[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- zadecydował wreszcie. Rejestratorka i technik la-
boratoryjny, którzy jeszcze pozostali w klinice, ski-
nęli głowami. Fred wstał z miejsca, również gotów
do pomocy.
- Czy mogę spróbować porozmawiać z nią? -
zapytała Tara, pchnięta nagłym impulsem, widząc
lęk w oczach kobiety.
Nicholas spojrzał na nią, zaskoczony.
- Dobrze, tylko pospiesz się, bo jeśli zaraz jej
nie nawodnimy, będzie zle.
- Okej. - Tara napełniła trzy szklanki wodą i po-
stawiła na stoliku, a potem zaciągnęła zasłonę, od-
dzielającą pomieszczenie, po którym pacjentka
dreptała niezmordowanie. Usiadła na krześle i
chciwie upiła łyk z pierwszej szklanki.
78
S
R
- Ile masz dzieci? - zagadnęła.
- Czwórkę. Czekają głodne w domu i muszę im dać
obiad.
Tara skinęła głową.
- Zaraz stąd wyjdziesz, ale na dworze jest taki
upał, że powinnaś napić się przed wyjściem - po
wiedziała, podsuwając kobiecie drugie krzesło.
Chora zerknęła na nią nieufnie, ale po chwili wa-
hania opadła ciężko na krzesło. Tara wstrzymała od-
dech, czując, że teraz musi działać szczególnie
ostrożnie, aby jej nie spłoszyć. Znów uniosła szklankę
do ust i podsunęła kobiecie drugą.
- Chłopcy czy dziewczynki? - indagowała.
Pacjentka wypiła pierwszy, mały łyk.
- Dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Strasz
nie dużo mam z nimi roboty.
Tara uśmiechnęła się ze współczuciem, po raz ko-
lejny sięgając po szklankę.
- Uff, jak gorąco - westchnęła. - A ty musisz haro-
wać w taki upał. Wyobrażam sobie, tu wykąp, tu na-
karm, i pewnie wszystko sama... - paplała.
- Jakbyś zgadła. - Kobieta szybko upiła kilka łyków.
- Ten mój Henri wcale mi nie pomaga.
Rozmawiały jeszcze chwilę, popijając wodę, aż pa-
cjentka wyciszyła się i uspokoiła.
- Aa, ale jestem zmęczona - ziewnęła.
- Widzę, że nie czujesz się najlepiej. Może zbada cię
doktor?
Kobieta kiwnęła głową, przymykając oczy. Nicholas
w jednej chwili znalazł się przy niej i zaczął badać
79
S
R
puls. Kiedy rozchylił bluzkę, by wysłuchać serca,
zobaczył na szyi identyfikator cukrzyka.
- Każ technikowi przynieść insulinę i kroplówkę
z solą fizjologiczną - polecił Tarze.
Przez następne kilka godzin zajmował się chorą,
dopóki jej stan nie ustabilizował się. Dopiero teraz
można było ją przewiezć do szpitala, odległego o
godzinę jazdy. Błędny wzrok pacjentki znów stał
się przytomny. Wreszcie powiedziała, gdzie
mieszka i jak się nazywa. Wezwano ambulans i
skontaktowano się z zaniepokojoną rodziną.
Kiedy opuścili klinikę, była głucha noc. Tara była
tak zmęczona, że potknęła się o kamień i upadła na
kolana. Jęknęła, gdy przeszył ją ból. Opiekuńcze ra-
miona Nicholasa objęły ją natychmiast, pomagając
wstać.
- Wszystko w porządku? - zapytał z niepoko-
jem. Tara zachłannie wdychała chłodne powietrze,
usiłując uporać się z szokiem i z emocjami, jakie
wzbudziła w niej bliskość mężczyzny.
- Na pewno? - dopytywał się, obracając ją ku
sobie twarzą. - Możesz swobodnie oddychać?
Będę mogła, jeśli natychmiast mnie puścisz, jęk-
nęła w myśli. Zmusiła się, by wziąć głęboki, uspo-
kajający oddech.
- %7łyję - wydyszała. - Widzisz? Nie zauważy
łam, że ziemia się poruszyła, i tyle. Czy możemy
już wracać do pałacu?
Zerknął na zegarek.
- Jasne, nawet musimy. Królowa urwie mi głowę,
80
S
R
że włóczę narzeczoną po nocy. A gdyby wiedziała,
że kazałem ci harować razem ze mną za darmo w kli-
nice dla biedaków... lepiej nie mówić.
- Bardzo mi się podoba taka praca - powiedziała, w
ułamku sekundy przeżywając jeszcze raz wszystko, co
ją dzisiaj spotkało. Była śmiertelnie zmęczona, ale
szczęśliwa jak nigdy.
- Jezdzisz tam codziennie? - zapytała, gdy usiedli
w dżipie i Fred ruszył, brawurowo prowadząc auto
górską drogą w ciemnościach.
- Chciałbym, ale nie mogę. Mam w pałacu ofi-
cjalne obowiązki. Marzę także o własnej praktyce,
ale to musi na razie poczekać. Im więcej pracuję spo-
łecznie w takich ośrodkach, jak ten, tym większą mam
siłę przekonywania, kiedy proszę innych lekarzy, aby
poświęcili swój czas dla biednych. Z pewnością
przyjdzie moment, kiedy obejmę oficjalne stanowisko
rządowe, związane ze sprawami zdrowia i opieki
społecznej, ale będę starał się nadal praktykować,
gdyż kontakt z pacjentami jest dla mnie sprawą fun-
damentalną.
- Powinieneś - przytaknęła, pamiętając, jak fan-
tastycznie potrafił nawiązywać kontakt z małymi pa-
cjentami w klinice.
Zerknął na nią, zaintrygowany.
- Co powinienem?
Wyczuła w jego głosie nutę zaskoczenia, pasują-
cego do członka królewskiej rodziny, któremu ktoś z
poddanych ośmielił się powiedzieć, że powinien" coś
zrobić. Uśmiechnęła się wyrozumiale.
81
S
R
- Powinieneś leczyć ludzi, bo jesteś wspaniałym
lekarzem.
Patrzył na nią długo, poważnie, a potem stwier-
dził bez uśmiechu:
- Nigdy nie usłyszałem takich słów od mojej ro-
dziny.
- Widocznie nie mieli okazji obserwowania cię
w działaniu.
Dopiero teraz, kiedy się rozpromienił, zobaczyła,
jak wielką przyjemność sprawiła mu jej opinia.
- A skoro mowa o działaniu... skąd wiedziałaś,
jak postąpić z Cecile?
Miał na myśli kobietę chorą na cukrzycę. Tara
wzruszyła ramionami.
- Czysty przebłysk intuicji. Wierz mi, nie czytałam
o tym w mądrych książkach ani w Internecie. Po pro
stu przeraziła mnie perspektywa, że siłą zmusicie tę
biedaczkę do leczenia, i postanowiłam spróbować in
nego podejścia. Ciągle mówiła o dzieciach, więc
uznałam, że to może stać się punktem zaczepienia.
Nicholas ulotnym ruchem dłoni odgarnął Tarze
pasmo włosów z policzka.
- Miałaś rację - powiedział, wpatrując się w jej
twarz, jakby dostrzegł tam nagle nowe, nieznane
zródło fascynującej wiedzy. - I pomagałaś mi z za-
pałem, choć widziałem, że dosłownie padasz na
nos.
- Chętnie robiłabym to częściej - zadeklarowała,
usiłując uporać się ze zmysłowym doznaniem, jakie
niósł dotyk palców Nicholasa, przeczesujących jej
włosy.
82
S
R
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Naprawdę - potwierdziła.
- Masz załatwione.
- Zwietnie!
- Skoro tak, możemy pomówić o czymś przyje-
mniejszym. Zapraszam cię na nocną kąpiel. - Fred -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]