[ Pobierz całość w formacie PDF ]
różnych patentów na wynalazki w zakresie elektroniki. A to, nad czym pracowałem, było
urządzeniem ochronnym przeciw wszelkim bombom i w ogóle wszystkiemu, z wyjątkiem
przeobrażenia Ziemi w małe słońce. Chodziło o pole mocy, przez które nic absolutnie
przeniknąć nie może.
- I pan...
- Tak, zbudowałem je. Mogę wytworzyć je w każdej chwili wokół tego budynku i trwać
będzie, jak długo tylko zechcę. Nic nie zdoła przez nie przeniknąć, póki tylko będę chciał je
utrzymać. Poza tym ten budynek zaopatrzony jest w olbrzymie ilości wszelkiego rodzaju
zapasów. Są nawet wszelkie nasiona i chemikalia potrzebne do wyhodowania upraw
hydroponicznych. Dwojgu ludzi wystarczy tego do końca życia.
- Ale pan przekazuje to chyba rządowi? Jeżeli to ochrona przeciw pociskom jądrowym...
- Tak - odparł Braden marszcząc brwi - ale niestety ma to nikłą wartość militarną. W tym
sensie sztabowcy mieli racjÄ™. Widzisz, Myro, energia potrzebna dla stworzenia takiego pola
mocy rośnie w stosunku sześciennym do jego wymiarów. Pole wokół tego budynku mieć będzie
średnicę osiemdziesięciu stóp i kiedy je uruchomię, zużyję tyle energii, że przepali ono zapewne
cały system oświetleniowy miasta Cleveland. Dla utworzenia takiej kopuły nad małą nawet
wioską czy jakimś jednym obozem wojskowym trzeba więcej energii elektrycznej, niż zużywa
cały kraj w ciągu paru tygodni. A gdyby wyłączyć pole dla wpuszczenia czy wypuszczenia
kogoś, ponowne uruchomienie wymagałoby drugie tyle energii. Toteż jedyny użytek, jaki rząd
mógłby uczynić z wynalazku, byłby ten, jaki sam zamierzam zrobić. To znaczy zachować życie
jednej, dwóch, najwyżej kilku jednostek i pozwolić im przeżyć grozę nadciągających zdarzeń.
Obecnie zresztą już za pózno, aby zorganizować to gdziekolwiek indziej niż tu,
- Dlaczego za pózno?
- Bo nie starczy już czasu na zbudowanie sprzętu. Dlatego, moja droga, że wojna już się
toczy. Wpatrywała się w niego, blada jak płótno.
- Podano to przez radio - wyjaśnił - parę minut temu. Wojna wypowiedziana, Boston
zniszczony przez bombę atomową. A wiesz dobrze - mówił coraz prędzej - co to wszystko
znaczy i do czego prowadzi. Przekręcę za chwilę wyłącznik, by uruchomić pole, i utrzymam je
do czasu, gdy będzie można bezpiecznie wyjść. - Nie chcąc powiedzieć, że nie przypuszcza, by
za ich życia było to możliwe, dodał: - Więc jest już za pózno, żeby komukolwiek jeszcze
dopomóc, ale sami możemy się ocalić. Przykro mi - ciągnął z westchnieniem - że musiałem ci to
wszystko wyłożyć tak brutalnie, bez przygotowania. Ale rozumiesz chyba dlaczego. I stąd te
nagłe oświadczyny. Powtarzam zresztą: jeśli masz jakieś wątpliwości, nie żądam, abyś wyszła za
mnie natychmiast. Poczekaj tu, aż decyzja w tobie dojrzeje. Przez ten czas będę mógł ci mówić
to, co powinienem był dawno powiedzieć. A nie mówiłem dotąd, bo - uśmiechnął się smutno -
tak byłem zapracowany. Teraz jednak będzie mnóstwo czasu. A ja cię naprawdę kocham.
Zerwała się nagle i bez odpowiedzi, nie patrząc, niemal na oślep, ruszyła w kierunku
drzwi.
- Myra! - zawołał i rzucił się w ślad za nią. Była już przy drzwiach. Odwróciła się i
powstrzymała go skinieniem ręki. Była bardzo spokojna.
- Muszę iść, doktorze. Mam trochę praktyki pielęgniarskiej. Pewnie się przydam.
- Ależ pomyśl, co tam się będzie działo! Ludzie zmienią się w dzikie bestie. Wymrą
okropną śmiercią. Słuchaj mnie, Myro, kocham cię za bardzo, aby pozwolić ci odejść. Zostań,
błagam cię!
- Niestety, muszę pana pożegnać, doktorze - odparła z dziwnym uśmiechem. - Obawiam
się, że będę musiała umrzeć razem z dzikimi bestiami. Taka już widać jestem szalona.
Drzwi zamknęły się za nią cicho. Widział przez okno, jak zbiegała ze schodów, jak
ruszyła pędem do miasta, gdy tylko znalazła się na chodniku.
W górze słychać było wycie odrzutowców. Zapewne nasze, pomyślał, ale mogą być i
nieprzyjacielskie - a Cleveland to jeden z celów. Wróg może nawet wiedział o nim i o jego
pracy, dlatego na początek wybrał to miasto. Braden skoczył do wyłącznika i... przekręcił.
Za oknem, w odległości dwudziestu stóp, wyrosła szara nicość. Z zewnątrz nie przenikał
teraz żaden dzwięk. Wyszedł z domu i spojrzał: szara półkula, wysoka na czterdzieści stóp i
szeroka na osiemdziesiąt, dostatecznie wielka, by pokryć dwupiętrowy, niemal sześcienny
budynek, który był jego domem i laboratorium. Braden wiedział, że druga połowa sięga na
czterdzieści stóp w głąb ziemi, tworząc łącznie z pierwszą doskonałą kulę. %7ładna siła nie mogła
przeniknąć od góry, żaden robak i żadna potęga nie mogły wpełznąć czy wedrzeć się od dołu. I
tak było przez pełnych trzydzieści lat. Nie były w końcu tak złe, pomyślał, te lata. Miał swoje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]