[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spudłował...
- Nie myśl o tym. Jestem mu wdzięczna i muszę mu to powiedzieć.
- Nie.
- Ezechiel powiedział, że mnie zabije, bo sprawiam mu za dużo
kłopotów.
- Ryan powinien był poczekać - upierał się Adam.
Daniel usłyszał jego uwagę.
- Wiedziałem, co robię, panie Clayborne. - Akurat. Powinien był
pan zostawić to mnie... Ryan nie pozwolił mu dokończyć.
- Pan był za bardzo zaangażowany uczuciowo. Ja nie.
- Ty zimny draniu!
Ryan podszedł bliżej.
- Owszem, jestem zimnym draniem.
- Mógł pan ją zabić. Gdyby Ezechiel drgnął albo próbował się
uchylić, trafiłby pan Genevieve.
- Poczekałem na właściwą chwilę.
- Do diabła z takim tłumaczeniem.
Genevieve nie mogła zrozumieć, co się dzieje. Mężczyzni, którzy
jeszcze przed chwilą ocalili jej życie, teraz zachowywali się tak, jakby
chcieli się nawzajem pozabijać. Wydało jej się to całkiem bezsensowne.
- Dla pana nie było ważne, czy ona wyjdzie z tego żywa, czy
martwa. Co z pana za szeryf? Powinien pan chronić obywateli, a nie
strzelać do nich.
Adam mocno popchnął Ryana. Ryan odwzajemnił się tym samym.
- Było dla mnie ważne, ale tak się składa, że w odróżnieniu od
pana nie jestem w niej zakochany. Pojmujesz różnicę, człowieku?
Popatrz na swoje ręce. Jeszcze się trzęsą.
- Oj, trzęsą się, trzęsą, żeby trzasnąć cię w gębę. Przysięgam, że...
Kątem oka Adam zauważył, że Lewis się podnosi. Opryszek, który
dotąd leżał nieprzytomny, podzwignął się na kolana. W ręce miał
rewolwer. W tej samej chwili Ryan spostrzegł błysk metalu. Obaj z
Adamem obrócili się i wystrzelili jednocześnie.
Kula Adama wybiła Lewisowi broń z ręki. Pocisk Ryana przeszył
pierÅ› bandyty. Lewis runÄ…Å‚ na ziemiÄ™.
Przerażona Genevieve chwyciła się za gardło. Wszystko stało się
tak szybko, że nawet nie zdążyła krzyknąć. Na Adamie i Ryanie
wypadek nie zrobił jednak większego wrażenia. Przez parę sekund
patrzyli jeszcze na Lewisa, żeby upewnić się, że nic im z jego strony nie
grozi, po czym znów odwrócili się do siebie i jakby nigdy nic podjęli
zaciekły spór.
Genevieve odsunęła się od nich i cofając się, wpadła na szeryfa
Nortona.
- Jak oni mogą być tacy gruboskórni? Przed chwilą zabili
człowieka! - Głos drżał jej z przejęcia, a cała się trzęsła.
- Mnie się zdaje, że ten człowiek po prostu zasługiwał na śmierć.
Inaczej pewnie trafiłby któregoś z tych dwóch. Dlatego nie ma co go
żałować.
- A dlaczego oni się kłócą?
- Ach, po prostu muszą się wyładować. Z ganku Barnesa
widziałem, co się tu działo. Porządnie ich pani wystraszyła, i to obu.
Gdyby ten rewolwer przy pani głowie wystrzelił, zle by się to skończyło.
Szeryf trącił czubkiem buta nieruchomą nogę Ezechiela.
- Teraz nie wydaje siÄ™ niebezpieczny, prawda?
Genevieve nie chciała spojrzeć na zwłoki. Odwróciła się do Adama
akurat w porę, by usłyszeć, jak tłumaczył Ryanowi, że należało
próbować pertraktacji z Ezechielem.
- Nie pertraktuję z kryminalistami - odparł Ryan. - Może pan się
wściekać do woli, ale jak pan ochłonie, to i tak przyzna mi pan rację.
Postąpiłem słusznie. Przecież powiedziałem, że nie chybię, i nie
chybiłem.
- Taki pan pewny siebie?
- Nie, jestem taki dobry - stwierdził chełpliwie Ryan. - Poza tym
ułatwił mi pan robotę, wystawiając się na cel. To było zresztą bardzo
głupie.
Adam poczuł się urażony tą ostatnią uwagą. Znów pchnął Ryana.
Ten jednak nie cofnÄ…Å‚ siÄ™ ani o krok.
Genevieve poczuła, że musi na chwilę usiąść. Serce jej waliło, a
nogi odmawiały posłuszeństwa. Zwróciła się do szeryfa Nortona:
- Adam omal przeze mnie nie zginął - wyznała słabym głosem.
Szeryf ujÄ…Å‚ jÄ… pod ramiÄ™.
- Pani drży jak listek - powiedział. - Przecież to nie pani wina, że jej
towarzysz ma samobójcze zapędy.
- Właśnie, że moja. Póki się nie zjawiłam, żył sobie spokojnie i
bezpiecznie na ranczu. A ja narobiłam mu kłopotów.
Szeryf poklepał ją niezgrabnie.
- Spokojnie, nie ma potrzeby płakać. Kłopotów narobił ten oprych,
który leży martwy na ulicy.
- On był poszukiwany - wykrzyknęła Genevieve, przypomniawszy
sobie o liście gończym. Wydobyła go z kieszeni i podała szeryfowi.
- Był pan osobiście zainteresowany tą damą zarzucił Adamowi
Ryan, dostatecznie głośno, by Genevieve usłyszała.
- Jestem zainteresowany! - ryknÄ…Å‚ Adam. - Kocham jÄ…, ale to nie
znaczy, że nie mógłbym tego załatwić.
Genevieve odwróciła się w jednej chwili.
- Kochasz mnie? - zawołała.
Adam nawet na nią nie spojrzał.
- Nie wtrącaj się, Genevieve. A pan się myli, Ryanie. Igrał pan jej
życiem. Zabiłbym pana za to.
- Nie możesz mnie kochać. Wyjeżdżam do Paryża.
Ryan i Adam odwrócili się nagle do niej. Genevieve wykonała
zwrot na pięcie i pobiegła w stronę aresztu. Już podjęła decyzję. Zabierze
torebkę i niezwłocznie wyruszy do Kansas. A gdy tylko odda
Thomasowi pieniÄ…dze, wsiÄ…dzie w pierwszy pociÄ…g jadÄ…cy na
Wschodnie Wybrzeże.
Tak się śpieszyła, że nawet nie poczekała, aż szeryf otworzy drzwi
i przepuści ją przodem. Sama wpadła do środka i popędziła przed siebie,
ale stanąwszy przed celą, zorientowała się, że nie ma kluczy. Musiała
zgubić je po drodze.
Nawet nie wiedziała, że przez cały czas płacze, dopóki szeryf nie
podał jej chustki.
- No, no, już dobrze - powiedział.
- Zgubiłam pana klucze - jęknęła żałośnie.
- Tutaj je mam - odparł szeryf. - Znalazłem cały pęk pośrodku
ulicy, tam gdzie go pani upuściła. Ale zupełnie nie rozumiem, po co
zamknęła pani ubranie za kratkami. Czy sądziła pani, że ktoś je
ukradnie?
Najpierw pokręciła głową, ale zaraz potem przytaknęła. Ani ona,
ani Adam nie powiedzieli szeryfowi o pieniądzach, a nie było potrzeby
wdawać się w zbędne wyjaśnienia.
W tej chwili otworzyły się frontowe drzwi i do środka wszedł
Adam. Na progu musiał się schylić, żeby nie rozbić głowy o framugę.
Gniewnie marszczył czoło, ale nie miało to większego znaczenia. I tak
był najwspanialszym mężczyzną, jakiego Genevieve znała.
- Niech pan mu każe stąd iść - szepnęła do szeryfa.
- Musiałbym mieć jakiś powód, szanowna pani - odparł Norton,
otwierajÄ…c drzwi celi.
Wpadła do środka po torebkę, ale na dzwięk głosu Adama
odwróciła się.
- Co ci się stało? Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?
Nie mogła pojąć, że inteligentny człowiek może wykazać się taką
tępotą. Patrzyła na niego przez kratki i ze wszystkich sił starała się
powstrzymać strumienie łez.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]