[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- NiewÄ…tpliwie jest niezwykle Å‚asa na twoje komple-
menty - uciął Lefteris tak złośliwie, że Gianni spojrzał na
niego kompletnie zaskoczony.
Bąknął przepraszam" i zmył się, wbiegając po scho-
dach. Courtney ruszyła za nim, ale Lefteris zatrzymał ją.
- Gdzie byłaś? - zapytał wściekły.
- Wyszłam na spacer - powiedziała, uwalniając rękę.
- Z Giannim?
- Przez chwilę szliśmy razem. Czy masz coś przeciwko
temu?
- Zaangażowałem cię do gotowania.
- Sądziłam, że od czasu do czasu mogę sobie zrobić
pięć minut przerwy - odparła z goryczą. - Skąd mogłam
wiedzieć, że muszę prosić o pozwolenie za każdym razem,
gdy wychodzÄ™ z kuchni?!
- Oczywiście, że wolno ci odetchnąć. Rzecz w tym, że
nie chcę, byś flirtowała z moimi gośćmi.
- Ja nie flirtuję! - oburzyła się. - Przypadkiem spot-
kałam Gianniego, gdy wracałam ze spaceru. Co miałam
zrobić? Przejść obok i powiedzieć, że nie chcę z nim roz-
mawiać? Powinieneś się cieszyć, że staram się być miła
dla twoich gości.
- Jest pewna różnica między byciem miłym a pozwo-
leniem, by cię obmacywano - warknął. - Widziałem prze-
cież, że nawet nie próbowałaś go odsunąć. Ciekawe, o
czym tak rozprawialiście?
- To nie twoja sprawa!
- Dobrze chociaż, że nie próbujesz mi wmówić, że
przez cały czas słuchałaś tylko komplementów na temat
gotowania!
- Przez cały czas, czyli jak długo?
- Wyszłaś pół godziny temu!
- Nie zdawałam sobie sprawy, że obserwujesz każdy
mój krok - powiedziała dotknięta do żywego. - Sądziłam,
że dziś po południu miałeś przyjemniejsze zajęcie! Następ-
nym razem zamelduję się, wychodząc i wchodząc, żebyś
mógł dokładnie sprawdzać, ile czasu spędzam poza kuch-
nią! W końcu nie możemy zapominać, że jestem tu tylko
kucharką, prawda? - dodała.
- Czy Gianni towarzyszył ci przez cały czas? - zapytał
ze złością.
- Nie rozumiem, co to ma wspólnego z tobą, ale nie,
tylko przez chwilę byliśmy razem. Spacerowaliśmy nie
dłużej niż dziesięć minut, a więc sam przyznasz, za krótko
na przeżycie intensywnej przygody miłosnej. A teraz, jeśli
skończyłeś wreszcie to śledztwo, pozwolisz, że wrócę do
kuchni, gdzie, jak wciąż podkreślasz, jest moje miejsce.
ROZDZIAA SIÓDMY
Courtney odczuła ulgę, gdy nadszedł ostatni dzień i
wszyscy zebrali siÄ™ na tarasie przed wyjazdem na lotnisko.
Gianni podał jej rękę, mówiąc:
- Pamiętaj, moja propozycja jest wciąż aktualna. -
Wyjął wizytówkę z kieszeni marynarki. - Proszę, tu jest
mój telefon. Zadzwoń, gdy tylko zechcesz przyjechać.
Courtney zerknęła na Lefterisa, który obserwował ją z
marsowÄ… minÄ….
- Dziękuję, Gianni. Niewykluczone, że zadzwonię.
Kiedy wszyscy wyszli, usiadła zmęczona na ławie. Lef-
teris odwiózł gości na lotnisko, ale zaraz wróci i, sądząc
po spojrzeniu, jakie jej rzucił przed wyjazdem, będzie
w pieskim humorze.
Zła na siebie, że tak się tym przejmuje, westchnęła
ciężko. Gotowanie przez cały tydzień naprawdę ją zmę-
czyło. Dokładnie posprzątała kuchnię, przygotowując ją
na przyjazd Katiny, pozostało jej więc tylko spakowanie
siÄ™.
Właściwie najchętniej wyjechałaby bez pożegnania, uz-
nała jednak, że postąpiłaby niepoważnie. Poza tym Lefte-
ris nie zapłacił jej jeszcze za wykonaną pracę.
Postawiła walizkę na tarasie i wymieniała w myślach
wszelkie powody, dla których nie powinna go już zoba-
czyć. Jest samolubnym i apodyktycznym arogantem. Cały
tydzień poświęcił Inger, a ma pretensje do niej, że
okazała trochę współczucia Gianniemu. Lefteris to pełen
uprzedzeń szowinista. W ogóle... okropny człowiek.
Była już wystarczająco zbuntowana, a sytuację pogor-
szyła jeszcze reakcja Lefterisa, gdy zobaczył ją z walizką
na tarasie.
- Co ty wyprawiasz?!
- Czekam na zapłatę - wyjaśniła krótko.
- Widzę, że nie możesz się doczekać wyjazdu, Court-
ney. Zapewne ma to coś wspólnego z wyjazdem twojego
przyjaciela Gianniego. Tęsknisz za romantycznymi space-
rami w gaju oliwnym?
- Wyjeżdżam, ponieważ skończyłam pracę - oznajmi-
ła lodowatym tonem. - Co do Gianniego... opowiadał mi
o swojej żonie.
- Och, z pewnością skarżył się, że ona go nie rozumie.
Nie powiesz mi chyba, że dałaś się nabrać na ten stary
numer?
- Nie było żadnych numerów! - Z trudem hamowała
wybuch wściekłości. - Gianni zwierzył mi się tylko ze
swoich kłopotów.
- Czyżby? Ja odebrałem to inaczej.
- Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że w ogóle
zauważyłeś Gianniego, biorąc pod uwagę, jak bardzo byłeś
pochłonięty ukradkowymi spotkaniami z Inger. Jak mo-
żesz obwiniać Gianniego o flirtowanie, skoro cały czas
poświęcałeś tej dziewczynie!
- Szanuję Inger jako koleżankę z pracy, to wszystko!
- Czyżby? Ja odebrałam to inaczej - powtórzyła jego
słowa.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał po chwili mil-
czenia.
- Jak mogę o tym zadecydować, skoro nie otrzymałam
jeszcze pieniędzy?
- Ach, rzeczywiście. - Poszedł do gabinetu i po chwili
przyniósł zwitek banknotów. - Powinienem był przewi-
dzieć, że zależy ci wyłącznie na pieniądzach. Linda też
nie wyjechała, dopóki jej nie zapłacono.
Zapadła przykra chwila milczenia. To on zaproponował
jej tę pracę. Chyba nie oczekiwał, że będzie harowała
w kuchni przez cały tydzień tylko po to, by być blisko
niego?
- Dokąd najpierw pojedziesz? - spytał wreszcie.
- Do Chani, a potem do Iraklionu.
- A potem?
- Będę musiała znalezć jakąś pracę.
- W Rzymie?
- Czemu nie? - Spojrzała mu prosto w oczy. - Muszę
wykorzystać wszystkie szanse.
- Do tej pory świetnie ci się to udawało! Gdybym się
zdobył na odrobinę współczucia, powinienem ostrzec
Gianniego, na co się pokusił, ale właściwie on zasługuje
na karę. Zadzwoń, gdy tylko zechcesz przyjechać". Nie-
trudno zgadnąć, co to była za oferta!
- Również nietrudno zgadnąć, jakiego rodzaju oferty
składasz Inger, tyle że ja nie wtykam nosa w nie swoje
sprawy! Jeśli o mnie chodzi, możesz sobie z nią robić, co
chcesz.
- Nie mam zwyczaju zwracać się do kucharki z prośbą
o pozwolenie - warknÄ…Å‚.
- Już nie jestem twoją kucharką - przypomniała mu,
podnosząc walizkę. - Nie muszę więc wysłuchiwać takie-
go zadufanego aroganta!
- Nie bądz dziecinna. Nie możesz wyjść sama w no-
cy!
- Naprawdę? Grubo się mylisz! - zapewniła i zbiegła
po schodach.
- I tak nie dotrzesz do Chani dziÅ› w nocy! - krzyknÄ…Å‚,
patrząc, jak otwiera bramę. - Nie minie godzina, a wrócisz
tu na klęczkach, bo nie masz gdzie przenocować!
Courtney stała już w otwartej bramie, a gdy spojrzała
na niego, jej oczy ciskały gromy.
Jednak gdy dotarła do drogi, opamiętała się. Nie sły-
szała, by Lefteris ruszył za nią. To jasne, przecież zupełnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]