[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uderzyłam pięścią w skałę. Jak do tego doszło? Czy Dallas zastawił na nas pułapkę? Zrobiło
mi się niedobrze; miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
- Lindsey, musimy działać. Psy są teraz zaabsorbowane czymś innym, ale wkrótce wyczują
nasz zapach.
Rafe miał rację. Choć ucieczka pachniała tchórzostwem, musieliśmy uciekać, żeby i nas nie
dopadli. Nie czekałam, aż Rafe się rozbierze i przemieni. Odwróciłam się i zaczęłam biec,
najszybciej jak umiałam. Jednak w mojej głowie kłębiły się wątpliwości.
Jak oni nas znalezli? Gdzie tak naprawdę był Rafe? Czy aż tak bardzo chciał pozbyć się
Connora, że zdradził Masonowi naszą kryjówkę?
Kayla też ufała Masonowi. Lubiła go. A on ją wykorzystał.
Czy pomyliłam się co do Rafe'a? Czy był taki sam jak jego ojciec? Czy mógłby skrzywdzić
tych, których kochał? Czy kochał mnie?
Jak długo miałam uciekać? Byłam wytrzymała. I jak wszyscy przewodnicy dobrze
orientowałam się w terenie. Chciałam po prostu znalezć się poza zasięgiem psiego węchu.
Przedzierając się przez chaszcze, upadłam, rozcięłam kolano i zganiłam się za pozostawienie
śladu krwi. Weszłam do strumienia i brodziłam w nim przez chwilę, pozwalając, by zimna
woda uśmierzyła ból. Potem przeszłam na drugą stronę, a następnie wróciłam. Przy odrobinie
szczęścia, jeśli psy rzeczywiście podążały moim śladem, zgubią trop.
Być może ścigały Kafe'a. Zapach wilka mógł być dla nich bardziej atrakcyjny od mojego.
Opadłam na ziemię, drżąc z wyczerpania, strachu i gniewu. Oparłam się o drzewo, walcząc ze
łzami, kiedy coś sobie uświadomiłam.
Rafe przemienił się, żeby odciągnąć uwagę innych ode mnie. Byłam tego pewna.
Jak mogłam zwątpić w jego lojalność? Jezu, miałam nadzieję, że był zbyt zajęty, żeby zajrzeć
w moje myśli. Choć ostatnio były tak pogmatwane, że nie byłam pewna, czy ktokolwiek
wyłowiłby z nich jakiś sens. W jednej chwili martwiłam się o Connora, w następnej
myślałam wyłącznie o Rafie.
Zastanawiałam się, czy Connorowi nic nie jest. Ale bardziej bałam się o Rafe'a. Miałam
nadzieję, że nic mu się nie stało.
Było pózne popołudnie, kiedy przyszło mi do głowy, że uciekając, nie wpadłam na pomysł, że
Rafe również zgubi mój trop.
Super! Mruknęłam w duchu. I co teraz? Może wrócić do bazy i zaalarmować strażników? A
może ruszyć do domu i powiedzieć o wszystkim tacie, który dobrze znał gubernatora? Jedno i
drugie zagrażało naszej społeczności. Zwiat mógł poznać nasze sekrety. Ale jeśli nic nie
zrobię... Jeśli wszystko zepsuję...
Usłyszałam trzask gałązki i zamarłam.
Jak długo siedziałam? Nasłuchiwałam przez chwilę. To był pies lub człowiek, nie byłam
pewna. W każdym razie miałam jakieś szanse.
Rozejrzałam się. Chwyciłam solidną gałąz. Schowałam się za grubym pniem drzewa, gotowa
do ataku. Nieznajomy będzie musiał przejść obok mnie, a wtedy... znokautuję go i wezmę na
zakładnika. Nie, żebym uważała, że Mason będzie negocjować.
Zaschło mi w ustach, miałam spocone dłonie. Bolało mnie w piersi od wstrzymywania
oddechu. Usłyszałam ciche kroki i ścisnęłam gałąz.
Zamachnęłam się... 1 nagle znalazłam się na ziemi, przygwożdżona przez ciężkie ciało.
Zaczęłam młócić pięściami.
- Jezu! Lindsey!
Rafe złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił mi ręce nad głową. Pochylił się i wpatrywał się
we mnie.
- Boże, Rafe! Myślałam... - Nie byłam w stanie składnie mówić! Tak bardzo się bałam, że
nigdy
mnie nie znajdzie. %7łe nasz świat, świat Zmiennokształtnych, się skończył.
- Wszystko w porządku - wyszeptał. Obsypał mnie pocałunkami. - Wszystko w porządku.
Czułam na sobie jego przyjemny ciężar i prawie mu uwierzyłam. Uwierzyłam, że wszystko,
co tam się ostatnio wydarzyło, było tylko koszmarnymi snem. Tylko Rafe był prawdziwy,
ciepły i silny. Był tutaj ze mną, a mnie przepełniała ulga. Uwolnił; moje nadgarstki, a ja
dotknęłam jego twarzy. Twarzy, która nawiedzała mnie w snach. Zanurzyłam palce w jego
gęstych włosach. Powoli się uspokajałam.
Strach, który paraliżował mnie wcześniej, ustąpił. Byłam pewna, że Rafe znajdzie sposób na
uratowanie naszych przyjaciół.
- Czego się dowiedziałeś? - zapytałam.
- %7łe ich psy są szybkie i wściekłe. Położyłam dłoń na jego policzku; moje serce zalała fala
ciepła.
- Przemieniłeś się, żeby odciągnąć je ode mnie.
Pochylił głowę i pocałował mnie, delikatnie niczym muśnięcie skrzydeł motyla. To nie byt
odpowiedni moment na te rzeczy. Musieliśmy działać. W tamtym momencie nie sądziłam, że
mogłabym uwielbiać go jeszcze bardziej. Niezależnie od mojej decyzji ta chwila na zawsze
pozostanie wyjątkowa i bliska mojemu sercu, dlatego że przedłożył dobro ogółu nad naszą
przyjemność.
- Te psy to i tak pestka, wobec tego, co Connor by mi zrobił, gdyby coś ci się stało -
powiedział.
Chciał to zbagatelizować, ale wiedziałam, że ryzykował.
- Czy Mason coś im zrobił?
Z westchnieniem sturlał się ze mnie.
- Jeszcze nie. Na razie pędzą ich jak bydło, ze skrępowanymi rękami.
- Odbijemy ich wieczorem? Zmrużył oczy i podrapał się po nosie.
- Myślę, że powinniśmy ich śledzić.
- Oszalałeś? - Usiadłam. - Musimy ich odbić.
- Uspokój się i zastanów, Lindsey. Oni zabierają ich do laboratorium. Dowiemy się, gdzie ono
jest. Sami nas do niego zaprowadzÄ….
Nie podobał mi się ten plan. Nie lubiłam odkładać na pózniej czegoś, co można było zrobić
teraz. Co nie znaczyło, że nie dostrzegałam jego intencji. Nasi wrogowie mieli doprowadzić
nas do laboratorium.
- to co robimy? - zapytałam.
- Najpierw wrócimy do naszej kryjówki. Zobaczymy, czy coś ocalało. Zrobili tam straszną
demolkÄ™.
- Nie sądzisz, że zostawili kogoś na straży?
- Owszem, zostawili, ale już się nim zająłem.
Nie chciałam wiedzieć, co dokładnie zrobił Ale istnienie wszystkich Zmiennokształtnych
było zagrożone. A to usprawiedliwiało wszelkie podejmowane środki.
Rozdział 14
Demolka to było mało powiedziane. Wszędzie walały się ubrania i jedzenie. To przepełniło
czarÄ™ goryczy.
- Skąd wiedzieli, gdzie nas szukać? - zdziwiłam się. Niemożliwe, żeby Mason sam znalazł to
miejsce.
- Nie mam pojęcia.
- Ktoś musiał im powiedzieć.
Rafe odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
- Chyba nie myślisz, że to byłem ja, prawda? Wytrzymałam jego spojrzenie.
- Nie.
Wypuścił powietrze.
- Nie miałbym do ciebie pretensji, gdybyś tak myślała. Miałem stać na straży, a poszedłem
sobie pobiegać, gdy tymczasem wróg...
Podeszłam do niego i dotknęłam jego policzka. Może i miałam wcześniej wątpliwości, ale
zwyczajnie strach wziął górę nad racjonalnym myśleniem.
- Wiem, że nie zdradziłbyś nas.
Pokręcił głową, a ja zobaczyłam wstyd w jego oczach.
- To moja wina.
- Nie, Rafe, to nie twoja wina. Tak jak śmierci Dallasa nie jest moją winą. To Mason i ludzie
Bio-Chrome sÄ… za to wszystko odpowiedzialni.
- Masz rację. Popełniłem błąd, ale mogę go naprawić.
Ponownie się rozejrzałam. Jedzenie zostało rozrzucone i podeptane. Motor Rafe'a leżał na
boku. Chyba naoglądałam się seriali policyjnych. Nagle przyszedł mi do głowy zwariowany
pomysł: Jeśli wynajęli najemników, żeby nas wytropić...
- Myślisz, że możesz mieć na motorze jakieś ^ urządzenie naprowadzające? - zapytałam.
- Co? Kiedy by je mieli umieścić? Wzruszyłam ramionami.
- Recepcjonista z hotelu powiedział, że ktoś szukał Dallasa. Ten ktoś mógł podsłuchać, jak z
nimi rozmawiałeś.
- Fakt, mówiłem mu o motorze. Może któryś z tych najemników rzeczywiście słyszał naszą
rozmowę i upewnił się, że jestem Zmiennokształtny. - Podszedł do motoru, przykląkł i zaczął
mu się uważnie przypatrywać. Klnąc, uniósł mały krążek. - Miałaś rację. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •