[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przychodni. Skończyłem przyjmowanie tych tłumów dopiero o
trzeciej po południu.
- Och. strasznie mi przykro - powiedziała, czując się winna. -
Pewnie wszyscy chcieli zobaczyć nowego lekarza.
- Zdaje się, że nikt w tym mieście nie wie, co się dzieje z
panią i moim kolegą. Nigdy nie zadawano mi tylu pytań. - Nagle
RS
112
uśmiechnął się szeroko. - Wymyśliłem kilka kapitalnych
odpowiedzi - przyznał. - Strach pomyśleć, co sobie teraz po
domach opowiadajÄ….
Laura odwzajemniła uśmiech, ale był on wymuszony.
- W każdym razie nic poważnego się nie stało?
- Niestety, umarła pani Finlayson. Meg spózniła się z
podaniem jej kakao przed snem i staruszka dostała furii, a potem
zawału.
- Och, Rodl - Laura patrzyła na niego z przerażeniem.
- Zasłużyła sobie na to - powiedział twardo. - Wieczorem,
kiedy ją badałem, groziła, że wyrzucą mnie z pracy, bo mam
zimne ręce. - Wzruszył ramionami. - O ile pamiętam, miała
osiemdziesiąt sześć lat. Meg często płakała z jej powodu.
Umierała szczęśliwa, bo udało jej się doprowadzić do rozpaczy
wszystkich wokół. Ustępuję pani miejsca z przyjemnością i
podziwem, doktor Haley. WolÄ™ swojÄ… radiologiÄ™.
- Tak mi przykro - powiedziała ze skruchą, ale Rod
uśmiechnął się pogodnie.
- Prawdę mówiąc, niezle się bawiłem - zapewnił. - Zwłaszcza
że to tylko zastępstwo. - Spojrzał na Bena, wyjmującego właśnie
torbę Laury z bagażnika. - Tom Burne zostawił wiadomość -
poinformował go. - Próbował wyjaśnić pewne sprawy związane
z domem opieki i prosił, żebyś tam zajrzał przed powrotem do
siebie. A ja przed wyjazdem muszę jeszcze uzupełnić
dokumentację pani Finlayson. - Zwrócił się znów do Laury:
- Chyba jestem najlepszym radiologiem na .świecie, bo od lat
nie wypełniałem karty zgonu.
- Zajrzę do domu opieki - zdecydował Ben. - Jeśli mi się uda
załatwić sprawę z Tomem jeszcze dzisiaj, już tu nie wrócę.
Wpadnę po ciebie, Rod, jeśli będziesz gotów za godzinę.
Zapraszam ciÄ™ na piwo, zgodnie z obietnicÄ….
- Chyba już skwaśniało - oznajmił Rod tęsknie. - Ale nie
martw się, są gorsze rzeczy w życiu niż skwaśniałe piwo. Na
przykład pozostanie w tym miejscu przez kolejną dobę.
RS
113
W ciągu niespełna pół godziny Laura i Rod uporali się z
wypełnieniem dokumentów pani Finlayson i omówieniem stanu
pacjentów. Większość z nich dziwnie powitała Laurę, co
wydawało się zrozumiałe, skoro od czasu jej przyjazdu tak
często zmieniali się lekarze. Wszak Cliff Paige urzędował tu bez
przerwy aż pięć lat.
Jedna Alice powitała ją radośnie.
- W poniedziałek wychodzę do domu - powiedziała z dumą.
- Tom wezmie tydzień urlopu, żeby się zająć mną i
Samuelem.
- Czy przyjmie tę pracę w Domu Zachodzącego Słońca? -
spytała Laura.
- Oczywiście! Chyba marzył o czymś takim. Nie wiem, jak
pani dziękować...
- Proszę podziękować przede wszystkim doktorowi Durello-
wi. Ja bym na to nie wpadła.
- Czy dlatego, że byliśmy tak naiwni i chcieliśmy się obejść
bez pomocy lekarza? - spytała Alice, spoglądając na dziecko w
łóżeczku obok. - Aż nie chce mi się wierzyć, że tak głupio
ryzykowaliśmy. - Spojrzała na Laurę i Roda z uśmiechem. -
Dostaliśmy nauczkę na całe życie i teraz wiemy, że lekarze
siÄ™ przydajÄ….
- Miło to usłyszeć - stwierdził Rod. - Proszę to koniecznie
powtórzyć doktorowi Durellowi. On na to zasłużył.
Tymczasem Laura przejrzała wiszącą na łóżku kartę choroby,
zaniepokojona bladością dziewczyny.
- Jak siÄ™ pani czuje?
- Boli mnie głowa, a poza tym dobrze. Tom miał katar, może
się zaraziłam.
Rod wyszedł z pokoju, by Laura mogła ją zbadać. Nie
stwierdziła nic, co by tłumaczyło, lekko podwyższoną
temperaturę. Może przesadzam, pewnie to tylko lekkie
przeziębienie, pomyślała.
RS
114
- Lepiej będzie, jeśli zostanie tu pani jeszcze dzień lub dwa,
dobrze?
- Dobrze, skoro tak trzeba - odparła Alice z uśmiechem.
Po obchodzie Laura i Rod poszli do jej mieszkania. Ben
jeszcze nie wrócił. Laura zaparzyła kawę i pili ją, siedząc na
schodkach przed wejściem. Słońce właśnie znikało za górami,
barwiąc niebo odcieniami czerwieni. Z dali dobiegał szum
oceanu.
- Pięknie tu - powiedział Rod. - Tak. Szkoda, że nie mogę
zostać.
Spojrzał na nią pytająco, więc opowiedziała mu o tym, co
zastała w Calua Bay po przyjezdzie i o tym, że zamierza
wyjechać.
- Nie dałabym rady sama - zakończyła.
- Ben ci nie pomoże?
- Uparł się. że nie będzie już praktykował.
- On nie może się otrząsnąć z tamtych przeżyć - powiedział
Rod, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ jej badawczo.
W dużych, zielonych oczach Laury dostrzegł cierpienie, które
nie mogło wynikać z samej konieczności opuszczenia Calua
Bay. Jednocześnie przypomniał sobie, w jaki sposób Laura
patrzyła na Bena.
- Znam Bena od lat. Studiowaliśmy razem, potem
odbywaliśmy staż w tym samym szpitalu, a potem byłem drużbą
na jego ślubie.
Laura milczała. Nie była pewna, czy Rod dobrze robi,
opowiadając jej o Benie. Może lepiej by było nie wiedzieć
więcej o jego życiu?
- To małżeństwo od początku nie miało szans - ciągnął Rod,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]