[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez całą drogę panowało milczenie. Harald prowadził w napięciu, jakby bał się
uszkodzić oldtimera1. Przed każdym zakrętem zwalniał aż do przesady. W powietrzu
wisiała mgiełka osiadająca na przedniej szybie tysiącami kropelek. Wycieraczki
nie pomagały, bo od razu po ich przejezdzie szyba wyglądała tak samo.
Zapowiadała się bardzo długa godzina. Na szczęście pomruk starego silnika
i łagodne bujanie sprawiły, że na szkarłatnej wersalkowatej kanapie, wygodnej
niczym najlepsza sofa w pałacowym salonie, przyjaciele zasnęli.
* * *
Stop! Stać!
Obudzili się gwałtownie. Omal nie spadli z kanapy podczas gwałtownego hamowania.
Co& co się stało? zapytała zdezorientowana Nika.
Panienka raczyła krzyknąć wyjaśnił kamerdyner, kryjąc zdenerwowanie. To
niebezpieczne.
To przez sen&
Rozległ się grzmot. Nie był specjalnie głośny, lecz towarzyszył mu wstrząs,
który wszyscy poczuli za pośrednictwem opon i zawieszenia. Po chwili nastąpił
drugi, cichszy, a zaraz po nim trzeci.
To nie burza ocenił Felix.
W tym momencie droga kilkadziesiąt metrów przed samochodem eksplodowała fontanną
ziemi, asfaltu i kamieni. Samochód aż podskoczył. O dach bębniły kamyki i grudki
ziemi. Gdy wszystko opadło, oczom przyjaciół ukazał się wbity w asfalt fragment
skały wielkości przyczepy campingowej. I wtedy nagle ucichło.
Harald wyłączył silnik, a cała czwórka wychyliła się do przodu, by spojrzeć
w górę, na strome zbocze. Kamerdyner wysiadł, a przyjaciele na wszelki wypadek
zrobili to samo. Po prawej stronie, dwadzieścia metrów niżej, po jeziorze
rozchodziły się jeszcze kręgi fal spowodowane upadkiem mniejszych odłamków. Po
lewej wznosiło się skalne zbocze, z którego pomiędzy karłowatymi drzewami
i kępami traw wciąż osypywały się małe kamyki.
Czy to się często zdarza? zapytał cicho Felix.
Nie zdarzyło się, odkąd położono tu asfalt. Harald drżącymi dłońmi wyciągnął
z kieszeni marynarki elegancką papierośnicę i zapalił papierosa.
A kiedy położono ten asfalt? ostrożnie zapytał Net.
Kamerdyner zaciągnął się mocno, wypuścił dym i dopiero odpowiedział:
W czasach mojego prapradziadka.
Nika ściskała Netową dłoń i drżała.
To jedne z najstarszych gór na Ziemi. Felix ruszył w stronę głazu odległego
o pięćdziesiąt metrów.
Lepiej nie podchodz. Net zerknął w górę zbocza. Podążył jednak za
przyjacielem.
Asfalt był rozbity i wgnieciony w podłoże na połowie szerokości drogi,
a w promieniu kilkunastu metrów leżały mniejsze i większe odłamki, niektóre
rozmiarów piłki nożnej.
O słodki jeżu& Net przejechał dłonią po twarzy. Tu by nie pomogło, nawet
gdybyśmy jechali czołgiem. Nie dotykaj& !
Spadł i bardziej już nie spadnie. Felix przyglądał się powierzchni głazu.
Połowa była omszała, połowa zaś czysta, poznaczona pęknięciami. Trzymał się
tym kawałkiem. Wskazał jaśniejszy, suchy fragment.
Dlaczego sturlał się akurat teraz?
Siła zewnętrzna, czyli w tym wypadku grawitacja, ostatecznie przekroczyła
wytrzymałość materiału na rozciąganie i nastąpiło rozerwanie wiązań
międzycząsteczkowych.
Dzięki, inżynierze. Nic nie skumałem.
Te skały erodują bardzo wolno. W sprzyjających warunkach ten głaz mógł się
oderwać milion lat temu albo zaczekać jeszcze kolejny milion. Wystarczył na
przykład mały wstrząs czy też nawet mógł się do tego przyczynić ciężar ptaka,
który usiadł na tym fragmencie.
Nika stała blada przy samochodzie i wpatrywała się nieruchomo w kamień.
Wracajmy powiedział Net. To znaczy do samochodu, nie do pałacu poprawił
siÄ™ szybko.
Tu jest wystarczająco dużo miejsca, żeby przejechać. Felix przesunął nogą co
większe kamienie. Do pałacu na pewno nie wrócimy. Pomóż mi z tym.
* * *
Harald wysadził ich na ryneczku w Stepdine i chyba przez roztargnienie sam wyjął
ciężki kufer. Mimo że nie było zbyt ciepło, czoło miał zroszone potem. Gdy
zamknął bagażnik, odetchnął z ulgą, jakby pozbył się dużego kłopotu.
%7łyczę państwu miłej podróży rzucił, z miną świadczącą o czymś zupełnie
przeciwnym, i odjechał.
Dziś oszukaliśmy przeznaczenie. Net odprowadził wzrokiem ginącego w mgiełce
Jaguara. Teraz Harald prowadził zdecydowanie szybciej. Skąd wiedziałaś, że
skała spadnie?
Nika westchnęła, jakby spodziewała się tego pytania.
Miałam zły sen. To wszystko. Czasem& no wiesz, przeczuwam takie rzeczy.
I dlatego jeszcze nie wymieniłem cię na inną. Net objął ją i cmoknął
w policzek. Zapomnieliśmy o kasie! Gwałtownie się odwrócił i spojrzał na
ginącą we mgle drogę. Samochodu nie było już widać.
Jakiej kasie? zapytał podejrzliwie Felix.
Potencjalnie dostępnej. Sztywniak odpaliłby nam ze trzydzieści funciaków
z budżetu pozbywania się upierdliwych gości.
Całe szczęście, że nie pomyślałeś o tym wcześniej! Nika złapała się za
głowę. Jakbyśmy zrobili nie dość złe wrażenie.
Nadal nie mamy kasy na bilet przypomniał Felix.
O tym miasteczku, podobnie jak o Killwitch, też nie można było powiedzieć, że
tętni życiem. Poczta i wszystkie sklepiki były pozamykane. Jedynie zza otwartych
drzwi pubu dobiegała cicha rozmowa. Weszli na stacyjkę. Na ścianie kamiennego
budyneczku wisiała ozdobna gablota z rozkładem jazdy. Nie był zbyt
skomplikowany, w niedzielę odchodził stąd tylko jeden pociąg do Glasgow. Do
odjazdu zostało dwadzieścia minut, usiedli więc na drewnianej ławce.
Nie ma kasy biletowej powiedział Felix. Kwestia pieniędzy na bilet pojawi
siÄ™ dopiero w pociÄ…gu.
Mam pomysł! oświadczył Net. Przyjdzie konduktor i poda cenę, a wtedy my
powiemy, że to za drogo i jednak dziękujemy za podróż, chętnie pójdziemy
piechotą. A że tam nie ma stacji, to i tak dowiezie nas do Glasgow.
A wtedy on wysadzi nas w połowie trasy, w środku wielkiego nic dodała Nika.
Czyli mamy czekać do poniedziałku na przelew od starszych?
Wolałbym tego uniknąć powiedział Felix.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]