[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musiała i jeszcze kto wie, czy wystarczy on do czasu, w którym te lafiryndy, które chcą stroić
się, a szwaczkom połowę tylko należności wypłacają, zaczną sobie suknie i inne stroje na
jesień sprawiać! Boże! gdybyż ta jesień prędzej już nadeszła! I roboty znów przybędzie, i
skwary przeminą. Uf! jak gorąco! Pan Bóg, doprawdy, powinien by lata wsiom tylko dawać,
a nad miastami zawieszać wieczne jesienie i zimy!
Wtem z otwartych okien jakichś suteren wydobył się i całą ją gęstym kłębem owionął tak
silny i obrzydliwy swąd kuchenny, że zakrztusiła się, w gardle ją zdławiło i łzy jej do oczu
nabiegły. Szybko minęła tłustym smrodem zionące okna i prawie już biegnąc wpadła znowu
55
w tuman kurzawy podnoszący się spod kilku ciągnących ulicą wozów. Boże! gdybyż ta jesień
prędzej już nadeszła! Z dwojga złego, deszcz i błoto mniej są przykre od smrodu i kurzu.
Niech tam sobie ci, co mieszkają na wsi, wiosnę i lato lubią... Jak ona dawno na wsi nie była,
może już dziesięć lat... ostatni raz u Ginejków, kiedy to oni jeszcze swoją kolonijkę mieli...
Przy tej myśli zwolniła nieco kroku i rękę do czoła podniosła. Po co, po co to nazwisko tak
często plącze się jej w myśli? Powinna by o nim zapomnieć, kazać sobie zapomnieć, bo przy
wszystkich jej zmartwieniach i udręczeniach ten jeszcze ciężar w pamięci i sercu nosić  za
wiele! Po co oni tu przyjeżdżali? po co ten dzień pamiętny przerznął jej życie jak szlak sło-
neczny, za którym i przed którym  ciemna noc? Dzień jeden, chwila, jakiś sen dziwny i  po
wszystkim! Głupstwo! Nie ma ona czasu takimi głupstwami głowy sobie nabijać i czynić tego
nie powinna, bo wie i czuje, że samej jednej o nich myśleć  jest wstydem i upokorzeniem.
Toteż nie będzie, nigdy już najpewniej nie będzie! Postanawiała to już nieraz, ale jakoś dotąd
nie mogła dotrzymać dawanego sobie przyrzeczenia. Teraz jednak dotrzyma... Oto i teraz już
myśli o tym, jaki śmieszny kapelusz ma na głowie ta pani, która przeciwległym chodnikiem
idzie i pieska z sobą na sznurku prowadzi... A ten człowiek z piłą na plecach, jaki zmęczony!
zdaje się, że upadnie zaraz... zaś ta %7łydówka z dwoma koszami pełnymi bułek na rękach bar-
dzo do Ruchli... Ach!
Wewnętrzny wykrzyk ten wydawszy, jak wryta stanęła i szeroko otwartymi oczyma wpa-
trzyła się w młodego, zgrabnego mężczyznę, który w wysokich butach i grubej, zgrabnie
skrojonej odzieży śpiesznie szedł po przeciwległym chodniku. To stanie i patrzenie trwało
przecież zaledwie kilka sekund, po których, z ruchem zniecierpliwienia i bledsza nieco jak
wprzódy, iść dalej zaczęła. Czyż nigdy nie przestanie ona być głupią? Bo głupią być trzeba,
aby proste i po przypatrzeniu się małe nawet podobieństwo tak ją wzruszało, że nogi jej drżą i
szum w uszach tłumi turkot przejeżdżających dorożek! Z daleka jednak ten młody człowiek w
wysokich butach był tak do niego podobnym, że pomyślała zrazu... Ale po przypatrzeniu się,
zupełnie co innego... Daleko brzydszy, mniej zgrabny i włosy nie takie piękne, gęste... Naj-
piękniejszy jednak ze wszystkiego ma on uśmiech, taki miły, serdeczny, i oczy siwe, takie
błyszczące a czasem tak przezroczyste i głębokie jakby z kryształu... Czy znowu?
Zawrzała gniewem, ale tym razem przeciwko samej sobie uczutym. Znowu myślała o
tym... Woli i wstydu za grosz chyba nie ma, jeżeli wstrzymać się od tych myśli i wspomnień
nie może. Otóż może! Otóż przekona samą siebie, że cokolwiek sobie rozkaże, to i uczyni, co
postanowi, to i spełni. Otóż i teraz myśli już o tym tylko, w jakim dziś stanie, po parogodzin-
nej na miasto wycieczce, matkę znajdzie? Bo od jakiegoś czasu zaczęła ona doświadczać ja-
kichś osłabień i zawrotów głowy, chwilowych wprawdzie, ale coraz częstszych. Te srogie
upały szczególniej jej szkodzą. Upały swoją drogą, a ciągła desperacja swoją. Wewnętrznie
desperuje, a na zewnątrz wybucha coraz większą irytacją i zgryzliwością. Wszystko to musi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •