[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szans w walce z nami.
Nyona pokręciła głową.  Chłopcy w wiosce prędzej osiągną wiek męski, ni\ ty
nauczyłbyś się tej sztuki, ty czy ktokolwiek inny. Ale zrobię, co tylko będę mogła podczas
bitwy, którą musimy stoczyć.  Spojrzała na kobiety, potem na Conana, jakby ich oceniała.
 Chocia\ Dawakuba nie walczy najlepiej, potrafi latać jak \aden inny z tego gatunku. 
Dmuchnęła w muszlę i czatownik opuścił swoje olbrzymie cielsko na ziemię. Makiela,
Ayrana i Kanitra wdrapały mu się na szyję, ale zabrakło ju\ miejsca dla Cymmerianina oraz
skrzyni.
Barbarzyńca niepewnie patrzył na czatownika.
 Ja pójdę pieszo  powiedział, zadowolony, \e nie musi odbywać tak dziwnej podró\y.
śywił jednak pewną nieufność do tych stworów, jakkolwiek posłuszny czy oswojony byłby
któryś z nich. Koszmarne spotkanie w wie\y zbyt świe\o miał jeszcze w pamięci.
Sajara kiwnęła głową, przystając na to, najwidoczniej czując podobnie. Ona tak jak Conan
ostro\nie trzymała się nie za blisko skrzydlatego cielska.
Nyona uśmiechnęła się do nich porozumiewawczo.
 Kiedyś te\ tak czułam. Nie martwcie się. Dawakuba i ja wrócimy po was. Zostańcie
wewnątrz, blisko zródła wody, tam będziecie bezpieczni. Tylko wyjątkowo wściekle vugunda
wlatujÄ… poza mury, ale nawet te nie zbli\ajÄ… siÄ™ za bardzo do ziemi. Nie wiedzÄ… jeszcze, \e
bluszcz nie mo\e ich ju\ usidlić. Oblicze Asusy będzie jeszcze jaśniało na niebie, gdy po was
wrócimy.
Rozmawiali długo i poranek przemienił się w popołudnie. Ale Conan wiedział, \e Nyona
mówiła prawdę. Widział, jak prędko potrafią poruszać się te stworzenia. Obserwowali z
SajarÄ…, jak stara Ranioba dmucha w swÄ… muszlÄ™ i mzuri unosi siÄ™ w powietrze, tak potÄ™\nie
waląc skrzydłami, \e przez chwilę spowijała wszystko chmura kurzu. Cymmerianin pamiętał,
by unikać spoglądania na podobiznę Kahli, która sprawowała pieczę nad ruinami zwanymi
przez NyonÄ™ Rahamji.
Sajara szła do zródła, łyknęła trochę czystej wody i ochłodziła ciało. Barbarzyńca
przyklęknął obok i zło\ył dłonie, tak by nabrać trochę wody. Dziewczyna popchnęła go,
całkowicie stracił równowagę. Wpadając do wody, zdą\ył jeszcze chwycić jąza rękę i
wciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… za sobÄ….
 Nie powinniśmy być brudni, gdy pojawimy się w wiosce  powiedziała Saraja
hałaśliwie chlapiąc wodą.  Jesteś tak zakurzony, \e nawet czatownik mógłby odmówić
wzięcia cię na swój grzbiet.  Zaśmiała się, rozpryskując wodę i ochlapując Conana.
Barbarzyńca zanurzył głowę pod wodę i wyciągnął potrząsając włosami, deszcz kropli
spadł na Saraję. Czuła jak cię\kie krople pieszczą oliwkową skórę jej twarzy i piersi.
Ganaczka uśmiechnęła się nieśmiało do barbarzyńcy, który był niezwykle z siebie
zadowolony. Rzucili się sobie w ramiona. Czas oczekiwania na Nyonę nie dłu\ył im się
wcale.
XVIII
POJEDYNEK W CIEMNOZCIACH
Noc zapadła ju\ dawno, a Conan pochłaniał du\e ilości kuomo zanim udał się na
spoczynek. Jukona, starszyzna plemienna, a nawet Y Taba dotrzymywali mu towarzystwa.
Ngomba mile zaskoczył wszystkich, gdy\ publicznie przeprosił Cymmerianina za to, \e
ukradł mu broń, i za wszystko, co stało się pózniej. Sajara i pozostałe kobiety, które
zwyczajowo nie piją kuomo, mimo to miały świetne humory, jak wszyscy. Wyglądało na to,
\e udana wyprawa i szczęśliwy powrót Sajary, Conana i reszty, o\ywiły i umocniły nadzieje
Ganaków.
Y Taba dziwnie roztargniony przez cały wieczór kręcił się wśród swoich ludzi, za to
unikał Nyony. Unikał nawet jej spojrzenia, ale dlaczego, Cymmerianin nie potrafił zrozumieć.
Wieść o tym, \e Conan nie jest wybrańcem, przewodnik duchowy przyjął z konsternacją.
Stawiało to pod znakiem zapytania przydatność atnalagi w zbli\ającym się boju. Na szczęście
Strona 87
Moore Sean U - Conan i klÄ…twa szamana
garstka ocalałych wojowników zaczynała powoli dochodzić do siebie, a Ngomba wyglądał
ju\ na całkiem wyleczonego. Wszyscy mieli nadzieję, \e Nyona i jej czatownik z łatwością
pokonajÄ… chmary nikczemnych Kezatij.
Co więcej, Conan zobowiązał się, \e wezmie udział w tym decydującym starciu. Y Taba i
wielu innych, byli przekonani, \e przybysz, którego uznawali za ulubieńca bogów, przewa\y
szale bitwy i zapewni im zwycięstwo. Wszyscy upijali się wiarą we własne siły, równie
mocno jak kuomo. Po raz pierwszy od dłu\szego czasu rozpacz zniknęła z wioski.
Ale zaraz po uczcie Conan nie mógł zasnąć. Wiercił się na posłaniu, nie mogąc zasnąć i
wpatrywał tępo w sklepienie chaty Jukony.
Za to wódz wojowników wlał w siebie potę\ne ilości kuomo i jego chrapanie
przypominało porykiwania korynthiańskiego bawoła.
Cymmerianin dobrze wiedział, czemu męczy go bezsenność. Niepokój budziła w nim myśl
o tym, co go czeka rano. Y Taba miał u\yć swego naszyjnika i zaklętych w nim duchów, by
uwolnić barbarzyńcę od klątwy szamana, która zatruwała jego serce. Przez dziurę w dachu
obserwował księ\yc. Jak wiele dni upłynęło od bestialskiej rzezi na pokładzie  Pani ? Teraz
księ\yc znów wchodził w fazę pełni. Conan v poło\ył się na brzuchu i ukrył twarz w liściach,
na których spoczywał. Ao\e nie było zbyt wygodne, ale zdarzało mu się sypiać na gorszych.
Z zamkniętymi oczami przypominał sobie zapach skóry i włosów Sajary, o którym długo
jeszcze będzie pamiętał po wspólnej kąpieli pośród ruin. W końcu udało mu się zapaść w
sen&
Gnał przez gąszcz, j ego własny cuchnący oddech parzył mu nozdrza. Dobiegały go tak\e
inne zapachy, pełzające po trawie czy unoszące się w powietrzu. Zapachy liści, deszczu,
robaków, wę\y. W tej mieszaninie ró\nych zapachów instynktownie rozpoznawał woń
swojego łupu. Nieprzerwanie pędził naprzód, robił coraz dłu\sze i szybsze susy, a\ wyczuł
stworzenie znajdujące się tu\ przed nim. Strach ofiary przypływał falami, zaostrzając mu
apetyt. Gdy zbli\ał się do celu ślina sączyła mu się z ust i spływała na potę\ną pierś. W
obłędzie przedzierał się przez zarośla, nie zwracając uwagi ani na smagające go gałęzie, ani
na jadowite wę\e, rojące się u jego stóp. Dla niego nie znaczyły nic.
Aaknął gorącej krwi, z poder\niętego gardła czy rozprutego brzucha. Marzył, by zatopić
zęby w świe\ym sercu, wyszarpanym ze strzaskanych \eber.
Chwycił wreszcie i natychmiast zmia\d\ył nogę uciekającego przed nim zwierzęcia,
skoczył mu na grzbiet i powalił na ziemię. Zaczął rozkoszować się głosami rozpaczy i
szarpaniem przera\onego stworzenia, po czym rozszarpał zębami jego ciało i dostał się do
ciepłych wnętrzności. Ryczał i wył, upajając się swym bestialskim mordem.
Udręczone stworzenie odwróciło swój łeb i spojrzało na niego, z bólem i przera\eniem&
Conan z krzykiem zerwał się z posłania. Był mokry od potu, a serce waliło mu w piersi jak
młot.
Twarz, którą zobaczył w koszmarnym śnie nale\ała do Sajary.
 Na Croma  wyjęczał strząsając liście przyklejone do wilgotnego ciała. Teraz ju\ nie
miał nawet zamiaru próbować zasnąć ponownie. Chciałby, \eby nadszedł ju\ świt. Od chwili
przybycia do wioski na grzbiecie czatownika, uporczywie myślał o tym, \e dobrze byłoby,
gdyby duchy muszli wykonały swą robotę jeszcze tej samej nocy. Y Taba nalegał, by
poczekać na przebudzenie się boga słońca, i wtedy spróbuje go uwolnić od demona.
Zdrowe chrapanie Jukony wypełniało całą chatę, zaduch i woń kwaśnego kuomo dra\niły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •