[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeżyje - jeżeli przeżyje nas wszystkich, stając się prawdziwym Strażnikiem.
Będzie z niego następny Lewis Orwell. Dostrzegłam w nim światło, światło...
Wyciągnął rękę i dotknął mnie, rozpościerając dłoń na otwartej mokrej ranie, którą zostawił po sobie powietrzny nóż.
- Nie - wyszeptałam. - Nie rób tego. - Bo znalazłam się tak blisko krawędzi, że mogłam pociągnąć go ze sobą. A nie
chciałam wciągać go w ciemność. - Puść mnie. Wszystko w porządku.
śśś... powiedziała w moim umyśle Perła kojącym głosem. Och, moja siostro, mogę go oddać, bo jest mój. I daję tobie
ten dar. Nie jestem jeszcze gotowa, żeby pozwolić ci odejść. Jeszcze nie czas.
- Nie! - krzyknęłam, ale było za pózno.
Chłopiec nie panował nad swoimi czynami. To dziecko, to cudowne i piękne dziecko, które wyrosłoby na wspaniałego i
pięknego mężczyznę, znajdowało się całkowicie pod jej wpływem. Wbrew własnej woli chłopiec
wlał we mnie moc, opróżniając wszystkie swoje zapasy Moc wtargnęła we mnie gorącą, rozgrzaną do białości kaskadą,
wypaliła moje nerwy, zalewała okaleczone tkanki. Uzdrowiła. Połączyła porozcinane żyły. Zmusiła rany, żeby się
zasklepiły.
Uratowała mnie, niszcząc siebie.
303
302
- Nie! - wyszeptałam, ale nie mogłam już tego procesu powstrzymać. Nie mogłam zerwać połączenia. Byłam zbyt słaba
i być może, na jakimś pierwotnym poziomie, także za bardzo się bałam. Bałam się śmierci.
Opróżniła go ze wszystkiego. Z każdego najmniejszego skrawka mocy, nawet z tych małych cząsteczek energii, które
trzymały przy życiu jego komórki.
Zabiła go, żeby mnie uratować.
- Nie! - mój ostry krzyk z samej głębi duszy wypełnił wąski korytarz.
Chwyciłam upadającego chłopca, ale za pózno. Został opróżniony przez Perłę i wyrzucony jak śmieć.
Byłam słaba, blada i potwornie poraniona, ale nie znajdowałam się już na krawędzi życia i śmierci. On poszedł beze
mnie w ciemność.
Nie z własnej woli.
Usłyszałam w oddali głosy, krzyki pomieszane z odgłosem kroków biegnących osób. Powinnaś już iść, siostro,
powiedziała Perła. Nie chciałabym, żeby mój dar się zmarnował. Ale nie pozwolę, żebyś zabrała inne moje dzieci. Są mi
potrzebne na nasze następne spotkanie.
- Powstrzymam cię - odezwałam się rozwścieczonym głosem. - Powstrzymam cię przed tym. Powstrzymam cię.
Wiesz, jak, powiedziała Perła. Wystarczy tylko, żebyś zabrała się do dzieła. Ale wtedy śmierć tego dziecka będzie
pierwszą z milionów. Ale jeżeli nie zechcesz działać, zrobię to samo z dżinnami, Wyroczniami, z niewierną Matką,
która odwróciła się ode mnie. Co wolisz?
Niech dżinny same się o siebie martwią. Nie mogłam zmierzyć się teraz z kolejną śmiercią, a tym bardziej ze śmiercią
milionów dzieci.
Ale na pewno musiał istnieć jakiś sposób.
- Powstrzymam cię - powtórzyłam. - Tak jak będzie trzeba.
Wzięłam na ręce martwe dziecko. Moja krew wsiąkała w ubranie chłopca. Zachwiałam się i oparłam się
0 ścianę, zamroczona z wysiłku i nagłego, dojmującego uczucia niepokoju. Jestem temu winna, pomyślałam. Winna
zniszczenia czegoś zdumiewającego. Mogłabym go powstrzymać, gdybym miała wystarczająco dużo siły. Jego życie za
moje życie. Nie był to sprawiedliwy układ.
Musiałam znalezć sposób, żeby nabrał sensu. I musiałam stawić czoło jego rodzicom, spojrzeć im w oczy
1 wytłumaczyć, dlaczego zawiodłam ich syna.
Byłam mu to winna.
Ciemny kształt pojawił się w odległym końcu skośnego korytarza, w zakolu naprzeciwko wyjścia. Nie było to dziecko,
ale dorosły. Wysoki i barczysty, uzbrojony w strzelbę. Celował w moim kierunku. Nie miałam czasu na subtelności,
roztopiłam lufę strzelby w chwili, kiedy pociągał za spust. Eksplodowała mu w rękach, a impet rzucił go na mężczyznę
stojącego za nim. Ten odsunął krwawiącego, krzyczącego kolegę na bok i wyciągnął swoją strzelbę, a następnie oddał dwa
szybkie strzały. Właściwie chybił, dzięki mojej szybkiej reakcji i adrenalinie, ale korytarz był wąski i jedna z kul trafiła
mnie nisko w bok, w kamizelkÄ™ kuloodpornÄ….
Odwróciłam się, a on rzucił się naprzód, krzycząc prowokująco, a za nim cały szereg jego kolegów.
Puściłam się biegiem w stronę wyjścia. Martwy chłopiec ciążył mi na rękach jak ołów, co krok miałam wrażenie, że
lada moment upadnę, ale skręciłam za róg, wyprzedzając wroga o trzy metry...
...i okazało się, że drzwi są zamknięte. Trzasnęłam dłonią w opalizującą powierzchnię, chcąc, żeby się otworzyły, ale nie
miały zamiaru.
Nie powiedziałam, że ci to ułatwię, siostro, roześmiała się Perła w mojej głowie. Chcę, żebyś cierpiała. Przez bardzo,
bardzo długi czas, tak jak ja cierpiałam przez ciebie. Chcę zakopać na zawsze w ziemi tę małą cząstkę ciebie, uwięzioną,
krwawiącą i świadomą. Chcę, żebyś czuła swoje krzyki niosące się przez wieczność. Zasługujesz na to.
Oparłam się plecami o gładką ścianę, w której powinny znajdować się drzwi. Dyszałam ciężko i przyglądałam się
nowym żołnierzom zalewającym korytarz, blokującym każdą możliwą drogę ucieczki. Usłyszałam metaliczne kliknięcia,
kiedy wycelowali we mnie broń, ale mężczyzna na czele uniósł zaciśniętą pięść i żaden z nich nie nacisnął spustu.
- Połóż go - powiedział mężczyzna. -1 uklęknij z rękami za głową.
Nie byłam w stanie rozbroić tylu strzelb. A nawet gdybym mogła, mieli inną broń i wyczułam, że kilku z nich, a może i
wielu, posiadało inną moc, której mogli użyć przeciwko mnie.
Znalazłam się w pułapce.
Ale nie miałam zamiaru oddać chłopca.
Ani klękać.
Nie teraz. Nie przed nimi. Nigdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •