[ Pobierz całość w formacie PDF ]
122
działa daleko od jego podwórka. A zresztą, tylko głupi trzymałby milicję
w Clyth.
- A to dlaczego? - spytała Kate, na nowo zaniepokojona.
- Dlatego. - Meg zmrużyła oczy. Zacisnęła powieki, jakby ważąc coś
w myśli, a potem słowa popłynęły już wartkim strumieniem.
- Ostatniemu akcyznikowi starczyło jednego dnia, żeby zginąć.
Kate zamarła. Zalała ją fala strachu, gwałtownego i wywracającego trze
wia.
Meg chrząknęła i twarz jej wykrzywił grymas wściekłości.
- Co się pani tak patrzy? - Zdumiewająca rzecz, sprawiała wrażenie ura
żonej. - Pani nie widziała go, jak mu krew chlustała z brzucha - wymamro
tała. - Takiego białego i wystraszonego... - Urwała nagle, a Kate z rosną
cym przerażeniem pojęła, że Meg widziała, jak mordowano poborcę. Była
przy tym.
Skuliła się w wodzie. Audziła się tylko, że jest bezpieczna. Wcale nie.
Nigdy nie będzie. Nigdy, dopóki...
- Tak! Bałam się! - powiedziała Meg piskliwie, jakby broniąc się przed
oskarżeniem, i Kate pojęła, że Meg powiedziała jej o tym, bo Kate jest tu
obca, a Meg już dłużej nie potrafi żyć z tym sekretem czy winą. -1 jeszcze
się boję! Za bardzo się boję, żeby samej sobie pomóc, a co dopiero komu
drugiemu. Stałam i nie mogłam się ruszyć! Nie mogłam tchu zaczerpnąć. -
Z nagłą gorliwością przysunęła się do Kate i wyszeptała: - Ale pani może
pomogę. Niech się pani pilnuje. Niech pani uważa na Calluma Lamonta.
Wyrzuciwszy z siebie tajemnicę, Meg wyprostowała się, jakby straszliwa
wina trochę przestała jej ciążyć.
- No dobrze. Zrobiłam, co mogłam.
Kate zaszczekała zębami.
- Ojej! Co pani? - Meg złapała się dłońmi za czerwone policzki. - Pani
ziębnie. Ale to nic. Jużeśmy skończyły. - Mówiła od niechcenia, jakby ni
gdy nie wspomniała o morderstwie. - Proszę wstawać, pani Blackburn.
Kate podniosła się. Udało jej się nie zadrżeć, kiedy kobieta otuliła jej ra
miona grubym ręcznikiem. Co by było, gdyby Meg powiedziała Lamontowi,
że wyznała jej to, czego była świadkiem? Co by zrobił?
- Nie ma się pani co tak martwić. - Meg żartobliwie pogroziła jej palcem,
a Kate z wysiłkiem pokonała mdłości wzbierające w żołądku. Jak ta kobieta
może się zachowywać jakby nigdy nic, jakby dopiero co nie wyznała, że
widziała morderstwo? Jak może żyć z myślą, że nic nie zrobiła, by mu prze
szkodzić? - Dobrze pani będzie w zamku. To tylko my musimy się bać, aleśmy
123
do tego nawykli. - No, halka i koszula już wyschły, niech je pani włoży,
otuli się płaszczem i pójdzie na górę do pokoju. Nikt nie zobaczy, że nie ma
pani sukni pod spodem. Szkoda wkładać brudne ubranie na czystą skórę.
Kate wkładała bieliznę, miotana burzą sprzecznych uczuć: potępienia, chęci
wypłakania się, przerażenia. I litości.
Czy już nigdy nic w jej życiu nie będzie zwyczajne? Za każdym zakrętem
trafiała na ścieżki, których istnienia nawet nie podejrzewała, a tym bardziej
nie miała chęci badać. Przemytnicy i rozbójnicy, ofiary i oprawcy, wyliczała
w myśli, ogarnięta paniką i rozżalona. Wiedza jest dodatkową karą, jaką niesie
ze sobą ubóstwo.
Nie chciała wiedzieć o niczym więcej. Musi się dostać do zamku, w oto
czenie, gdzie rządzą znane jej reguły. Nie chce mieć nic wspólnego z tym
zdziczeniem i bestialstwem. Nie chce znać mężczyzn, którzy zabijają lub
raniÄ…, albo polujÄ… jeden na drugiego. Takich jak Christian MacNeill.
Zapragnęła powrotu do dawnego życia, w którym była chroniona i utrzy
mywana w błogiej nieświadomości.
A pierwszy krok do tego to przygotowanie siÄ™ na przybycie do zamku.
Musi ubrać się tak, jak przystoi damie. Tak, powtarzała sobie, z trudem po
ruszając się na drżących nogach po pochyłej podłodze kuchni. Tak. Właśnie
to musi zrobić.
Ubierze się w batystową suknię w kolorze bzu. Kiedy zacznie wyglądać
jak dama, koszmar zblednie i rozwieje się. Już nigdy nie będzie patrzeć na
mężczyzn bijących się w gospodzie. Rozmawiać z żadnym świadkiem mor
derstwa. Leżeć bezsennie, bojąc się, że w nocy może ją ktoś napaść. Nigdy
nie odda siÄ™ pod opiekÄ™ obcemu.
A Kit MacNeill jest obcy. Bez względu na to, co mówi jej ciało. Przestanie
marzyć o słodkich, gwałtownych pocałunkach i zadumanych oczach. Nie bę
dzie się przejmować ranami, jakie dostrzegła, ani tymi, których się domyślała.
Z obrębu płaszcza wydłubała ostatnie monety. Bez słowa wcisnęła je w dłoń
Meg. Nie czekając, aż kobieta wprowadzi ją głębiej w swe życie podszyte
strachem, wypadła z kuchni jak strzała.
W sali gospody znajdowało się tylko paru mężczyzn. Kate przemknęła ku
schodom prowadzącym do jej pokoju, z każdym krokiem mocniej pragnąc
wyjechać stąd jak najszybciej. Musi kogoś namówić, by ją dziś wieczór za
wiózł do zamku. Nie potrafi znieść myśli o leżeniu bezsennie przez całą noc
i zastanawianiu się, czy pijący na dole mężczyzni pozarzynali się nawzajem.
Czuła się chora. Kręciło jej się w głowie. Drżała na całym ciele.
Pchnęła drzwi pokoju i skamieniała.
124
Przewrócony na bok kufer Grace leżał pusty, z wyrwaną podszewką z gra
natowego jedwabiu, a gwiazdy haftowane złotem mrugały na nią z podłogi.
Cała zawartość kufra, pognieciona i porozrywana, rozsypana i zgarnięta bez
ładnie na stos, została wysypana na podłogę i przetrząśnięta: okrętowy baro
metr, zniszczona chińska układanka, teleskop Grace, rozbity porcelanowy
zegar, książki z pozrywanymi okładkami i podartymi kartkami. Kate oszo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]