[ Pobierz całość w formacie PDF ]

* Starasz się byd uprzejmy. Wiesz doskonale, że to było małżeostwo z rozsądku! Violet jest od niego
starsza o dwadzieścia lat i niezwykle bogata! Mówiłam ci o jej problemach zdrowotnych. Ostatnio
męczyły ją bóle głowy i ataki duszności, które mnie martwią. Jestem pewna, że ją też to martwi, chociaż
stara się tego nie okazywad. Znam ją, Qwill! Kiedy dorastałyśmy, byłyśmy jak siostry. Nadal jesteśmy
bliskimi przyjaciółkami. Dlaczego nie powiedziała mi o swoich zamiarach? Czyżby myślała, że będę
próbowała ją zatrzymad?... Co wiesz o Al*denie Wadzie, Qwill?
* Tylko tyle, że ma rozliczne talenty i miłą powierzchownośd.
* I gustuje w starszych kobietach z grubym portfelem! Qwilleran przypomniał sobie relację Janice o tym,
że
ogłoszenie małżeostwa zostało opóznione ze względu na to, że Violet miała zmienid zapisy w
testamencie. Nie zapomniał też o marzeniach agenta nieruchomości, który śnił o rozbudowie domu
Hibbardów.
Maggie przerwała, żeby nabrad oddechu, jej twarz na*biegła krwią.
* Uspokój się, Maggie. Wez głęboki oddech. Violet jest inteligentną kobietą, wie, co robi. Kto jest jej
prawnikiem? Prawdopodobnie dobrze jej doradza.
* Rodzina trzymała się zawsze kancelarii Hasselri*chów. Po śmierci starszego pana Hasselricha z
pewnością nie zmieniła firmy.
* Mają świetną reputację. Nie pozwoliliby Violet popełnid głupstwa.
* Przepraszam, Qwill. Wybacz mi ten wybuch. To dlatego, że... nie miałam z kim porozmawiad.
* Rozumiem cię doskonale. Także Fundacja K jest zainteresowana losem domu Hibbardów. Poproszę,
żeby się temu przyjrzeli. Czy Violet kontaktowała się z tobą po piątkowym ogłoszeniu?
* Nie. Próbowałam dzwonid. Myślę, że mnie unika.
* To dopiero czterdzieści osiem godzin.
* Masz rację, Qwill. Powiedziałeś dokładnie to samo, co powiedziałby Jeremy, gdyby tu był ze mną.
Tego wieczoru, kiedy Qwilleran i Polly wybrali się do gospody  Boulder House" na brzegu jeziora, była to
ich pierwsza wspólna kolacja od długiego czasu. Nie mówili o komputerowym systemie katalogowania
książek.
* Jak się ma Dundee? * spytał Qwilleran.
* Och! Jest taki szczęśliwy! Nie jest rozbrykany, ale interesuje go wszystko, co się dzieje naokoło. Znasz
ten stolik, na którym wystawiamy książkę tygodnia? Tak więc ostatnio znalazł się tam tom Miejsce
zwane szczęściem. Dundee wskoczył na stolik i siedział przed książką jak autor gotowy rozdawad
autografy.
* Kto ją napisał?
* Psycholog, doktor Dori Seider. Bardzo dobrze się sprzedaje, ma byd dyskutowana na następnym
spotkaniu Klubu Literackiego. Jedna z naszych dziewczyn uważa, że powinniśmy posład anonimowo
egzemplarz naszej pani burmistrz.
* Amanda by jej nie przeczytała * powiedział Qwille*ran. * Rzuciłaby nią w posłaoca.
* Ucieszy cię zapewne wiadomośd, że doktor Seider ma dwa koty. Mam egzemplarz z dedykacją, jeśli
chcesz pożyczyd, Qwill. Cytuje Raj utracony Miltona:  Umysł jest swoją własną siedzibą i w sobie samym
może zamienid niebo w piekło i piekło w niebo".
Resztę wieczoru Qwilleran upamiętnił w swoim osobistym dzienniku.
Sobota, czwarty pazdziernika
W  Boulder House" jest coś magicznego: widok na jezioro, niebo zaróżowione pełnym zachodem słooca,
woda squunk na balustradzie. Nie wspominając już o Rockym, kocie, który wita nas zawsze, ocierając się
o nasze kostki.
Polly odzyskała miękki ton głosu i melodyjny śmiech. Najpierw podarowałem jej limeryk, który napisałem
kilka tygodni temu, kiedy zabrakło jej poczucia humoru.
Pewna bibliotekarka o imieniu Polly
zwierzyła mi się raz, że bardziej niż goli
turyści na plaży
ją brzydkie wyrazy
drażnią, że aż ząb trzonowy z rozdrażnienia boli.
Pózniej dałem jej genialne nagranie Trzeciej Symfonii Saint*Saensa i poszliśmy do składu posłuchad
muzyki.
Rozdział dziewiętnasty
W niedzielę po południu Qwilleran i dwa podenerwowane syjamczyki przenieśli się pod swój zimowy
adres. Im bardziej przeprowadzka się opózniała, tym bardziej, jak zauważył Qwilleran, koty były
zdenerwowane. Tak jakby bały się, że o nich zapomni.
Przeprowadzka do Indian Village, oddalonego o piętnaście mil, nie była łatwiejsza niż przeprowadzka na
inny kontynent. Trzeba było powiadomid przyjaciół, sąsiadów i partnerów.
Komendant policji Brodie zawsze chętnie dopilnował posiadłości. Pani Fulgrove miała opróżnid lodówkę i
zabrad do domu całe jedzenie, które będzie w stanie zjeśd. Qwilleran kupił kilka słodkości, żeby jej
staranie nie poszło na marne. Załoga Pata O'Della miała zabezpieczyd dom na zimowe zawieruchy.
Przed wyjazdem z miasta Qwilleran postanowił wybrad się na ostatni spacer po lesie i wokół Winston
Park. Uświadomił sobie, że będzie pozbawiony tej przyjemności przez kolejnych sześd miesięcy. Nie
będzie więcej powitalnych harców w kuchennym oknie ani przedzierania się przez gęste zarośla,
otwierania drzwi, wachlujących się ogonów... Jak opisad te uczucia?
W niedzielę po południu tylko jeden kot nadawał sygnały z kuchennego parapetu. Na automatycznej
sekretarce zastał wiadomośd od Pogodnego Jimmy'ego. Nie odpowiedział natychmiast, najpierw
zadzwonił do prawnika.
* Przepraszam, że zawracam ci głowę w niedzielę, Bart.
* Nic nie szkodzi, to miło, że dzwonisz. Dostaliśmy dzisiaj wiadomośd, że przenosisz się do Indian Village.
* Właśnie. Zastanawiałem się, czy nie znalazłbyś chwili jutro rano, żeby wpaśd do mojego apartamentu
po drodze do pracy. Chcę przedyskutowad coś ciekawego. Ten sam blok, osiedle  Wierzby", Indian
Village.
Qwilleran rozłączył się i oddzwonił do apartamentu numer trzy.
* Cześd Joe. Wyruszamy do Indian Village, o co chodzi?
* Doktor Connie jest już pod dwójką.  Wierzby" są znów pełne. Co powiesz na powitalną pizzę dziś
wieczorem u mnie? Polly zrobi sałatkę. Linguini dostarczą pizzę i wino. Będzie piwo i woda squunk dla
skunksów.
* Zwietnie. Czy mogę się przydad?
* Możesz zaśpiewad piosenkę. Ja zagram na pianinie.
Syjamczyki miały już za sobą wiele zim w Indian Village, ale kiedy wyjrzały z podróżnych koszów,
wszystko wydawało się im nowe i dziwne. Nawet woda w miseczce i szmaciany dywanik przed
kominkiem były podejrzane. Nieznajome wydawały się też talerze, na których dostały kolację. Jednak już
przed powrotem Qwillerana z pizzy ganiały się bez opamiętania po schodach, tarzały po chodniczku i
zakopywały pod poduszkami na sofie w poszukiwaniu zimowych skarbów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl