[ Pobierz całość w formacie PDF ]
popełnić samobójstwo?
- Nie chciałem, aby cokolwiek ci się stało.
- A kto wyznaczył cię do roli mojego opiekuna? - Skrzyżowała
ramiona na piersiach, z trudem powstrzymując się przed
spoliczkowaniem go. Jak mógł pomyśleć coś równie absurdalnego?
- Nic nie rozumiesz. Mojej siostrze przydarzyło się coś
podobnego. Upiła się i chciała pojechać do byłego chłopaka. Nigdy tam
jednak nie dotarła. Ani tam, ani nigdzie indziej.
Dostrzegła w jego oczach ból.
W tej chwili marzyła tylko o tym, by do niego podejść, objąć go i
mocno przytulić.
- Tak mi przykro, Joe.
- Straciłem siostrę. Nie chciałem, aby ktoś płakał po tobie.
Rozumiesz?
Jego słowa raniły ją jak nóż. Była dla niego tylko kolejnym
biedactwem, któremu trzeba pomóc. Udawał jej narzeczonego tylko po
to, aby nie zrobiła niczego głupiego.
- Dzięki za słowa prawdy, Joe - powiedziała cicho, a serce
krwawiło jej z bólu. - Teraz rozumiem.
Nie mogła jedynie pojąć, dlaczego zaprosił ją do siebie na
weekend. Popatrzyła na jego twarz, usta, które tak wspaniale całowały.
- Dzięki.
- Jeszcze nie skończyłem - powiedział twardo, zbliżając się do
niej i spoglądając na nią z góry. - Zależy mi na tobie.
ous
l
a
d
an
sc
- Domyślam się. - Zależało mu na każdej nieszczęśliwej istocie.
Nie była wyjątkiem.
- Riana.
Wystarczyło, by wypowiedział jej imię, a jej serce znów
rozpoczęło radosny taniec. Pojawiła się nadzieja.
- Tak?
- Chciałbym ci powiedzieć dużo więcej. - Rozejrzał się dookoła,
jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, gdzie się znajdują. -
Możemy zobaczyć się pózniej?
- Tak.
- W takim razie przyjdę do ciebie do biura. - Przejechał ręką po
jej policzku. - Koło piątej.
Patrzyła za nim, jak odchodził. Wolałaby, aby został z nią na
pokazie i szeptał jej do ucha czułe słowa. Chciała wiedzieć.
Znów odżyła w niej nadzieja, że Joe ją kocha, i ta myśl dodała jej
skrzydeł.
Wiedziała, że nie zdoła teraz wysiedzieć na widowni. Jedynym
rozwiązaniem był powrót do garderoby. Tam przynajmniej coś się
działo.
W tym momencie podeszła do niej elegancko ubrana kobieta.
Choć była bardzo zadbana i widać było, że ma dla siebie dużo czasu i
jeszcze więcej pieniędzy, nie sprawiała miłego wrażenia. Wyglądała na
snobkę.
- Proszę mi wybaczyć, ale widziałam, że rozmawiała pani z
Joem Hendersonem.
ous
l
a
d
an
sc
Riana uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Zna go pani?
- Czy go znam? - Kobieta roześmiała się nienaturalnie głośno. -
Jestem z nim zaręczona.
Te słowa omal nie zwaliły jej z nóg. Ta kobieta nie mogła być
narzeczoną Joego. Może w przeszłości, ale nie teraz. Teraz kochał
Rianę, i to z nią chciał spędzić resztę życia. Czyż nie?
Zaraz, przecież wcale tego nie powiedział.
Przygryzła dolną wargę, próbując się uspokoić. Ta kobieta nie
była dla niego. Sprawiała wrażenie zbyt sztywnej, zbyt dystyngowanej,
by jeść z nim pizzę i tańczyć rock and rolla.
- Jak się pani nazywa? - zdołała z siebie wydusić.
- Francine Hartford. Zna go pani dobrze? Zapewne kontaktujecie
się w sprawach zawodowych.
Riana ujęła wyciągniętą dłoń, choć najchętniej zapadłaby się pod
ziemię. Znała to nazwisko.
Francine popatrzyła w kierunku, w którym przed chwilą zniknął
Joe.
- Miałam nadzieję go złapać. Nie widzieliśmy się przez ostatnie
dni.
- Jest pani dekoratorką wnętrz?
- Słyszała pani o mnie? - rozpromieniła się Francine. -
Zastanawiałam się, czy Joe o mnie wspomniał.
Riana skinęła głową.
- Tak.
ous
l
a
d
an
sc
Więc to tak... Francine Hartford była narzeczoną Joego już od
sześciu miesięcy!
ROZDZIAA SZESNASTY
- Joe, cóż za wspaniała niespodzianka!
Francine wstała na jego widok zza biurka. Miała na sobie zielony
kostium, najpewniej od Armaniego. Uwielbiała kupować ubrania od
znanych projektantów i wcale tego zamiłowania nie kryła.
Zakręciła pióro i uśmiechnęła się zachęcająco.
- Chyba po raz pierwszy przyszedłeś do mnie do pracy. Czemu
zawdzięczam ten zaszczyt?
Joe podszedł do okna i wyjrzał na tętniącą życiem ulicę.
- Francine, musimy porozmawiać.
- Zabrzmiało groznie. Czy powinnam się martwić? - roześmiała
się. - Nie rób takiej poważnej miny... Rozumiem, że w ostatnim
tygodniu nie miałeś dla mnie czasu nie z powodu innej kobiety, ale
dlatego, że byłeś bardzo zapracowany i dodatkowo zajmowałeś się tą
nieszczęsną istotą.
- Francine. - Odwrócił się od okna i podszedł do zastawionych
bibelotami półek. Po chwili przeniósł wzrok na narzeczoną. - Chodzi
właśnie o tę przyjaciółkę, której pomagałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]