[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedziawszy to szybko odeszła.
Jedli w milczeniu, patrząc na ludzi, którzy tu trwonili pieniądze najczęściej
pochodzące z grabieży lub będące wynikiem znoju i cierpień wielotysięcznych rzesz
niewolników. Niespodziewanie wyrosła przed nimi wysoka postać czarnowłosego
mężczyzny.
- Nareszcie jesteś! Witaj, Kid. Czekam pełen niepokoju... Myślałem, że cię jakie
nieszczęście spotkało na tych dzikich sawannach i preriach.
- Manuel! Właśnie cię szukamy - zawołał uradowany Lupton. - To mój towarzysz,
Ryszard Kos, zwolennik naszej sprawy. Poznajcie siÄ™.
Uścisnęli sobie dłonie i usiedli. Salas rozejrzał się i przyciszając głos spytał
- Jakie nowiny?
Kid udzielił mu informacji o przebiegu działań wojennych na kontynencie i
powiedział, że w pobliżu czekają Indianie na brytyjskie wojska Pakenhama.
- Dzisiaj jeszcze prześlę meldunek - rzekł Salas. - Hiszpania, jak wiecie, popiera
Anglię, ale niepokojona wojnami w Europie nie może wystąpić oficjalnie. Myślę jednak, że.
wkrótce do tego dojdzie.
- Może to tylko marzenie hiszpańskich kolonistów z wybrzeży Florydy? - zauważył
Ryszard.
- Jeśli Hiszpania nie podejmie radykalnych kroków - dodał Lupton - to Unia
zagrabi całą Florydę. Backwoodsnieni coraz natarczywiej napierają na południowe tereny.
- Podobno macie kłopoty w Ameryce Południowej. Czy to prawda? -spytał Kos.
- Niestety, prawda. W Meksyku Jose Morelos porwał indiańskich chłopów do
walki, a w Wenezueli Simon Bolivar... W obu koloniach sytuacja niezwykle ciężka. Trudno
więc mówić o czynnym włączeniu się do konfliktu kanadyjsko-amerykańskiego, ale
Hiszpania stoi po stronie Wielkiej Brytanii. Wszystkie porty w naszych koloniach sÄ… otwarte
dla floty brytyjskiej, która może, swobodnie zaopatrywać się w żywność, amunicję i broń.
Konfederacji Pięciu Cywilizowanych Plemion też podrzucamy spore ilości strzelb, i prochu.
Do sąsiedniego stolika przysiadło się paru mężczyzn w towarzystwie Mulatek.
Manuel Salas umilkł. Nachyliwszy się, cicho powiedział:
- Widzicie tego wysokiego blondyna? To Grymes, który za złoto Lafitte a zrzekł się
stanowiska prokuratora Nowego Orleanu - Ryszard i Kid nieznacznie spojrzeli na
sąsiadów. - Teraz ma za co szaleć z kobietami i w kasynach gry.
Chwilę milczeli, po czym Lupton spytał Salasa:
- Nie wiecie, gdzie znalezć Jeana?
- W porcie przygotowuje siÄ™ do rejsu na JamajkÄ™.
- Serio?
- Wiem na pewno.
- Kiedy odpływa?
- Podobno dzisiaj.
- Idziemy do portu - powiedział Kid. - Muszę go widzieć...
Szybko dokończyli posiłek.
- Zostajecie tu, sir? - zapytał Ryszard.
- Tak.
- Gdybyście nas potrzebowali, zostawcie wiadomość u Chalmette a -rzekł Lupton.
Opuścili tawernę śpiesząc do przystani. W porcie na próżno dopytywali się o
korsarza. Każdy nagabywany wzruszał ramionami i odchodził. Setki Murzynów uwijało się
tutaj, taszcząc skrzynie, bele i toboły na statki lub je wyładowując na brzeg. Wielkim
rozlewiskiem Missisipi spływały popychane wiosłami przez czarnych wioślarzy długie tratwy
i płaskodenne łodzie ze stosami bawełny, wiązkami futer dzikich zwierząt i worami innych
towarów.
Kos i Lupton zatrzymawszy się na chwilę patrzyli na tę mozaikę ludzi, przedmiotów
i łajb. Nagle dotarł do ich uszu śpiew. Z prądem rzeki płynęła wielka łódz. Po jej bokach
siedzieli Murzyni, pochylając się w przód i w tył; w rytm tych ruchów zanurzali łopatki
wioseł odgarniając wodę i nucąc pieśń. W miarę zbliżania się statku śpiew stawał się
głośniejszy, melodia była monotonna, przypominała poszumy fal, niosące się w dal dziwną
tęsknotą.
Ol man river, dat ol man river
He must know sumpin, but don't say nothin
He just keeps rollin,
He keeps on rollin' alonge...
Słowa murzyńskiej pieśni splątały się z pluskiem wioseł, szmerem płynącej wody i
krzykiem mew. Wszystko to było dla Kosa jakieś niezwykłe, nowe i chwytające za serce,
skłaniające do refleksji...
Gwizd pokładowej syreny wyrwał go z zadumy. Ze stukotem maszyn, w pióropuszu
dymu zbliżał się parowiec. Ryszard po raz pierwszy widział tego typu statek na
amerykańskich rzekach. Zaczęły się one bowiem pojawiać dopiero od 1811 roku.
- Chodzmy - odezwał się Lupton. - Widzę tam dalej duży statek. Może to akurat
Lafitte a...
Omijając pękate beczki z melasą, starannie.ułożoną tarcicę, worki z cukrem i bele
bawełny dotarli do nabrzeża, gdzie stał przycumowany żaglowiec. Zapytany marynarz
niezbyt uprzejmie poinformował, że jest to statek Lafitte a, a sam kapitan przebywa na
pokładzie.
Po chwili siedzieli w kabinie korsarza. Jean Lafitte, wysoki mężczyzna z długimi
wąsami, z oczyma o przenikliwym spojrzeniu, w marynarskiej bluzie, na której w rogach
kołnierza wyszyte kotwice połyskiwały srebrem, wysłuchawszy grzecznościowych zwrotów
Luptona, powiedział basowym głosem:
- Dobrze się złożyło, że przyszliście. Za godzinę odpływam. Zawinę do Mobile,
pózniej do Hawany, skąd pożegluję na Jamajkę. Coś chce ode mnie generał Pakenham.
Macie dla niego przesyłkę, sir?
Lupton twierdząco kiwnął głową i wyciągnąwszy kopenę odrzeKi:
- Oto materiał dla generała. Sądzę, że przywieziecie dla mnie jakieś polecenia.
Kiedy mamy się spodziewać waszego powrotu?
- Chyba w połowie grudnia - Lafitte wstał krzyżując ręce na piersi.
- Szczęśliwych wiatrów, kapitanie - powiedział Kid wyciągając dłoń do pirata.
- Thank you, sir - mruknÄ…Å‚, nie spojrzawszy nawet na Ryszarda.
Opuścili pokład żaglowca. Popołudniowe słońce prażyło niemiłosiernie, więc szli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]