć
o tym cioci Carrie, gdy będą same.
Wieczorem, gdy obie zostały na dole, by wypić
herbatę, Rosie zapytała:
- Dobrze się bawiłaś, ciociu? Bywałaś gdzieś?
- Och tak, kochana Rosie... Nawet sobie nie
wyobrażasz... Jemu tak bardzo zależy, żebyśmy... Ale
ja... Jestem chyba za stara... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •