[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic. To tylko on...
- Pozwoliłaś mu.
- Nie wiedziałam, co robić, nie wiem, jak to się stało... - tłumaczyła się
bezładnie, nie potrafiąc znalezć właściwych słów.
Nick jest zazdrosny! Właśnie teraz! A ona plącze się w zeznaniach, co
tylko pogarsza sytuację. Czuła się winna. Ten mężczyzna wymienił imię
Stelli. Jest jej sąsiadem. To właśnie romans z nim Stella polecała jej jako lek
na małżeńskie kłopoty. Pewnie mu coś wspomniała, dlatego się ośmielił...
Był przystojny, nawet bardzo, tylko było w nim coś z pozera i mitomana. Ta
wojna, o której wspominał. Nie wiadomo, czy dosłownie, czy w przenośni...
- Nie chciałam, naprawdę, Nick - powiedziała błagalnym głosem. - On
tylko pocałował mnie w rękę. Nic więcej!
Nick spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem.
- Nic więcej! A co miało być więcej! To całkowicie wystarczy! Helen,
ten człowiek ma gruzlicę. Wyjątkowo odporną na antybiotyki odmianę
gruzlicy. Nabawił się jej w gettach Nowego Jorku. Postanowiliśmy go
kompletnie odizolować, wymieniać mu powietrze w pokoju co godzinę i
zobowiązać szpitalny personel do noszenia masek. Nie wolno się z nim
kontaktować. A teraz muszę już iść.
Odwrócił się i chciał odejść, ale chwyciła go za ramię.
- Nick...
Nie wiedziała, co właściwie chce mu powiedzieć. Nie odchodz, nie
gniewaj się na mnie, wszystko to głupstwa, musimy porozmawiać, pocałuj
mnie... Słowa nie mogły przejść jej przez gardło.
- Muszę iść.
- Wiem, masz pociąg.
- Nie, pojadę na lotnisko z Megan. Właśnie poszła po samochód. Czeka
na mnie, muszę już iść.
- Megan?
- Nie wiedziałem, że jedzie samochodem. Myślałem, że spotkamy się w
pociągu. Zadzwonię do ciebie...
Pocałował ją w policzek, a ona nie mogła pobiec za nim, wołając jego
imię tak jąk w mydlanych operach, których starała się nie oglądać. Nick
wyjeżdża przecież tylko na tydzień. Nawet nie na cały tydzień, tylko na
sześć dni. Nie ma co rozpaczać.
RS
30
Myśl, że nie będzie go widziała całe sześć dni, wydała jej się nagle nie
do zniesienia. Do tego rozstali się w gniewie. Nieraz już się rozstawali i to
na znacznie dłużej, na przykład kiedy umarła jego matka albo kiedy Helen
pojechała do swoich rodziców, ale nigdy jeszcze nie rozstawali się w
gniewie.
Megan ma go zawiezć na lotnisko. Nic nie można na to poradzić. To
zupełnie normalne. Skoro lecą na tę samą konferencję, byłoby raczej
dziwne, gdyby Megan jechała na lotnisko samochodem, a Nick w tym
samym czasie - pociągiem. Normalne, a jednak myśl, że właśnie siedzą w
małym samochodzie Megan, rozmawiając o czekającej ich przygodzie, ze
świadomością, że gdzieś w domu została marudna żona - była bardzo
przykra.
Nick jechał windą zdenerwowany i niezadowolony z siebie, z Helen i z
całego świata. Rozumiał, dlaczego Helen jest rozgoryczona, a ponieważ nie
mógł jej pomóc, tym bardziej sądził, że powinna sama się opanować.
Gnębiło go to, że po wyjezdzie dzieci tak bardzo się zmieniła. Była
spięta, wyczekująca. Może to nadmiar pracy? Helen jako osoba wrażliwa
musi odbierać raczej negatywnie to, co robi. Nieustanna dyspozycyjność,
wysłuchiwanie relacji o ludzkim życiu, przesiąkanie cudzymi kłopotami...
Wyczuwał, że w jej własnym życiu następuje przełom, że Helen bardzo
intensywnie coś przeżywa.
On też tęsknił za blizniakami. Ich wyjazd również jego wyprowadził z
równowagi. Pobyt w Bostonie może coś zmieni. Oddalenie i dystans
pozwolą dokonać właściwej oceny. Chyba trzeba było zabrać Helen, ale to
wszystko stało się tak szybko. Właściwie nie zdążyli z sobą nawet
porozmawiać. Do tego jeszcze ten Paul Chambers! %7łeby tylko nic złego się
nie stało...
Wyszedł ze szpitala wprost na podjazd, gdzie stał samochód Megan. Po
chwili siedział już obok atrakcyjnej, wytwornej kobiety. Po raz pierwszy
zauważył, że Megan spogląda na niego z uwielbieniem. Poczuł, że ma
ochotę na podróż do Bostonu. Oderwie się i odpręży. Pobędzie w innym
świecie, a to zawsze dobrze robi.
- Bardzo długo na to czekałam - powiedziała Megan.
- Cieszę się, że jesteś w dobrym nastroju.
Uśmiech na jej twarzy stał się jeszcze bardziej promienny.
- Ameryka na pewno cię doceni - dodał Nick żartobliwie i w tej samej
chwili przypomniał sobie, że chyba nie wziął numeru telefonu dwóch
ważnych uczestników konferencji. Zaczął szukać notesu i nie zauważył, jak
Megan uśmiecha się do samej siebie.
RS
31
Po niezbyt miłej rozmowie z mężem Helen poszła prosto do dyżurki
pielęgniarek.
- Dlaczego mnie nie uprzedziłaś, że z Paulem Chambersem trzeba
zachowywać specjalne środki ostrożności? - zapytała z lekkim wyrzutem.
Karen Graham zmieszała się.
- Doktor Darnell dopiero co wydał to polecenie. Zdążyłaś go spotkać?
- Tak. Bardzo się spieszył, nie mogliśmy długo rozmawiać. Powiedz mi
coś więcej o tym pacjencie.
- Doktor Darnell odbył dziś z doktorem Głoverem naradę i postanowili,
że przede wszystkim należy zrobić posiew, żeby dokładnie się zorientować,
z jakiego typu bakteriami mamy do czynienia. Na wynik trzeba będzie
czekać od dwóch do czterech tygodni. Powiedzieli, że trzeba też
przeprowadzić śledztwo" w sprawie tego pacjenta, ale nie bardzo wiem, o
co im chodzi.
- A co z wywiadem? Mają jakieś dane?
- Owszem. Wiadomo, że Paul Chambers jest dziennikarzem i pisarzem.
Należy do tych, którzy uprawiają tak zwaną obserwację uczestniczącą.
Ostatnio pisze książkę o bezdomnych i narkomanach, dlatego przebywał
między nimi w Nowym Jorku. To niezwykły człowiek...
Z tonu jej głosu można było wywnioskować, że Karen Graham pozostaje
pod urokiem pacjenta z pokoju numer dziewięć.
- Nabawił się gruzlicy kilka miesięcy temu i z niewiadomych powodów
nie chciał się leczyć w Nowym Jorku. Sądził, że sam przezwycięży chorobę.
Przerwał kurację, wrócił do Anglii i zaczął pisać" tę książkę o narkomanach,
ale objawy choroby powróciły i musiał znowu zacząć się leczyć.
- Nowy Jork jest jednym z tych miejsc, gdzie znaleziono bakterie
odporne na antybiotyki...
Helen trochę znała się na gruzlicy. Choroby płucne były specjalnością
Nicka. Kiedy przed laty rozpoczynał specjalizację, jego koledzy dość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]